Miniprzeszczep zamiast transplantacji szpiku
U pacjenta chorego na białaczkę zastosowano wszystkie znane metody leczenia. Nie przyniosła skutku ani radio-, ani chemioterapia. Wciąż następowały nawroty choroby. Guzy nowotworowe pojawiły się na czole i w okolicach krtani, chory zaczął mieć kłopoty z oddychaniem. Nieuchronnie zbliżał się kres. - Zdecydowałem się na miniprzeszczep; nową, nie stosowaną wcześniej metodę leczenia. Przez sześć tygodni pacjentowi wstrzykiwaliśmy kilkakrotnie krew dawcy. Terapia zakończyła się sukcesem. Chory został całkowicie wyleczony i dziś, po czternastu latach, ma się dobrze - opowiada prof. Shimon Slavin z Hadassah University Hospital w Jerozolimie.
W odróżnieniu od przeszczepień szpiku minitransplantacje nie są poprzedzane agresywną chemioterapią, która nie tylko niszczy całkowicie komórki szpiku, ale także uszkadza system odpornościowy organizmu i nabłonek przewodu pokarmowego oraz zaburza krzepnięcie krwi. Miniprzeszczep nie powoduje równie poważnych skutków ubocznych, jest więc szansą dla osób starszych (po pięćdziesiątce) albo ze schorzeniami wątroby, serca lub płuc, dla których klasyczna transplantacja mogłaby się okazać zabójcza. Stosowany jest także u pacjentów, u których zawiodły tradycyjne metody terapii, oraz u chorych cierpiących na nowotwory wolno rosnące, oporne na chemioterapię.
Przez ponad dziesięć lat prof. Slavin stosował miniprzeszczepy wyłącznie u beznadziejnie chorych pacjentów. Wyleczył w ten sposób prawie 200 osób. Kilka lat temu nową metodą zainteresowali się onkolodzy z USA i Europy Zachodniej, próbują ją też stosować polscy specjaliści. Dotychczas wyleczono nią kilkaset osób na świecie. To zdecydowanie za mało, aby została włączona do standardów postępowania, wielu lekarzy nadal uważa ją więc za eksperyment. - Potrzebujemy jeszcze dziesięciu lat, aby ocenić, w jakim stopniu miniprzeszczepy okażą się przydatne i bezpieczne - wyjaśnia prof. Wiesław Jędrzejczak z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej w Warszawie.
Metodę prof. Slavina stosowano dotychczas najczęściej u pacjentów z nowotworami układu krwiotwórczego (m.in. z przewlekłą białaczką) oraz różnymi odmianami guzów. W grupie chorych na białaczkę co drugi pacjent został całkowicie wyleczony. Gorsze wyniki uzyskano w terapii guzów, szczególnie jelita grubego, jajnika i nerki. Metoda jest cały czas udoskonalana. Dziś do zabiegów nie używa się całej krwi, lecz niektórych jej elementów. Najpierw wstrzykuje się komórki macierzyste układu krwiotwórczego, pobrane z krwi obwodowej lub szpiku kostnego dawcy (dawcę dobiera się w taki sam sposób jak w wypadku tradycyjnych przeszczepów). Później, zazwyczaj po dwóch miesiącach, transplantuje się komórki odpornościowe, czyli limfocyty. Przed rozpoczęciem terapii pacjent otrzymuje leki immunosupresyjne zapobiegające odrzuceniu komórek dawcy. Miniprzeszczep wykorzystuje zdolność układu odpornościowego do rozpoznawania i niszczenia nieprawidłowych komórek organizmu, na przykład nowotworowych. Sprawnie działający system immunologiczny potrafi bowiem dokonać sztuki, jakiej nie umie sprawić żaden hematolog ani onkolog: zniszczyć nowotwór tak, by nie pozostało po nim śladu.
Jak każda metoda, również ta ma pewne wady. Miniprzeszczepy są zawsze alogeniczne, co znaczy, że wykorzystuje się komórki pochodzące od dawcy. - Nie ma sensu pobierać w tym celu komórek chorego; jego układ odpornościowy okazał się niesprawny w rozpoznawaniu i niszczeniu nowotworu. Trzeba użyć zdrowych komórek innego człowieka, umiejących bronić organizmu przed nowotworem, i nauczyć układ odpornościowy pacjenta ich rozpoznawania, aby nie zostały zniszczone - wyjaśnia prof. Slavin.
Zanim nowa terapia się upowszechni, lekarze muszą rozwiązać jeszcze jeden problem. Należy zwiększyć aktywność przeszczepianych limfocytów, a jednocześnie zminimalizować groźbę ich odrzucenia. Pobrane od dawcy białe ciałka są zatem modyfikowane i dopiero potem podawane biorcy. Istotną i niemożliwą do usunięcia wadą miniprzeszczepów jest to, że na efekt terapeutyczny trzeba długo czekać. Układ immunologiczny powoli uczy się rea-gować na wroga, jakim są komórki nowotworowe. Już dziś wiadomo więc, że miniprzeszczepy nie będą przydatne w leczeniu szybko rosnących nowotworów. Tysiącom chorych dają jednak nadzieję nie tylko na wyzdrowienie, lecz także na normalne życie. Ponad rok temu terapii poddano młodą kobietę. Niedawno urodziła ona zdrową córeczkę. Gdyby przeszła tradycyjną transplantację szpiku, nie byłoby to możliwe.
W odróżnieniu od przeszczepień szpiku minitransplantacje nie są poprzedzane agresywną chemioterapią, która nie tylko niszczy całkowicie komórki szpiku, ale także uszkadza system odpornościowy organizmu i nabłonek przewodu pokarmowego oraz zaburza krzepnięcie krwi. Miniprzeszczep nie powoduje równie poważnych skutków ubocznych, jest więc szansą dla osób starszych (po pięćdziesiątce) albo ze schorzeniami wątroby, serca lub płuc, dla których klasyczna transplantacja mogłaby się okazać zabójcza. Stosowany jest także u pacjentów, u których zawiodły tradycyjne metody terapii, oraz u chorych cierpiących na nowotwory wolno rosnące, oporne na chemioterapię.
Przez ponad dziesięć lat prof. Slavin stosował miniprzeszczepy wyłącznie u beznadziejnie chorych pacjentów. Wyleczył w ten sposób prawie 200 osób. Kilka lat temu nową metodą zainteresowali się onkolodzy z USA i Europy Zachodniej, próbują ją też stosować polscy specjaliści. Dotychczas wyleczono nią kilkaset osób na świecie. To zdecydowanie za mało, aby została włączona do standardów postępowania, wielu lekarzy nadal uważa ją więc za eksperyment. - Potrzebujemy jeszcze dziesięciu lat, aby ocenić, w jakim stopniu miniprzeszczepy okażą się przydatne i bezpieczne - wyjaśnia prof. Wiesław Jędrzejczak z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej w Warszawie.
Metodę prof. Slavina stosowano dotychczas najczęściej u pacjentów z nowotworami układu krwiotwórczego (m.in. z przewlekłą białaczką) oraz różnymi odmianami guzów. W grupie chorych na białaczkę co drugi pacjent został całkowicie wyleczony. Gorsze wyniki uzyskano w terapii guzów, szczególnie jelita grubego, jajnika i nerki. Metoda jest cały czas udoskonalana. Dziś do zabiegów nie używa się całej krwi, lecz niektórych jej elementów. Najpierw wstrzykuje się komórki macierzyste układu krwiotwórczego, pobrane z krwi obwodowej lub szpiku kostnego dawcy (dawcę dobiera się w taki sam sposób jak w wypadku tradycyjnych przeszczepów). Później, zazwyczaj po dwóch miesiącach, transplantuje się komórki odpornościowe, czyli limfocyty. Przed rozpoczęciem terapii pacjent otrzymuje leki immunosupresyjne zapobiegające odrzuceniu komórek dawcy. Miniprzeszczep wykorzystuje zdolność układu odpornościowego do rozpoznawania i niszczenia nieprawidłowych komórek organizmu, na przykład nowotworowych. Sprawnie działający system immunologiczny potrafi bowiem dokonać sztuki, jakiej nie umie sprawić żaden hematolog ani onkolog: zniszczyć nowotwór tak, by nie pozostało po nim śladu.
Jak każda metoda, również ta ma pewne wady. Miniprzeszczepy są zawsze alogeniczne, co znaczy, że wykorzystuje się komórki pochodzące od dawcy. - Nie ma sensu pobierać w tym celu komórek chorego; jego układ odpornościowy okazał się niesprawny w rozpoznawaniu i niszczeniu nowotworu. Trzeba użyć zdrowych komórek innego człowieka, umiejących bronić organizmu przed nowotworem, i nauczyć układ odpornościowy pacjenta ich rozpoznawania, aby nie zostały zniszczone - wyjaśnia prof. Slavin.
Zanim nowa terapia się upowszechni, lekarze muszą rozwiązać jeszcze jeden problem. Należy zwiększyć aktywność przeszczepianych limfocytów, a jednocześnie zminimalizować groźbę ich odrzucenia. Pobrane od dawcy białe ciałka są zatem modyfikowane i dopiero potem podawane biorcy. Istotną i niemożliwą do usunięcia wadą miniprzeszczepów jest to, że na efekt terapeutyczny trzeba długo czekać. Układ immunologiczny powoli uczy się rea-gować na wroga, jakim są komórki nowotworowe. Już dziś wiadomo więc, że miniprzeszczepy nie będą przydatne w leczeniu szybko rosnących nowotworów. Tysiącom chorych dają jednak nadzieję nie tylko na wyzdrowienie, lecz także na normalne życie. Ponad rok temu terapii poddano młodą kobietę. Niedawno urodziła ona zdrową córeczkę. Gdyby przeszła tradycyjną transplantację szpiku, nie byłoby to możliwe.
Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.