Dobry pływak musi być dziś wysoki i chudy, o gładkiej skórze i wygolonej czaszce. Ciekaw jestem, czy normalnie owłosiony mężczyzna ma jeszcze jakiekolwiek szanse we współczesnym pływaniu?
Dzięki programowi Eurosport mogę oglądać olimpiadę w telewizji, kiedy tylko mam na to czas, choćby przez 24 godziny na dobę. Przestałem więc zaglądać do gazety i sprawdzać, kiedy i gdzie nadawane są olimpijskie relacje. Po prostu przez dwa tygodnie postanowiłem się ograniczyć do Eurosportu. Przez trzynaście godzin (od północy do pierwszej po południu) przekazywane tu są bezpośrednie transmisje, potem przez siedem godzin powtórki, zaś między ósmą wieczorem a północą - najlepsze fragmenty z całego dnia. Olimpiada jak na dłoni.
Przez pierwsze dni nie mogłem wyjść z szoku - na ekranie prezentowano sporty, których od dawna w telewizji nie widziałem: zawody pływackie, wioślarskie, judo, kolarstwo torowe, gimnastykę, triathlon. Ze zdumieniem patrzyłem na młode twarze sportowców i śledziłem ich walkę. Ależ to pasjonujące - stwierdziłem zdziwiony - dlaczego w telewizji częściej tego nie pokazują, tylko ciągle piłkę i piłkę?! Zapytałem nawet kolegów zajmujących się sportem w mojej redakcji i całkiem zbaraniałem, słysząc, co mi odpowiedzieli: bo u nas ludzie interesują się głównie piłką, a "prawdziwych kibiców" nie obchodzą inne dyscypliny!
Nie uwierzyłem. Zapytałem kolegę od koszykówki o pływanie. Uśmiechnął się przepraszająco. Kolegę od futbolu o triathlon. Myślał, że z niego żartuję. Zacząłem się orientować, że większość sportów olimpijskich traktuje się u nas jak DZIWACTWO. W tej sytuacji nie dziwiłem się już, że wśród najlepszych zawodników nie było Polaków. Skąd mają się brać, skoro sama istota walki na tych arenach nie wywołuje u nas zainteresowania?
Sport w Polsce przeżywa zdumiewający zanik społecznej percepcji. Jakby zniknął z horyzontu życia albo raczej pozostawał jeszcze na nim z przyzwyczajenia, a nie z potrzeby. W sedno trafił Bohdan Tomaszewski (kiedy wreszcie pojawi się ktoś z młodszego pokolenia, kto w tej dziedzinie zacznie trafiać w sedno?!), który na pytanie prezentera telewizyjnego, kiedy Polska mogłaby się ubiegać o organizację letnich igrzysk olimpijskich, odparł, że nie ma pojęcia, bo do tego potrzeba nie tylko określonej liczby nowoczesnych obiektów sportowych i całej infrastruktury olimpijskiej, ale - przede wszystkim - właściwego klimatu społecznego, rzeczywistego zainteresowania sportem! Olimpiady udają się w miastach, w których sport jest nieodłączną częścią codzienności, niezależnie od okolicznościowych imprez; gdzie ludzie nie mogą się po prostu obejść bez sportu.
W Sydney wszelkie sporty czują się jak w domu. To widać, to czuć. Sportowcy zaś traktowani są jak bohaterowie. Szczególna pod tym względem była ceremonia otwarcia igrzysk, podczas której znicz olimpijski przekazywały sobie z rąk do rąk... sędziwe sportsmenki, siwe panie wyglądające tak jak większość pań w ich wieku (jedna była wręcz na wózku inwalidzkim). To były medalistki minionych olimpiad, sprzed kilkudziesięciu lat. Po sukcesach sportowych zdążyły mieć zupełnie normalne życie, które odebrało im sprężystość, smukłą linię i sprawność większą niż u innych. Pozostały jednak w pamięci ludzi jako zwyciężczynie. Na olimpijskim stadionie w roku 2000 dostały owację. Musiały mieć satysfakcję, że żyją w kraju, w którym warto być mistrzem sportu.
Telewizyjne godziny spędzone z Eurosportem przekonały mnie jednak także o tym, że w dzisiejszych zawodach trudno już odróżnić, kto się z kim ściga. Teoretycznie wiadomo: zawodnicy mają numery i koszulki w barwach krajów, które reprezentują. Ale wyniki, jakie osiągną, nie zależą wyłącznie od zawodników i mądrości ich trenerów. Teraz także od wynalazków technicznych, obmyślanych przez firmy próbujące pokonać opór powietrza i wody. Dlatego kolarze jeżdżą na czymś, co już nie przypomina rowerów, a na głowie mają kosmiczno-owadzie kaski, w których oni sami wyglądają jak odwłoki. Dlatego pływacy nie rozbierają się już przed wejściem do wody, lecz... ubierają w połyskliwe stroje nazywane "skórą rekina". Wszystko po to, by zmniejszyć tarcie. Zauważyłem też, że są starannie dobierani, by reprezentować określony typ człowieka o małym tarciu. Dobry pływak musi być dziś wysoki i chudy, o gładkiej skórze (ani jednego włoska na klacie!) i - najlepiej - wygolonej czaszce. Ciekaw jestem, czy normalnie owłosiony mężczyzna (albo wręcz z trzydniowym zarostem na twarzy!) ma jeszcze jakiekolwiek szanse we współczesnym pływaniu? I jeśli ma, to czy musi się wydepilować, żeby się liczyć w konkurencji? I czy stożkowy kształt czaszki nie ułatwiłby mu bicia rekordów?
Oglądając olimpiadę 2000 w telewizji, podziwiam najbardziej wysportowanych ludzi tego globu, ale też raz po raz mam wrażenie, że należą oni do jakiegoś obcego gatunku. Tak bardzo się różnią w swoich aerodynamicznych akcesoriach od zwykłych ludzi, jakby byli z innej planety. Gdy zasypiam przed telewizorem, śni mi się, że wygrywają stożkogłowi. Albo mutanci.
Przez pierwsze dni nie mogłem wyjść z szoku - na ekranie prezentowano sporty, których od dawna w telewizji nie widziałem: zawody pływackie, wioślarskie, judo, kolarstwo torowe, gimnastykę, triathlon. Ze zdumieniem patrzyłem na młode twarze sportowców i śledziłem ich walkę. Ależ to pasjonujące - stwierdziłem zdziwiony - dlaczego w telewizji częściej tego nie pokazują, tylko ciągle piłkę i piłkę?! Zapytałem nawet kolegów zajmujących się sportem w mojej redakcji i całkiem zbaraniałem, słysząc, co mi odpowiedzieli: bo u nas ludzie interesują się głównie piłką, a "prawdziwych kibiców" nie obchodzą inne dyscypliny!
Nie uwierzyłem. Zapytałem kolegę od koszykówki o pływanie. Uśmiechnął się przepraszająco. Kolegę od futbolu o triathlon. Myślał, że z niego żartuję. Zacząłem się orientować, że większość sportów olimpijskich traktuje się u nas jak DZIWACTWO. W tej sytuacji nie dziwiłem się już, że wśród najlepszych zawodników nie było Polaków. Skąd mają się brać, skoro sama istota walki na tych arenach nie wywołuje u nas zainteresowania?
Sport w Polsce przeżywa zdumiewający zanik społecznej percepcji. Jakby zniknął z horyzontu życia albo raczej pozostawał jeszcze na nim z przyzwyczajenia, a nie z potrzeby. W sedno trafił Bohdan Tomaszewski (kiedy wreszcie pojawi się ktoś z młodszego pokolenia, kto w tej dziedzinie zacznie trafiać w sedno?!), który na pytanie prezentera telewizyjnego, kiedy Polska mogłaby się ubiegać o organizację letnich igrzysk olimpijskich, odparł, że nie ma pojęcia, bo do tego potrzeba nie tylko określonej liczby nowoczesnych obiektów sportowych i całej infrastruktury olimpijskiej, ale - przede wszystkim - właściwego klimatu społecznego, rzeczywistego zainteresowania sportem! Olimpiady udają się w miastach, w których sport jest nieodłączną częścią codzienności, niezależnie od okolicznościowych imprez; gdzie ludzie nie mogą się po prostu obejść bez sportu.
W Sydney wszelkie sporty czują się jak w domu. To widać, to czuć. Sportowcy zaś traktowani są jak bohaterowie. Szczególna pod tym względem była ceremonia otwarcia igrzysk, podczas której znicz olimpijski przekazywały sobie z rąk do rąk... sędziwe sportsmenki, siwe panie wyglądające tak jak większość pań w ich wieku (jedna była wręcz na wózku inwalidzkim). To były medalistki minionych olimpiad, sprzed kilkudziesięciu lat. Po sukcesach sportowych zdążyły mieć zupełnie normalne życie, które odebrało im sprężystość, smukłą linię i sprawność większą niż u innych. Pozostały jednak w pamięci ludzi jako zwyciężczynie. Na olimpijskim stadionie w roku 2000 dostały owację. Musiały mieć satysfakcję, że żyją w kraju, w którym warto być mistrzem sportu.
Telewizyjne godziny spędzone z Eurosportem przekonały mnie jednak także o tym, że w dzisiejszych zawodach trudno już odróżnić, kto się z kim ściga. Teoretycznie wiadomo: zawodnicy mają numery i koszulki w barwach krajów, które reprezentują. Ale wyniki, jakie osiągną, nie zależą wyłącznie od zawodników i mądrości ich trenerów. Teraz także od wynalazków technicznych, obmyślanych przez firmy próbujące pokonać opór powietrza i wody. Dlatego kolarze jeżdżą na czymś, co już nie przypomina rowerów, a na głowie mają kosmiczno-owadzie kaski, w których oni sami wyglądają jak odwłoki. Dlatego pływacy nie rozbierają się już przed wejściem do wody, lecz... ubierają w połyskliwe stroje nazywane "skórą rekina". Wszystko po to, by zmniejszyć tarcie. Zauważyłem też, że są starannie dobierani, by reprezentować określony typ człowieka o małym tarciu. Dobry pływak musi być dziś wysoki i chudy, o gładkiej skórze (ani jednego włoska na klacie!) i - najlepiej - wygolonej czaszce. Ciekaw jestem, czy normalnie owłosiony mężczyzna (albo wręcz z trzydniowym zarostem na twarzy!) ma jeszcze jakiekolwiek szanse we współczesnym pływaniu? I jeśli ma, to czy musi się wydepilować, żeby się liczyć w konkurencji? I czy stożkowy kształt czaszki nie ułatwiłby mu bicia rekordów?
Oglądając olimpiadę 2000 w telewizji, podziwiam najbardziej wysportowanych ludzi tego globu, ale też raz po raz mam wrażenie, że należą oni do jakiegoś obcego gatunku. Tak bardzo się różnią w swoich aerodynamicznych akcesoriach od zwykłych ludzi, jakby byli z innej planety. Gdy zasypiam przed telewizorem, śni mi się, że wygrywają stożkogłowi. Albo mutanci.
Więcej możesz przeczytać w 40/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.