Spotkanie internetowe z ROBERTEM KORZENIOWSKIM, zdobywcą dwóch złotych medali na igrzyskach w Sydney
Shirley: - Gratuluję sukcesu na igrzyskach! Co poradziłby pan młodemu człowiekowi, którego marzeniem jest medal olimpijski?
Robert Korzeniowski: - Przede wszystkim powinien się zapisać się do jakiegoś klubu sportowego. Najlepiej do takiego, który ma już tradycje. Należy również przewartościować swoje życie i ustanowić pewną hierarchię wartości.
Pyt: - Co pana skłoniło do wyboru dyscypliny, która nie należy do najbardziej widowiskowych?
- Chód uprawiano w mojej szkole podstawowej, w liceum, a także w regionie. Była to dość popularna dyscyplina, nawet wśród młodzieży.
And: - Ile par butów zdarł pan podczas całej kariery?
- Oj, to jest bardzo trudne pytanie. Myślę, że jeśli przyjąć średnią dziesięć par rocznie, to w ciągu ostatniej dekady zużyłem ich mniej więcej sto. Natomiast przez pierwsze siedem lat byłem uboższy w sprzęt, i to było cztery, pięć par butów rocznie, czyli w tym czasie schodziłem ich około 35. Razem uzbierałoby się około 140 par butów. Mówimy wyłącznie o obuwiu treningowym.
Fbcf: - Czy nie mógłby pan biegać w maratonie?
- Prawdopodobnie tak, ale gdybym zaczął karierę sportową jako biegacz. Dziś moja struktura mięśniowa jest zaadaptowana do chodu.
Uczestnik: - Czy wystartuje pan w Atenach, na kolejnych igrzyskach olimpijskich?
- Wszystko na to wskazuje, że w dalszym ciągu będzie mi się chciało startować. Tam definitywnie planuję się pożegnać z karierą. Obserwując zawodników, którzy mają teraz 35-40 lat, a tyle będę miał podczas igrzysk w Atenach, widzę, że jeszcze jest sens rywalizacji.
Albik: - A co pan sądzi o dopingu w sporcie?
- Jest absolutnie sprzeczny z zasadami fair play. Jednakże to, co wydarzyło się w Sydney - zdecydowana walka z dopingiem w postaci pierwszych w historii igrzysk badań krwi - powoduje, że ruch olimpijski zyskuje na wiarygodności. Uważam, że na przykład złoty medal Skolimowskiej zawdzięczamy tym działaniom.
Misiek: - Czy sądzi pan, że zmienią się reguły sędziowania; jest ono przecież dalekie od jakiegokolwiek obiektywizmu, czego wcześniej wielokrotnie sam pan doświadczał.
- Myślę, że prędzej czy poźniej dojdzie do znalezienia jakiegoś złotego środka, przynajmniej jeśli chodzi o sprawdzanie tzw. kontaktu z podłożem. Być może wkroczy tutaj technika komputerowa. Na razie pozostaje nam ciągłe szkolenie sędziów i wybieranie do pracy tylko takich, którzy w żaden sposób nie są związani ze startującymi zawodnikami oraz jakimikolwiek interesami narodowymi i sportowymi.
Zosia: - Wspominał pan o swojej pracy magisterskiej. Gdzie i na jaki temat bronił się magister Korzeniowski?
- Broniłem się w Katowicach w listopadzie 1993 r. Tytuł mojej pracy brzmiał: "Wykorzystanie częstości skurczów serca w planowaniu i monitorowaniu treningu chodziarza klasy mistrzowskiej między-narodowej".
Darry: - Jaki wpływ na pana osiągnięcia mają elektroniczne urządzenia kontrolne? Czy bardzo pomagają w osiąganiu lepszych wyników?
- Na pewno tak. Sport stał się bardzo poważną dziedziną, opartą na nauce. Uważam jednak, że nie wolno ślepo wierzyć urządzeniom, ale trzeba je mądrze wykorzystywać. Komputer za nikogo nie rozwiąże zadania, jeśli nie dostarczy mu się danych i jeśli się tych wyników nie będzie potrafiło zinterpretować. Podobnie z urządzeniami na treningu. One pomagają, ale nie stanowią o tym, że sukces zostanie osiągnięty.
AMJ: - Jakie to uczucie wiedzieć, że dostarcza pan radości i wzruszeń wielu Polakom oglądającym pana występy?
- To mnie troszeczkę zawstydza, ponieważ jestem człowiekiem walki, a nie aktorem i amantem, który dostarcza wzruszeń przez ekran. Przede wszystkim jest to dla mnie powód do dumy, ale łączy się z pewnym zażenowaniem. Ciężko mi zrozumieć, jak to jest, że sportowiec aż tak może wpływać na odczucia innych ludzi.
Stacha: - Co pan zrobi z samochodami za medale?
- Na razie jeszcze żadnego samochodu nie dostałem. Myślę, że jakoś poradzę sobie z tym nadmiarem bogactwa, a jeśli zajdzie taka konieczność, to otworzę wypożyczalnię.
Robert Korzeniowski: - Przede wszystkim powinien się zapisać się do jakiegoś klubu sportowego. Najlepiej do takiego, który ma już tradycje. Należy również przewartościować swoje życie i ustanowić pewną hierarchię wartości.
Pyt: - Co pana skłoniło do wyboru dyscypliny, która nie należy do najbardziej widowiskowych?
- Chód uprawiano w mojej szkole podstawowej, w liceum, a także w regionie. Była to dość popularna dyscyplina, nawet wśród młodzieży.
And: - Ile par butów zdarł pan podczas całej kariery?
- Oj, to jest bardzo trudne pytanie. Myślę, że jeśli przyjąć średnią dziesięć par rocznie, to w ciągu ostatniej dekady zużyłem ich mniej więcej sto. Natomiast przez pierwsze siedem lat byłem uboższy w sprzęt, i to było cztery, pięć par butów rocznie, czyli w tym czasie schodziłem ich około 35. Razem uzbierałoby się około 140 par butów. Mówimy wyłącznie o obuwiu treningowym.
Fbcf: - Czy nie mógłby pan biegać w maratonie?
- Prawdopodobnie tak, ale gdybym zaczął karierę sportową jako biegacz. Dziś moja struktura mięśniowa jest zaadaptowana do chodu.
Uczestnik: - Czy wystartuje pan w Atenach, na kolejnych igrzyskach olimpijskich?
- Wszystko na to wskazuje, że w dalszym ciągu będzie mi się chciało startować. Tam definitywnie planuję się pożegnać z karierą. Obserwując zawodników, którzy mają teraz 35-40 lat, a tyle będę miał podczas igrzysk w Atenach, widzę, że jeszcze jest sens rywalizacji.
Albik: - A co pan sądzi o dopingu w sporcie?
- Jest absolutnie sprzeczny z zasadami fair play. Jednakże to, co wydarzyło się w Sydney - zdecydowana walka z dopingiem w postaci pierwszych w historii igrzysk badań krwi - powoduje, że ruch olimpijski zyskuje na wiarygodności. Uważam, że na przykład złoty medal Skolimowskiej zawdzięczamy tym działaniom.
Misiek: - Czy sądzi pan, że zmienią się reguły sędziowania; jest ono przecież dalekie od jakiegokolwiek obiektywizmu, czego wcześniej wielokrotnie sam pan doświadczał.
- Myślę, że prędzej czy poźniej dojdzie do znalezienia jakiegoś złotego środka, przynajmniej jeśli chodzi o sprawdzanie tzw. kontaktu z podłożem. Być może wkroczy tutaj technika komputerowa. Na razie pozostaje nam ciągłe szkolenie sędziów i wybieranie do pracy tylko takich, którzy w żaden sposób nie są związani ze startującymi zawodnikami oraz jakimikolwiek interesami narodowymi i sportowymi.
Zosia: - Wspominał pan o swojej pracy magisterskiej. Gdzie i na jaki temat bronił się magister Korzeniowski?
- Broniłem się w Katowicach w listopadzie 1993 r. Tytuł mojej pracy brzmiał: "Wykorzystanie częstości skurczów serca w planowaniu i monitorowaniu treningu chodziarza klasy mistrzowskiej między-narodowej".
Darry: - Jaki wpływ na pana osiągnięcia mają elektroniczne urządzenia kontrolne? Czy bardzo pomagają w osiąganiu lepszych wyników?
- Na pewno tak. Sport stał się bardzo poważną dziedziną, opartą na nauce. Uważam jednak, że nie wolno ślepo wierzyć urządzeniom, ale trzeba je mądrze wykorzystywać. Komputer za nikogo nie rozwiąże zadania, jeśli nie dostarczy mu się danych i jeśli się tych wyników nie będzie potrafiło zinterpretować. Podobnie z urządzeniami na treningu. One pomagają, ale nie stanowią o tym, że sukces zostanie osiągnięty.
AMJ: - Jakie to uczucie wiedzieć, że dostarcza pan radości i wzruszeń wielu Polakom oglądającym pana występy?
- To mnie troszeczkę zawstydza, ponieważ jestem człowiekiem walki, a nie aktorem i amantem, który dostarcza wzruszeń przez ekran. Przede wszystkim jest to dla mnie powód do dumy, ale łączy się z pewnym zażenowaniem. Ciężko mi zrozumieć, jak to jest, że sportowiec aż tak może wpływać na odczucia innych ludzi.
Stacha: - Co pan zrobi z samochodami za medale?
- Na razie jeszcze żadnego samochodu nie dostałem. Myślę, że jakoś poradzę sobie z tym nadmiarem bogactwa, a jeśli zajdzie taka konieczność, to otworzę wypożyczalnię.
Więcej możesz przeczytać w 42/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.