Aktor rynkowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Uczelnie państwowe wciąż kształcą aktorów poprzedniej epoki
W mijającej dekadzie powstało w Polsce osiem prywatnych szkół aktorskich, mimo że atrakcyjnej pracy w tym zawodzie jest coraz mniej. Przestarzałe, oparte na skostniałych schematach programy nauczania, wciąż realizowane na państwowych uczelniach, odejdą wkrótce do lamusa. Nastąpi przejście od modelu radzieckiego, w którym dyplom artysty dramatycznego zdobywało się po czteroletnich, często jałowych studiach, do modelu amerykańskiego; aktor będzie się kształcił na kursach prowadzonych przez mistrza.
- System nauczania w tradycyjnych państwowych szkołach teatralnych nie zmienił się od 50 lat - mówi Jan Machulski, który rok temu razem z żoną założył Dwuletnią Szkołę Aktorską przy Polskim Ośrodku ASSITEJ. - Przyszłych aktorów kształci się według utartego schematu: na pierwszym roku - zadania aktorskie, na drugim - trochę tekstu, na trzecim - pojedyncze sceny. Dopiero na ostatnim, czwartym roku student otrzymuje rolę i przygotowuje się do przedstawienia dyplomowego.
Słuchacze wydziałów aktorskich już na trzecim roku przeżywają kryzys, który wynika z monotonii powtarzających się przedmiotów. Studenci woleliby wcześniej podjąć pracę w teatrze, żeby wykorzystać wieczny niedosyt młodych twarzy na polskich scenach. Zasadę "szybciej i lepiej" wyznaje również Andrzej Kapela, dyrektor poznańskiej Akademii Sztuk Wizualnych. W jego szkole student wydziału aktorskiego zostaje przyjęty do zespołu, dostaje rolę i przygotowując ją, uczy się rzemiosła. - Podczas studiów konieczne są też spotkania z filozofem, psychologiem, a nawet prawnikiem (który podpowie, na co należy zwracać uwagę przy podpisywaniu umów) czy menedżerem (który nauczy, jak być swoim agentem) - przekonuje Jan Machulski. - Ważne są też zajęcia z castingu, o czym do tej pory mało kto myślał. Dziś już dyplom, nawet renomowanej szkoły, nie wystarczy - trzeba jeszcze umieć się sprzedać. Jerzy Koenig, dyrektor artystyczny Starego Teatru w Krakowie, uważa, że coraz większego znaczenia zaczną nabierać właśnie firmy profesjonalnie przeprowadzające castingi, podczas których wykwalifikowani i kompetentni pracownicy będą dobierać obsadę do filmów, przedstawień teatralnych oraz telewizyjnych programów rozrywkowych. Przy TVP już od kilku lat działa Agencja Filmowa, w której odpowiedni zespół zajmuje się wynajdywaniem odtwórców ról. - Jedynym kryterium zatrudnienia jest talent i to "coś" - mówi Maria Piszczatowska z Zespołu Angażowania Artystów, dzięki któremu karierę zrobiła na przykład Anna Mucha (znana z filmu "Panna Nikt"). Nie każdy jednak zostaje gwiazdą. Sytuacja absolwentów szkół aktorskich na rynku pracy jest z roku na rok trudniejsza. - Zespoły teatralne są coraz mniejsze, bo teatry mają coraz mniej pieniędzy - stwierdza Jerzy Koenig.
Na Zachodzie ważne jest, by jak najwcześniej mieć żywy kontakt ze sceną. W Wielkiej Brytanii, wybierając uczelnię kształcącą aktorów, reżyserów czy techników scenicznych, kandydaci zwracają uwagę na to, czy jest ona akredytowana przez resorty edukacji i kultury, co znacznie ułatwia znalezienie pracy. W USA przyszli aktorzy szukają akademii współpracujących z wytwórniami filmowymi, które mogą zapewnić szybki start. Polska potrzebuje szkół pozostających w stałym kontakcie z producentami. Na wzór amerykańskich uczelni powinno się też oferować młodym ludziom sezonowe kursy, które zasilałyby rozbudowaną produkcję telewizyjną, dostarczając lektorów, statystów, asystentów i aktorów do trzecioplanowych ról. Podobnie jak na Zachodzie zaledwie kilka procent z nich trafi do teatru, a reszta pozostanie przy dorywczych pracach i stałym etacie kelnera w restauracji odwiedzanej przez znanych reżyserów.

Więcej możesz przeczytać w 45/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.