Na początku pontyfikatu Jana Pawła II ukazały się na świecie pocztówki pokazujące papieża wygłupiającego się przed kamerą i robiącego sobie okulary z rozcapierzonych dłoni. Świat pokochał go za to zdjęcie
Kampania wyborcza w Polsce przypominała w tym roku proces rozwodowy z udziałem pozbawionego skrupułów adwokata. Takiego, co to wyciągnie na światło dzienne każdy brud, jaki da się wydłubać z życia rozchodzących się małżonków. Nie zawaha się przy tym wciągnąć w sądową pyskówkę zarówno członków najbliższej rodziny, jak i przyjaciół obojga nieszczęśników. Znam takich ludzi, którzy idą do sądu zeznawać w sprawie jakichś małych świństewek swoich krewniaków lub tylko kolegów, a potem łykają xanax na uspokojenie i długo stoją pod prysznicem, żeby zmyć z siebie oklejające ciało i duszę obrzydzenie.
Podobnie jest z wyborami. Po tegorocznych długo będziemy mieli kaca i absmak. Jeśli idzie o prysznic, to mam już za sobą kilka sesji, podczas których rozmyślałem o naszej wspólnej klęsce, jaką ponieśliśmy w czasie prezydenckiej kampanii. Niewątpliwie jej negatywnym bohaterem okazał się Wiesław Walendziak, za którego sprawą kampania zmieniła się w prowokację i pyskówkę, zaś nieoczekiwanym przedmiotem tej ostatniej uczyniono... pocałunek.
Mam wrażenie, że od czasu słynnego pocałunku Maura z ballady "Alpuhara" w Mickiewiczowskim "Konradzie Wallenrodzie" (Broni się jeszcze z wież Alpuhary Almanzor z garstką rycerzy), gdzie będąc pozornie znakiem pokoju , okazał się on narzędziem śmierci (przekazał zarazę), nie było tak niszczycielskiego cmoknięcia. Chodzi oczywiście o ucałowanie ziemi kaliskiej przez ministra Siwca w obecności i za aprobatą prezydenta Kwaśniewskiego.
Było to wprawdzie trzy lata temu, ale zachowane starannie na później nagranie zostało wyciągnięte we właściwym momencie i wrzucone do salonu politycznego w chwili, gdy mogło narobić najwięcej smrodu. I narobiło. Jeszcze raz okazało się, jak zgubny potrafi być pocałunek. Szczególnie jeśli ma charakter parodystyczny, wykorzystujący do śmiechu, a nie do modlitwy, skojarzenie z osobą papieża (choć przecież to nie papież wymyślił całowanie ziemi na znak uszanowania!). Wielu ludzi to oburzyło. Nie wszystkich, raczej tych mniej wykształconych. Jak wykazały skwapliwie przytoczone badania opinii publicznej, po zaprezentowaniu "sceny kaliskiej" wśród ludzi o niskim wykształceniu poparcie dla prezydenta Kwaśniewskiego spadło z 70 proc. do 50 proc. Za to wśród inteligentów... wzrosło o kilka procent. Spodobało nam się to?
Z całowaniem ziemi będziemy mieli teraz w Polsce problem. Już się nie da pocałować z wewnętrznej potrzeby. Zawsze od tej pory będzie to traktowane jak parodia papieża. Niesłusznie. Pamiętam wiele momentów z mojego życia, gdy byłem świadkiem całowania ziemi, szczególnie przez ludzi starszych, po latach wracających do ojczyzny, i zawsze robiło to na mnie wrażenie czegoś podniosłego.
Pamiętam amerykańskich polonusów wysiadających z samolotu na warszawskim Okęciu. Pamiętam Żydów po raz pierwszy stawiających stopę na ziemi Izraela. Pamiętam siebie, gdy schodziłem ze statku po wielkim sztormie (takim, który zatapia statki) w Palma de Mallorca. Pamiętam też ostatnio Roberta Korzeniowskiego, który po zdobyciu drugiego złotego medalu na igrzyskach w Sydney ukląkł i pocałował ziemię australijską. Zrobił coś najnaturalniejszego pod słońcem, ale i tak ciągle teraz słyszę dyskusje na prawo i lewo, czy obraził w ten sposób papieża, czy nie.
Papież ma tak dominujący wpływ na wyobraźnię Polaków, że swoim zachowaniem przemeblowuje nasze głowy jak chce. Weźmy takie ciastka. Od lat wiadomo, że typowo polskimi wypiekami są makowiec, ciasto drożdżowe z kruszonką i jagodzianki. Do czasu, kiedy papież ogłosił w Wadowicach, że w młodości chadzał do miejscowej cukierni na kremówki. Kremówki!!! - zawyła z rozkoszy cała Polska. No i powstał nowy przysmak patriotyczny - kremówka papieska (która ma zapewne tyle wspólnego z papieżem i jego gustem kulinarnym, co fasolka po bretońsku z Bretanią). W naszych cukierniach trudno już znaleźć kremówki nie papieskie.
Pewnego razu byłem nawet świadkiem sceny, gdy starsza pani upewniała się, czy pyszniące się na ladzie kremówki na pewno "są papieskie".
- Ależ skąd - oburzyła się sprzedawczyni - od trzydziestu lat takie robimy; to są NASZE kremówki, a nie papieskie.
- W takim razie dziękuję, nie wezmę - odparła dotknięta do żywego patriotka.
Na początku pontyfikatu Jana Pawła II ukazały się na całym świecie pocztówki pokazujące papieża wygłupiającego się przed kamerą i robiącego sobie okulary z rozcapierzonych dłoni. Świat pokochał Jana Pawła II za to zdjęcie. Jaki fajny, normalny, ludzki - słyszałem wtedy w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku. Wielu z nas, zachwyconych wówczas nowoczesnością i poczuciem humoru papieża, robiło sobie zdjęcia, na których naśladowaliśmy ten gest. Trzeba przyznać, że "okulary papieskie" okazały się nadzwyczaj fotogeniczne.
Teraz się zastanawiam: czyżbyśmy go wtedy obrażali? Wszystkich ewentualnych przyszłych kandydatów na prezydenta już dziś proszę o pozbycie się trefnych zdjęć, by nie zostały potem wrzucone do rozwodowego magla jako dowody świętokradztwa.
Podobnie jest z wyborami. Po tegorocznych długo będziemy mieli kaca i absmak. Jeśli idzie o prysznic, to mam już za sobą kilka sesji, podczas których rozmyślałem o naszej wspólnej klęsce, jaką ponieśliśmy w czasie prezydenckiej kampanii. Niewątpliwie jej negatywnym bohaterem okazał się Wiesław Walendziak, za którego sprawą kampania zmieniła się w prowokację i pyskówkę, zaś nieoczekiwanym przedmiotem tej ostatniej uczyniono... pocałunek.
Mam wrażenie, że od czasu słynnego pocałunku Maura z ballady "Alpuhara" w Mickiewiczowskim "Konradzie Wallenrodzie" (Broni się jeszcze z wież Alpuhary Almanzor z garstką rycerzy), gdzie będąc pozornie znakiem pokoju , okazał się on narzędziem śmierci (przekazał zarazę), nie było tak niszczycielskiego cmoknięcia. Chodzi oczywiście o ucałowanie ziemi kaliskiej przez ministra Siwca w obecności i za aprobatą prezydenta Kwaśniewskiego.
Było to wprawdzie trzy lata temu, ale zachowane starannie na później nagranie zostało wyciągnięte we właściwym momencie i wrzucone do salonu politycznego w chwili, gdy mogło narobić najwięcej smrodu. I narobiło. Jeszcze raz okazało się, jak zgubny potrafi być pocałunek. Szczególnie jeśli ma charakter parodystyczny, wykorzystujący do śmiechu, a nie do modlitwy, skojarzenie z osobą papieża (choć przecież to nie papież wymyślił całowanie ziemi na znak uszanowania!). Wielu ludzi to oburzyło. Nie wszystkich, raczej tych mniej wykształconych. Jak wykazały skwapliwie przytoczone badania opinii publicznej, po zaprezentowaniu "sceny kaliskiej" wśród ludzi o niskim wykształceniu poparcie dla prezydenta Kwaśniewskiego spadło z 70 proc. do 50 proc. Za to wśród inteligentów... wzrosło o kilka procent. Spodobało nam się to?
Z całowaniem ziemi będziemy mieli teraz w Polsce problem. Już się nie da pocałować z wewnętrznej potrzeby. Zawsze od tej pory będzie to traktowane jak parodia papieża. Niesłusznie. Pamiętam wiele momentów z mojego życia, gdy byłem świadkiem całowania ziemi, szczególnie przez ludzi starszych, po latach wracających do ojczyzny, i zawsze robiło to na mnie wrażenie czegoś podniosłego.
Pamiętam amerykańskich polonusów wysiadających z samolotu na warszawskim Okęciu. Pamiętam Żydów po raz pierwszy stawiających stopę na ziemi Izraela. Pamiętam siebie, gdy schodziłem ze statku po wielkim sztormie (takim, który zatapia statki) w Palma de Mallorca. Pamiętam też ostatnio Roberta Korzeniowskiego, który po zdobyciu drugiego złotego medalu na igrzyskach w Sydney ukląkł i pocałował ziemię australijską. Zrobił coś najnaturalniejszego pod słońcem, ale i tak ciągle teraz słyszę dyskusje na prawo i lewo, czy obraził w ten sposób papieża, czy nie.
Papież ma tak dominujący wpływ na wyobraźnię Polaków, że swoim zachowaniem przemeblowuje nasze głowy jak chce. Weźmy takie ciastka. Od lat wiadomo, że typowo polskimi wypiekami są makowiec, ciasto drożdżowe z kruszonką i jagodzianki. Do czasu, kiedy papież ogłosił w Wadowicach, że w młodości chadzał do miejscowej cukierni na kremówki. Kremówki!!! - zawyła z rozkoszy cała Polska. No i powstał nowy przysmak patriotyczny - kremówka papieska (która ma zapewne tyle wspólnego z papieżem i jego gustem kulinarnym, co fasolka po bretońsku z Bretanią). W naszych cukierniach trudno już znaleźć kremówki nie papieskie.
Pewnego razu byłem nawet świadkiem sceny, gdy starsza pani upewniała się, czy pyszniące się na ladzie kremówki na pewno "są papieskie".
- Ależ skąd - oburzyła się sprzedawczyni - od trzydziestu lat takie robimy; to są NASZE kremówki, a nie papieskie.
- W takim razie dziękuję, nie wezmę - odparła dotknięta do żywego patriotka.
Na początku pontyfikatu Jana Pawła II ukazały się na całym świecie pocztówki pokazujące papieża wygłupiającego się przed kamerą i robiącego sobie okulary z rozcapierzonych dłoni. Świat pokochał Jana Pawła II za to zdjęcie. Jaki fajny, normalny, ludzki - słyszałem wtedy w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku. Wielu z nas, zachwyconych wówczas nowoczesnością i poczuciem humoru papieża, robiło sobie zdjęcia, na których naśladowaliśmy ten gest. Trzeba przyznać, że "okulary papieskie" okazały się nadzwyczaj fotogeniczne.
Teraz się zastanawiam: czyżbyśmy go wtedy obrażali? Wszystkich ewentualnych przyszłych kandydatów na prezydenta już dziś proszę o pozbycie się trefnych zdjęć, by nie zostały potem wrzucone do rozwodowego magla jako dowody świętokradztwa.
Więcej możesz przeczytać w 42/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.