Kasa Bagsika
Łączenie mego nazwiska z Art-B, jak zrobił to tygodnik "Wprost" w artykule "Kasa Bagsika" (nr 42), jest dla mnie szkodliwe i bezpodstawne. Przez 10 lat śledztwa nie zrobił tego w żadnej formie nikt z tych, co badali tę sprawę. Świadczy to tylko o jednym - nie miałem nic wspólnego z działalnością "gospodarczą" Art-B, jak to nieodpowiedzialnie insynuuje artykuł "Kasa Bagsika". Poznałem szefów Art-B pod koniec 1990 r., gdy już byli "gigantem", zakładając Gildę Przedsiębiorców Polskich, do której weszło 20 największych wówczas prywatnych przedsiębiorców. W krótkim okresie jej istnienia (do "skandalu" z Art-B w lipcu 1991 r.), podczas mych comiesięcznych krótkich pobytów w Polsce, omawiane były propozycje wobec rządu, prywatyzacja, bieżące "bolączki", metody zarządzania i potrzeby inwestycyjne członków (kilka przygotowanych wtedy projektów inwestycyjnych trafiło do EBOR). Dla Art-B (której sekretariat rozprowadzał materiały Gildy) miałem zorganizować przedstawicielstwo Tronco (amerykańska firma budowlana) oraz GM na Polskę. Firma Tronco okazała się jednak nieodpowiednia na polskie warunki, a misja GM wylądowała w Polsce dwa dni potem, gdy panowie z Art-B już z niej zniknęli. Dostałem od nich z Niemiec telefon, bym jako sekretarz Gildy powiadomił Ministerstwo Finansów, że Art-B nie będzie mogła spłacić w terminie swych weksli w PKO SA i aby zezwolić na uiszczanie rat. Były to sumy niebotyczne; skontaktowałem się z właściwym wiceministrem, od którego usłyszałem, że jeżeli przyjdzie termin i spłaty nie nastąpią, NBP "będzie wiedzieć, co należy zrobić". Powyższe w pełni wyczerpuje moje kontakty z Art-B.
Można cytować bez liku peany całej Polski o Art-B przed jej krachem. Mój "zachwyt", prócz listy ich kilkuset spółek i wszystkich parafernaliów sukcesu, był echem tego, co o nich czytałem w prasie i słyszałem - w ich biurach! - od poważnych ministrów, polityków, bankierów i przedsiębiorców. Wiem, iż szefowie Art-B powoływali się na znajomość ze mną, gdyż uważali, że podnosi to ich prestiż; ani to, ani wyżej opisany kontakt z Art-B nie robi jeszcze ze mnie ich doradcy w brudnych sprawach.
Jeszcze większym przewinieniem "Wprost" jest wiadomość o moich "powiązaniach" z wywiadem izraelskim i insynuacja, że działałem na jego polecenie. Ponieważ absolutnie w żaden sposób - bezpośredni, pośredni czy zakamuflowany - nic wspólnego z żadnym wywiadem nigdy nie miałem (prócz szacunku do Mosadu), posądzenie to - w swej dozie nieprawdy i sensacji niegodnej "Wprost" - było "wpuszczeniem" autorów na fałszywy trop lub wynikało z nieprzyjaznej intencji, bo nie wierzę, by "prawdziwy" UOP miał z tym coś wspólnego.
Podejrzewam też, że są tacy, dla których - z oczywistych w Polsce powodów - jestem łatwym rozwiązaniem zagadki, jak dwóch takich "smarkaczy" mogło samodzielnie wymyślić wielką aferę. Może i nie wymyślili jej samodzielnie, ale na pewno nie ze mną. Przeciwnie: o "oscylatorze", którym się oni wtedy jawnie chwalili, mówiłem trzy miesiące wcześniej na KERM-ie i z prezesem NBP, ale nikt - nie bardzo wiedząc, o co chodzi - nie podnosił wtedy alarmu. Przy tym wszystkim wystarczy wziąć do ręki ołówek, by policzyć, że sum, jakie Bagsik i Gąsiorowski wyprowadzili z systemu bankowego, nie można było uzyskać z podwójnego oprocentowania czeków. Ta bajońska suma była wynikiem nieodpowiedzialnego wystawienia przez państwowy bank gwarancji na ich lokatę, złożoną na kilka lat i przemnożoną przez niebotyczny procent. Gwarancje te zdyskontowali oni natychmiast, bo nie było na nich żadnego zabezpieczenia przed przedterminową realizacją. A ten temat jakoś ucichł. Przykro mi więc, że przy czystym i najszczerszym oddaniu sprawom Polski w tym czasie musiałem się doczekać niezasłużonych i nieprawdziwych stwierdzeń, i to właśnie w tygodniku, który cenię i w którym niejednokrotnie publikowałem własne artykuły.
VALERY AMIEL
Waszyngton
Sprostowanie
Ponieważ informacje dotyczące związków Valerego Amiela ze spółką Art-B oraz jego powiązań z izraelskim wywiadem okazały się nieprawdziwe, redakcja tygodnika "Wprost" przeprasza za ich rozpowszechnienie pana Valerego Amiela - obecnie biznesmena, a w przeszłości członka zarządu MFW, Banku Światowego oraz organizacji i komitetów doradczych związanych z Polską.
Redakcja
Wnioski pozytywne
Trudno mi się zgodzić z pojawiającą się coraz częściej koncepcją wybierania prezydenta przez parlament ("Wnioski pozytywne", nr 42). Równałoby się to z odebraniem resztek podmiotowości wyborcom, którzy tylko poprzez głosowanie na konkretną osobę i jej program mogą wyrażać swoje opinie. Głosowanie na listy partyjne - jak to się dzieje w wyborach parlamentarnych - pozbawia obywateli wpływu na wybór konkretnych osób. Jestem zwolennikiem wyborów w okręgach jednomandatowych. Taki system funkcjonuje na przykład w USA i się sprawdza.
JAN FIGWER
Łączenie mego nazwiska z Art-B, jak zrobił to tygodnik "Wprost" w artykule "Kasa Bagsika" (nr 42), jest dla mnie szkodliwe i bezpodstawne. Przez 10 lat śledztwa nie zrobił tego w żadnej formie nikt z tych, co badali tę sprawę. Świadczy to tylko o jednym - nie miałem nic wspólnego z działalnością "gospodarczą" Art-B, jak to nieodpowiedzialnie insynuuje artykuł "Kasa Bagsika". Poznałem szefów Art-B pod koniec 1990 r., gdy już byli "gigantem", zakładając Gildę Przedsiębiorców Polskich, do której weszło 20 największych wówczas prywatnych przedsiębiorców. W krótkim okresie jej istnienia (do "skandalu" z Art-B w lipcu 1991 r.), podczas mych comiesięcznych krótkich pobytów w Polsce, omawiane były propozycje wobec rządu, prywatyzacja, bieżące "bolączki", metody zarządzania i potrzeby inwestycyjne członków (kilka przygotowanych wtedy projektów inwestycyjnych trafiło do EBOR). Dla Art-B (której sekretariat rozprowadzał materiały Gildy) miałem zorganizować przedstawicielstwo Tronco (amerykańska firma budowlana) oraz GM na Polskę. Firma Tronco okazała się jednak nieodpowiednia na polskie warunki, a misja GM wylądowała w Polsce dwa dni potem, gdy panowie z Art-B już z niej zniknęli. Dostałem od nich z Niemiec telefon, bym jako sekretarz Gildy powiadomił Ministerstwo Finansów, że Art-B nie będzie mogła spłacić w terminie swych weksli w PKO SA i aby zezwolić na uiszczanie rat. Były to sumy niebotyczne; skontaktowałem się z właściwym wiceministrem, od którego usłyszałem, że jeżeli przyjdzie termin i spłaty nie nastąpią, NBP "będzie wiedzieć, co należy zrobić". Powyższe w pełni wyczerpuje moje kontakty z Art-B.
Można cytować bez liku peany całej Polski o Art-B przed jej krachem. Mój "zachwyt", prócz listy ich kilkuset spółek i wszystkich parafernaliów sukcesu, był echem tego, co o nich czytałem w prasie i słyszałem - w ich biurach! - od poważnych ministrów, polityków, bankierów i przedsiębiorców. Wiem, iż szefowie Art-B powoływali się na znajomość ze mną, gdyż uważali, że podnosi to ich prestiż; ani to, ani wyżej opisany kontakt z Art-B nie robi jeszcze ze mnie ich doradcy w brudnych sprawach.
Jeszcze większym przewinieniem "Wprost" jest wiadomość o moich "powiązaniach" z wywiadem izraelskim i insynuacja, że działałem na jego polecenie. Ponieważ absolutnie w żaden sposób - bezpośredni, pośredni czy zakamuflowany - nic wspólnego z żadnym wywiadem nigdy nie miałem (prócz szacunku do Mosadu), posądzenie to - w swej dozie nieprawdy i sensacji niegodnej "Wprost" - było "wpuszczeniem" autorów na fałszywy trop lub wynikało z nieprzyjaznej intencji, bo nie wierzę, by "prawdziwy" UOP miał z tym coś wspólnego.
Podejrzewam też, że są tacy, dla których - z oczywistych w Polsce powodów - jestem łatwym rozwiązaniem zagadki, jak dwóch takich "smarkaczy" mogło samodzielnie wymyślić wielką aferę. Może i nie wymyślili jej samodzielnie, ale na pewno nie ze mną. Przeciwnie: o "oscylatorze", którym się oni wtedy jawnie chwalili, mówiłem trzy miesiące wcześniej na KERM-ie i z prezesem NBP, ale nikt - nie bardzo wiedząc, o co chodzi - nie podnosił wtedy alarmu. Przy tym wszystkim wystarczy wziąć do ręki ołówek, by policzyć, że sum, jakie Bagsik i Gąsiorowski wyprowadzili z systemu bankowego, nie można było uzyskać z podwójnego oprocentowania czeków. Ta bajońska suma była wynikiem nieodpowiedzialnego wystawienia przez państwowy bank gwarancji na ich lokatę, złożoną na kilka lat i przemnożoną przez niebotyczny procent. Gwarancje te zdyskontowali oni natychmiast, bo nie było na nich żadnego zabezpieczenia przed przedterminową realizacją. A ten temat jakoś ucichł. Przykro mi więc, że przy czystym i najszczerszym oddaniu sprawom Polski w tym czasie musiałem się doczekać niezasłużonych i nieprawdziwych stwierdzeń, i to właśnie w tygodniku, który cenię i w którym niejednokrotnie publikowałem własne artykuły.
VALERY AMIEL
Waszyngton
Sprostowanie
Ponieważ informacje dotyczące związków Valerego Amiela ze spółką Art-B oraz jego powiązań z izraelskim wywiadem okazały się nieprawdziwe, redakcja tygodnika "Wprost" przeprasza za ich rozpowszechnienie pana Valerego Amiela - obecnie biznesmena, a w przeszłości członka zarządu MFW, Banku Światowego oraz organizacji i komitetów doradczych związanych z Polską.
Redakcja
Wnioski pozytywne
Trudno mi się zgodzić z pojawiającą się coraz częściej koncepcją wybierania prezydenta przez parlament ("Wnioski pozytywne", nr 42). Równałoby się to z odebraniem resztek podmiotowości wyborcom, którzy tylko poprzez głosowanie na konkretną osobę i jej program mogą wyrażać swoje opinie. Głosowanie na listy partyjne - jak to się dzieje w wyborach parlamentarnych - pozbawia obywateli wpływu na wybór konkretnych osób. Jestem zwolennikiem wyborów w okręgach jednomandatowych. Taki system funkcjonuje na przykład w USA i się sprawdza.
JAN FIGWER
Więcej możesz przeczytać w 45/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.