Kim są polscy przeciwnicy globalizacji
Nie podoba mi się, że żyjemy w świecie wielkich korporacji, w których obowiązuje kapitalizm z XIX wieku. Drażni mnie masowość. Dlatego pojechałem do Pragi - mówi 23-letni Maciej Roszak, poznański anarchista ze squatu Rozbrat, który z demonstracji przeciw globalizacji, Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i Bankowi Światowemu wrócił z podbitym okiem i poczuciem, że przez kilka dni miał wpływ na losy świata. Poszkodowany został w Pradze także Marek Piekarski, inny poznański anarchista. - Były zadymy, były helikoptery, były armatki wodne i granaty, i to wszystko tylko dlatego, że nie chciano nas wpuścić do centrum kongresowego, w którym obradowali finansiści - opowiada Roszak.
Jest on chyba najbardziej znanym poznańskim anarchistą. W ostatnich latach uczestniczył praktycznie we wszystkich akcjach firmowanych przez Federację Anarchistyczną, grupę najbardziej w Polsce zaangażowaną w zwalczanie globalizmu. Czasem anarchiści protestowali wspólnie z ekologami - jak na Górze Świętej Anny, gdzie przeciwnicy budowy autostrady przywiązali się do drzew. Innym razem z antykomunistyczną Naszością - jak przed konsulatem Rosji w Poznaniu, kiedy protestowano przeciwko rosyjskim zbrodniom w Czeczenii. Maciej Roszak zerwał wtedy rosyjską flagę z gmachu konsulatu. W Ustrzykach Dolnych anarchiści demonstrowali przeciwko wydalaniu z Polski cudzoziemców - pod hasłem "Nikt nie jest nielegalny". Podobny charakter miały ich protesty organizowane we Lwowie. W Krakowie wystąpili w obronie kolegi, aresztowanego podczas demonstracji przeciwko balowi karnawałowemu zorganizowanemu pod patronatem władz miasta.
- Na wyjazd do Pragi udało nam się zorganizować grupę 1200 członków różnych ruchów, które w swoich programach sprzeciwiają się globalizacji. Byli więc anarchiści, ekolodzy, ruchy komunizujące i związkowcy. Oceniamy, że jesteśmy w tej chwili w stanie zmobilizować w naszym kraju ok. 2 mln ludzi, którzy będą się aktywnie sprzeciwiać dominacji wielkich korporacji - przechwala się Piotr Rachwalski, jeden z koordynatorów polskich ruchów antyglobalizacyjnych.
Czeska policja twierdzi, że Polaków było w Pradze nie więcej niż czterystu. Okazało się też, że ostatecznie zabrakło tam przedstawicieli OPZZ, którzy początkowo zapewniali anarchistów, że do stolicy Czech pojadą. Wszyscy podróżowali za własne pieniądze, składali się tylko na materiały potrzebne do zrobienia transparentów czy plakatów. Najliczniej reprezentowane były ruchy anarchistyczne z Poznania, Warszawy, Gdańska, Krakowa, Łodzi, Szczecina, Białegostoku, Wrocławia, a wyjątkowo silna była tym razem reprezentacja Opola.
W przeciwieństwie do ekologów anarchiści nie są finansowani z zewnątrz, a swoje akcje organizują za pieniądze ze składek. Wywodzą się z bardzo różnych środowisk, najczęściej inteligenckich. Są wśród nich studenci, uczniowie wyższych klas licealnych, graficy komputerowi, dziennikarze pracujący jako freelanserzy. Do bardziej znanych liderów tego środowiska oprócz Macieja Roszaka należą Jany Waluszko z Gdańska oraz Marek Kurzyniec z Krakowa. Ten ostatni był członkiem grupy uwięzionej w Czeczenii i uwolnionej dzięki działaniom polskiego MSZ.
- Przeciw globalizacji walczy w Polsce Federacja Zielonych, Federacja Anarchistyczna, inne grupy anarchistyczne, część PPS. Prędzej czy później dojdzie między nimi do porozumienia - przewiduje Maciej Roszak. - Nikt nie jechał do Pragi, żeby się rozerwać. Naszym celem jest walka o lepszy świat. Nie damy sobie wmówić, że globalizacja jest jedyną drogą rozwoju. Próba zahamowania tego procesu w tej chwili wydaje się utopią. Warto jednak pamiętać, że utopijna wydawała się także walka z komunizmem - przekonuje Piotr Rachwalski. Uważa, że widoczne są już efekty działań antyglobalistów, także polskich. Pierwszym są pożyczki Banku Światowego na restrukturyzację rolnictwa w Polsce. - Problemy zagrożeń, jakie niesie globalizacja, dopiero od niedawna zaczęły się pojawiać w gazetach organizacji socjalistycznych, anarchistycznych i związkowych. Wiele jednak wskazuje, że już niedługo będziemy mieli znacznie większe poparcie niż dotychczas.
W praskich zamieszkach wzięło udział 12 tys. demonstrantów, przeciwko którym wystawiono 11 tys. policjantów. Polacy stanowili widoczną i aktywną grupę. W walkach między protestującymi a policją użyto pałek, kostki brukowej i butelek z benzyną. Demolowano bankomaty i sklepy, salon mercedesa na Vaclavskim Namesti. - Zatrzymaliśmy 859 osób, z czego 330 to obcokrajowcy - informuje Jan Holoub, rzecznik praskiej policji. Wśród nich znaleźli się dwaj Polacy, których oskarżono o niszczenie mienia i napaść na funkcjonariuszy policji. Wcześniej dwóch dwudziestolatków z Polski (jeden był członkiem ruchu "Ziemia przede Wszystkim", drugi przedstawicielem Centrum Ruchów Niezależnych) przyczepiło się do przęseł "mostu samobójców", prowadzącego do centrum kongresowego. Rozwiesili na nim transparenty z napisem "End of corporation, end of rules" (koniec korporacji, koniec rządów) oraz przekreślonym logo Światowej Organizacji Handlu.
- Ten protest to nie tylko połamane żebra i wielkie zadymy. W mojej grupie przerzucaliśmy się z policjantami dowcipami. Uprawialiśmy
seating, graliśmy na bębnach. Panowała atmosfera pikniku, a do pełni mieszczańskiego szczęścia brakowało nam tylko grilla - mówi Mariusz Nowak, dwudziestoczteroletni uczestnik zajść. Na co dzień pracuje jako wolontariusz w dwóch organizacjach pozarządowych, zaś w trzeciej zarabia (jedną czwartą średniej krajowej pensji). - Forma łagodna, ale gniew prawdziwy. Bogaci osiągnęli swój status kosztem biednych. Dla nich liczy się tylko efektywność pracy i mają gdzieś tysiące ludzi, którzy z dnia na dzień lądują na bruku. Tym żarłocznym gębom chodzi tylko o zysk, który ciągle wydaje im się za mały - przekonuje Mariusz Nowak.
"Pozwólmy im odczuć na własnej skórze nasz dystans i brak entuzjazmu dla ich neoliberalnych bzdur", "Oni chcą rządzić światem, my chcemy tu wspólnie i wolno żyć" - głoszą antyglobaliści na stronach internetowych. Twierdzą, że nie dążą do bezpośredniej konfrontacji, lecz do "stworzenia fermentu". "Oni" to wielcy finansiści, międzynarodowe korporacje, WTO, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Antyglobaliści doczekali się już własnych teoretyków, jak socjolog Paul Bairoch, przekonujący, że "liberalizm opłaca się bogatym", David Cotes, uważający liberalizm za system równie utopijny jak komunizm, czy Noam Chomsky, niegdyś autor rewolucyjnych teorii lingwistycznych, dziś krytyk "retoryki wolnego rynku".
Za przykład niekorzystnych zjawisk związanych z globalizacją jej przeciwnicy uważają budowę autostrad (dlatego w Polsce protestowano na Górze Świętej Anny), ciężką sytuację rolników, zwolnienia podatkowe dla najbogatszych i nieustanną potrzebę inwestycji w kolejnych krajach, powodowaną bezrobociem u siebie. Pięć lat temu antyglobaliści protestowali przeciwko MAI(Multilateral Agreement on Investment), układowi o ochronie inwestycji zagranicznych, zawartemu przez 29 krajów świata. Potem pojawili się w Seattle na obradach Światowej Organizacji Handlu, demolując m.in. jedną z kafeterii sieci Starbucks. Na początku roku demonstrowali w Davos, a w kwietniu w Waszyngtonie - przeciwko Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Pierwszego maja agencje doniosły o zamieszkach w Londynie.
- Seattle jest potwierdzeniem starej prawdy, że zawsze musi przyjść moment, kiedy gówno trafia na wentylator. Wspaniale jest poczuć, że garstka ludzi może wpłynąć na światowe obrady. To był nasz triumf - tłumaczy Mariusz Nowak, który do Seattle nie pojechał, bo nie miał za co. Triumf polegał na tym, że część spotkań odwołano, gdyż na salę zdołało się przebić zaledwie 200 z 3 tys. delegatów.
Maciej Roszak mówi, że antyglobaliści nie lubią "masowości", "mechanizmów" i "nieuniknionych procesów". Socjologowie twierdzą, że oni są nie tyle socjalistami, co eksperymentatorami, nie rewolucjonistami, lecz zwolennikami pewnych mieszczańskich wartości, nie intelektualistami, ale osobami ze skłonnością do lekkiej ironii, które odczuwają satysfakcję, gdy na skutek ich działań światowa prasa ekonomiczna zaczyna się zastanawiać nad przyszłością kapitalizmu. "Anarchiści, ekolodzy, punki, chłopi bezrolni, świry, zieloni, rybacy i autonomiści - łączy ich jedno: chęć sprawienia, by możni tego świata nie czuli się bezkarnie" - deklarują antyglobaliści.
Jest on chyba najbardziej znanym poznańskim anarchistą. W ostatnich latach uczestniczył praktycznie we wszystkich akcjach firmowanych przez Federację Anarchistyczną, grupę najbardziej w Polsce zaangażowaną w zwalczanie globalizmu. Czasem anarchiści protestowali wspólnie z ekologami - jak na Górze Świętej Anny, gdzie przeciwnicy budowy autostrady przywiązali się do drzew. Innym razem z antykomunistyczną Naszością - jak przed konsulatem Rosji w Poznaniu, kiedy protestowano przeciwko rosyjskim zbrodniom w Czeczenii. Maciej Roszak zerwał wtedy rosyjską flagę z gmachu konsulatu. W Ustrzykach Dolnych anarchiści demonstrowali przeciwko wydalaniu z Polski cudzoziemców - pod hasłem "Nikt nie jest nielegalny". Podobny charakter miały ich protesty organizowane we Lwowie. W Krakowie wystąpili w obronie kolegi, aresztowanego podczas demonstracji przeciwko balowi karnawałowemu zorganizowanemu pod patronatem władz miasta.
- Na wyjazd do Pragi udało nam się zorganizować grupę 1200 członków różnych ruchów, które w swoich programach sprzeciwiają się globalizacji. Byli więc anarchiści, ekolodzy, ruchy komunizujące i związkowcy. Oceniamy, że jesteśmy w tej chwili w stanie zmobilizować w naszym kraju ok. 2 mln ludzi, którzy będą się aktywnie sprzeciwiać dominacji wielkich korporacji - przechwala się Piotr Rachwalski, jeden z koordynatorów polskich ruchów antyglobalizacyjnych.
Czeska policja twierdzi, że Polaków było w Pradze nie więcej niż czterystu. Okazało się też, że ostatecznie zabrakło tam przedstawicieli OPZZ, którzy początkowo zapewniali anarchistów, że do stolicy Czech pojadą. Wszyscy podróżowali za własne pieniądze, składali się tylko na materiały potrzebne do zrobienia transparentów czy plakatów. Najliczniej reprezentowane były ruchy anarchistyczne z Poznania, Warszawy, Gdańska, Krakowa, Łodzi, Szczecina, Białegostoku, Wrocławia, a wyjątkowo silna była tym razem reprezentacja Opola.
W przeciwieństwie do ekologów anarchiści nie są finansowani z zewnątrz, a swoje akcje organizują za pieniądze ze składek. Wywodzą się z bardzo różnych środowisk, najczęściej inteligenckich. Są wśród nich studenci, uczniowie wyższych klas licealnych, graficy komputerowi, dziennikarze pracujący jako freelanserzy. Do bardziej znanych liderów tego środowiska oprócz Macieja Roszaka należą Jany Waluszko z Gdańska oraz Marek Kurzyniec z Krakowa. Ten ostatni był członkiem grupy uwięzionej w Czeczenii i uwolnionej dzięki działaniom polskiego MSZ.
- Przeciw globalizacji walczy w Polsce Federacja Zielonych, Federacja Anarchistyczna, inne grupy anarchistyczne, część PPS. Prędzej czy później dojdzie między nimi do porozumienia - przewiduje Maciej Roszak. - Nikt nie jechał do Pragi, żeby się rozerwać. Naszym celem jest walka o lepszy świat. Nie damy sobie wmówić, że globalizacja jest jedyną drogą rozwoju. Próba zahamowania tego procesu w tej chwili wydaje się utopią. Warto jednak pamiętać, że utopijna wydawała się także walka z komunizmem - przekonuje Piotr Rachwalski. Uważa, że widoczne są już efekty działań antyglobalistów, także polskich. Pierwszym są pożyczki Banku Światowego na restrukturyzację rolnictwa w Polsce. - Problemy zagrożeń, jakie niesie globalizacja, dopiero od niedawna zaczęły się pojawiać w gazetach organizacji socjalistycznych, anarchistycznych i związkowych. Wiele jednak wskazuje, że już niedługo będziemy mieli znacznie większe poparcie niż dotychczas.
W praskich zamieszkach wzięło udział 12 tys. demonstrantów, przeciwko którym wystawiono 11 tys. policjantów. Polacy stanowili widoczną i aktywną grupę. W walkach między protestującymi a policją użyto pałek, kostki brukowej i butelek z benzyną. Demolowano bankomaty i sklepy, salon mercedesa na Vaclavskim Namesti. - Zatrzymaliśmy 859 osób, z czego 330 to obcokrajowcy - informuje Jan Holoub, rzecznik praskiej policji. Wśród nich znaleźli się dwaj Polacy, których oskarżono o niszczenie mienia i napaść na funkcjonariuszy policji. Wcześniej dwóch dwudziestolatków z Polski (jeden był członkiem ruchu "Ziemia przede Wszystkim", drugi przedstawicielem Centrum Ruchów Niezależnych) przyczepiło się do przęseł "mostu samobójców", prowadzącego do centrum kongresowego. Rozwiesili na nim transparenty z napisem "End of corporation, end of rules" (koniec korporacji, koniec rządów) oraz przekreślonym logo Światowej Organizacji Handlu.
- Ten protest to nie tylko połamane żebra i wielkie zadymy. W mojej grupie przerzucaliśmy się z policjantami dowcipami. Uprawialiśmy
seating, graliśmy na bębnach. Panowała atmosfera pikniku, a do pełni mieszczańskiego szczęścia brakowało nam tylko grilla - mówi Mariusz Nowak, dwudziestoczteroletni uczestnik zajść. Na co dzień pracuje jako wolontariusz w dwóch organizacjach pozarządowych, zaś w trzeciej zarabia (jedną czwartą średniej krajowej pensji). - Forma łagodna, ale gniew prawdziwy. Bogaci osiągnęli swój status kosztem biednych. Dla nich liczy się tylko efektywność pracy i mają gdzieś tysiące ludzi, którzy z dnia na dzień lądują na bruku. Tym żarłocznym gębom chodzi tylko o zysk, który ciągle wydaje im się za mały - przekonuje Mariusz Nowak.
"Pozwólmy im odczuć na własnej skórze nasz dystans i brak entuzjazmu dla ich neoliberalnych bzdur", "Oni chcą rządzić światem, my chcemy tu wspólnie i wolno żyć" - głoszą antyglobaliści na stronach internetowych. Twierdzą, że nie dążą do bezpośredniej konfrontacji, lecz do "stworzenia fermentu". "Oni" to wielcy finansiści, międzynarodowe korporacje, WTO, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Antyglobaliści doczekali się już własnych teoretyków, jak socjolog Paul Bairoch, przekonujący, że "liberalizm opłaca się bogatym", David Cotes, uważający liberalizm za system równie utopijny jak komunizm, czy Noam Chomsky, niegdyś autor rewolucyjnych teorii lingwistycznych, dziś krytyk "retoryki wolnego rynku".
Za przykład niekorzystnych zjawisk związanych z globalizacją jej przeciwnicy uważają budowę autostrad (dlatego w Polsce protestowano na Górze Świętej Anny), ciężką sytuację rolników, zwolnienia podatkowe dla najbogatszych i nieustanną potrzebę inwestycji w kolejnych krajach, powodowaną bezrobociem u siebie. Pięć lat temu antyglobaliści protestowali przeciwko MAI(Multilateral Agreement on Investment), układowi o ochronie inwestycji zagranicznych, zawartemu przez 29 krajów świata. Potem pojawili się w Seattle na obradach Światowej Organizacji Handlu, demolując m.in. jedną z kafeterii sieci Starbucks. Na początku roku demonstrowali w Davos, a w kwietniu w Waszyngtonie - przeciwko Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Pierwszego maja agencje doniosły o zamieszkach w Londynie.
- Seattle jest potwierdzeniem starej prawdy, że zawsze musi przyjść moment, kiedy gówno trafia na wentylator. Wspaniale jest poczuć, że garstka ludzi może wpłynąć na światowe obrady. To był nasz triumf - tłumaczy Mariusz Nowak, który do Seattle nie pojechał, bo nie miał za co. Triumf polegał na tym, że część spotkań odwołano, gdyż na salę zdołało się przebić zaledwie 200 z 3 tys. delegatów.
Maciej Roszak mówi, że antyglobaliści nie lubią "masowości", "mechanizmów" i "nieuniknionych procesów". Socjologowie twierdzą, że oni są nie tyle socjalistami, co eksperymentatorami, nie rewolucjonistami, lecz zwolennikami pewnych mieszczańskich wartości, nie intelektualistami, ale osobami ze skłonnością do lekkiej ironii, które odczuwają satysfakcję, gdy na skutek ich działań światowa prasa ekonomiczna zaczyna się zastanawiać nad przyszłością kapitalizmu. "Anarchiści, ekolodzy, punki, chłopi bezrolni, świry, zieloni, rybacy i autonomiści - łączy ich jedno: chęć sprawienia, by możni tego świata nie czuli się bezkarnie" - deklarują antyglobaliści.
Więcej możesz przeczytać w 41/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.