Gaz może podrożeć w 2001 roku nawet o 40 procent
Korzystanie z kuchenki gazowej będzie w przyszłym roku kosztowało o 200 zł więcej, a właściciel stumetrowego domu ogrzewanego gazem powinien się liczyć ze wzrostem wydatków o 2000 zł. To optymistyczny scenariusz. Grozi nam jednak znacznie większa podwyżka. Rosjanie chcą podnieść ceny dostarczanego do Polski gazu o kilkadziesiąt procent. Na razie trudno dokładnie powiedzieć - o ile. Ceny tego surowca są w naszym kraju regulowane - dotychczas nie mógł podrożeć więcej niż o 22,5 proc. rocznie. Jeśli nieustępliwi Rosjanie postawią rząd pod ścianą, utrzymanie dotychczasowych cen metodami administracyjnymi będzie niemożliwe.
Przez ostatnie dziesięciolecie Gazprom - praktycznie jedyny dostawca gazu ziemnego na nasz rynek - traktował odbiorców jak dealer narkotyków: oferował produkt po cenach znacznie niższych niż konkurenci. Ze względu na wydajność nowoczesnych pieców spalających gaz, który jest w dodatku paliwem ekologicznym (do atmosfery przedostaje się tylko ułamek substancji toksycznych w porównaniu z ich emisją podczas spalania węgla kamiennego czy brunatnego), w latach 90. powszechnie rezygnowaliśmy z ogrzewania węglem. W dużych miastach i miejscowościach uzdrowiskowych władze stosowały nawet zachęty finansowe, aby mieszkańcy się na taką zmianę zdecydowali. W efekcie z dzielnic śródmiejskich i terenów górskich niemal zniknął węglowy smog. Inwestycje w instalacje gazowe były bardzo opłacalne, bo gaz z Rosji był tani.
Między innymi z tego powodu Polska zwlekała z podjęciem decyzji o zwiększeniu liczby dostawców tego surowca. Ostatecznie porozumienie na temat budowy gazociągu, który pozwoliłby na uniezależnienie się od rosyjskiego surowca, podpisano dopiero 5 października 2000 r. Niestety, zakupy z innych źródeł będą na tyle małe, że jeszcze przez dwa lata będziemy zdani na dyktat cenowy Gazpromu, który tymczasem zmienił swoją politykę. W kwietniu szef koncernu Rem Wiachiriew oświadczył, że część kontraktów ze strony rosyjskiej przygotowywali "nierozsądni negocjatorzy", co "uniemożliwiało wytargowanie lepszych cen". Napomniani przez Wiachiriewa negocjatorzy uznali, że "wytargowanie lepszych cen" jest możliwe w wypadku Polski, kraju uzależnionego od rosyjskich dostaw. - Na naszą niekorzyść przemawiało także wsparcie, jakiego udzieliliśmy Ukrainie, nie godząc się na budowę nowego gazociągu omijającego ten kraj - mówi chcący zachować anonimowość członek polskiej delegacji negocjującej kontrakty.
Wysokość podwyżki nie jest jeszcze znana. - Jeśli inflacja w tym roku utrzyma się na poziomie około 10 proc., gaz będzie droższy o 22,5 proc., bo tak przewiduje rozporządzenie ministra gospodarki - zapowiada Olgierd Szłapczyński z Urzędu Regulacji Energetyki, odpowiedzialnego za ustalanie cen energii. Nieoficjalnie urzędnicy przyznają jednak, że Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo naciska na zmianę rozporządzenia, argumentując, iż utrzymanie tej granicy przy dużych podwyżkach cen rosyjskiego gazu może oznaczać plajtę przedsiębiorstwa. Obecnie taryfa ustalana jest raz na rok; PGNiG chce, by czynić to co kwartał. Oznacza to jedno - co trzy miesiące za gaz będziemy płacić więcej. I to znacznie więcej.
Od lat próbujemy wygrać z podwyżkami, ocieplając budynki i wymieniając okna na szczelniejsze, co pozwala zaoszczędzić do 40 proc. ciepła. Wzrost ceny gazu oznacza nie tylko wyższe rachunki w domach mieszkalnych, ale także destabilizację rynku. Zakłady Azotowe Puławy zużywają 10 proc. tego surowca wykorzystywanego w Polsce i w ich wypadku stanowi on 40-60 proc. kosztów wytwarzania. Podwyżka jego ceny oznacza podrożenie nawozów, a w konsekwencji - wzrost kosztów produkcji rolnej i droższą żywność.
- PGNiG, które nadal jest monopolistą, podczas rozmów o cenie gazu odwołuje się do sytuacji, w jakiej stawiają firmę Rosjanie - mówi Marek Sieprawski z Zakładów Azotowych Puławy. - Wprawdzie koszt zakupu u dostawcy utrzymywany jest w tajemnicy, niemniej jednak wiadomo, że niemieccy dystrybutorzy, którzy również są kontrahentami Gazpromu, sprzedają naszym konkurentom, czyli zakładom chemicznym w Niemczech, gaz tańszy aniżeli oferowany w Polsce.
Istnienie globalnego rynku energii sprawia, że cena gazu ziemnego zawsze jest pochodną ceny ropy naftowej i stanowi jej 80-90 proc. - dowodzą profesorowie Stanisław Rychlicki i Jakub Siemek z Wydziału Wiertnictwa, Nafty i Gazu Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Gdy drożeje ropa, prędzej czy później podrożeje gaz. Strona rosyjska już dziś planuje podwyżki cen dostaw za dziesięć lat. Europa korzysta obecnie przede wszystkim z gazu norweskiego i algierskiego. Zdaniem Rema Wiachiriewa, zasoby tych państw wyczerpią się za siedem, dziesięć lat. - Czas pracuje dla nas - uważa szef Gazpromu. - Gdy skończą się dotychczas wykorzystywane złoża, Rosja będzie mogła myśleć o sprzedaży gazu po takiej cenie, jakiej jest wart.
Przez ostatnie dziesięciolecie Gazprom - praktycznie jedyny dostawca gazu ziemnego na nasz rynek - traktował odbiorców jak dealer narkotyków: oferował produkt po cenach znacznie niższych niż konkurenci. Ze względu na wydajność nowoczesnych pieców spalających gaz, który jest w dodatku paliwem ekologicznym (do atmosfery przedostaje się tylko ułamek substancji toksycznych w porównaniu z ich emisją podczas spalania węgla kamiennego czy brunatnego), w latach 90. powszechnie rezygnowaliśmy z ogrzewania węglem. W dużych miastach i miejscowościach uzdrowiskowych władze stosowały nawet zachęty finansowe, aby mieszkańcy się na taką zmianę zdecydowali. W efekcie z dzielnic śródmiejskich i terenów górskich niemal zniknął węglowy smog. Inwestycje w instalacje gazowe były bardzo opłacalne, bo gaz z Rosji był tani.
Między innymi z tego powodu Polska zwlekała z podjęciem decyzji o zwiększeniu liczby dostawców tego surowca. Ostatecznie porozumienie na temat budowy gazociągu, który pozwoliłby na uniezależnienie się od rosyjskiego surowca, podpisano dopiero 5 października 2000 r. Niestety, zakupy z innych źródeł będą na tyle małe, że jeszcze przez dwa lata będziemy zdani na dyktat cenowy Gazpromu, który tymczasem zmienił swoją politykę. W kwietniu szef koncernu Rem Wiachiriew oświadczył, że część kontraktów ze strony rosyjskiej przygotowywali "nierozsądni negocjatorzy", co "uniemożliwiało wytargowanie lepszych cen". Napomniani przez Wiachiriewa negocjatorzy uznali, że "wytargowanie lepszych cen" jest możliwe w wypadku Polski, kraju uzależnionego od rosyjskich dostaw. - Na naszą niekorzyść przemawiało także wsparcie, jakiego udzieliliśmy Ukrainie, nie godząc się na budowę nowego gazociągu omijającego ten kraj - mówi chcący zachować anonimowość członek polskiej delegacji negocjującej kontrakty.
Wysokość podwyżki nie jest jeszcze znana. - Jeśli inflacja w tym roku utrzyma się na poziomie około 10 proc., gaz będzie droższy o 22,5 proc., bo tak przewiduje rozporządzenie ministra gospodarki - zapowiada Olgierd Szłapczyński z Urzędu Regulacji Energetyki, odpowiedzialnego za ustalanie cen energii. Nieoficjalnie urzędnicy przyznają jednak, że Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo naciska na zmianę rozporządzenia, argumentując, iż utrzymanie tej granicy przy dużych podwyżkach cen rosyjskiego gazu może oznaczać plajtę przedsiębiorstwa. Obecnie taryfa ustalana jest raz na rok; PGNiG chce, by czynić to co kwartał. Oznacza to jedno - co trzy miesiące za gaz będziemy płacić więcej. I to znacznie więcej.
Od lat próbujemy wygrać z podwyżkami, ocieplając budynki i wymieniając okna na szczelniejsze, co pozwala zaoszczędzić do 40 proc. ciepła. Wzrost ceny gazu oznacza nie tylko wyższe rachunki w domach mieszkalnych, ale także destabilizację rynku. Zakłady Azotowe Puławy zużywają 10 proc. tego surowca wykorzystywanego w Polsce i w ich wypadku stanowi on 40-60 proc. kosztów wytwarzania. Podwyżka jego ceny oznacza podrożenie nawozów, a w konsekwencji - wzrost kosztów produkcji rolnej i droższą żywność.
- PGNiG, które nadal jest monopolistą, podczas rozmów o cenie gazu odwołuje się do sytuacji, w jakiej stawiają firmę Rosjanie - mówi Marek Sieprawski z Zakładów Azotowych Puławy. - Wprawdzie koszt zakupu u dostawcy utrzymywany jest w tajemnicy, niemniej jednak wiadomo, że niemieccy dystrybutorzy, którzy również są kontrahentami Gazpromu, sprzedają naszym konkurentom, czyli zakładom chemicznym w Niemczech, gaz tańszy aniżeli oferowany w Polsce.
Istnienie globalnego rynku energii sprawia, że cena gazu ziemnego zawsze jest pochodną ceny ropy naftowej i stanowi jej 80-90 proc. - dowodzą profesorowie Stanisław Rychlicki i Jakub Siemek z Wydziału Wiertnictwa, Nafty i Gazu Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Gdy drożeje ropa, prędzej czy później podrożeje gaz. Strona rosyjska już dziś planuje podwyżki cen dostaw za dziesięć lat. Europa korzysta obecnie przede wszystkim z gazu norweskiego i algierskiego. Zdaniem Rema Wiachiriewa, zasoby tych państw wyczerpią się za siedem, dziesięć lat. - Czas pracuje dla nas - uważa szef Gazpromu. - Gdy skończą się dotychczas wykorzystywane złoża, Rosja będzie mogła myśleć o sprzedaży gazu po takiej cenie, jakiej jest wart.
Więcej możesz przeczytać w 44/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.