Połowa z głównych tuneli komunikacyjnych w Europie nie odpowiada normom bezpieczeństwa
W uchodzących dotychczas za całkowicie bezpieczne alpejskich tunelach komunikacyjnych w ciągu zaledwie roku wydarzyły się trzy poważne wypadki. W płomieniach i w gęstym dymie, bez szansy ucieczki, zginęło ponad 220 osób. Czyżby pokonanie kilkukilometrowego podziemnego tunelu obarczone było nie dostrzeganym wcześniej ryzykiem? Inspektorzy badający bezpieczeństwo najważniejszych alpejskich tuneli potwierdzają, że stan zabezpieczeń wielu z nich istotnie pozostawia wiele do życzenia.
Górska kolejka szynowo-linowa wwożąca turystów i narciarzy na lodowiec w rejonie austriackiego szczytu Kitzsteinhorn nazywana bywa "alpejskim metrem", bowiem ponad dwie trzecie jej trasy przebiega w tunelu. Od chwili uruchomienia w 1974 r. wwiozła na lodowiec w Alpach bez żadnej awarii ponad 17 mln pasażerów. Austriaccy specjaliści twierdzili, że jest całkowicie bezpieczna. I rzeczywiście była - aż do soboty 11 listopada, gdy w najtragiczniejszym wypadku w powojennej historii Austrii zginęło prawie 180 turystów.
Nie wiadomo, dlaczego w jadącej na szczyt kolejce wybuchł pożar. W tunelu - 600 metrów od dolnego wlotu - cały skład stanął w płomieniach i w ciągu kilku minut wypalił się doszczętnie. Konstruktorzy kolejki twierdzą, że wagoniki wykonane były z niepalnych bądź trudno palnych materiałów. Błyskawiczne rozprzestrzenienie się ognia pozostaje więc dla nich zagadką. Pojawiły się nawet przypuszczenia, że mogło dojść do zamachu przy użyciu bomby zapalającej. Według innej hipotezy, pożar mógł być tak gwałtowny, ponieważ skafandry narciarskie zapalają się łatwo i płoną jak pochodnie. Konstruktorzy są zdania, że nawet gdyby kolejka zrobiona była wyłącznie z niepalnych materiałów, wystarczyło to, co mieli na sobie podróżni.
Austriacy są zszokowani i przygnębieni. Do czasu tragedii uważano, że ryzyko podróży kolejką górską praktycznie nie istnieje. Kolejka na Kitzsteinhorn - podobnie jak inne - każdego roku poddawana jest drobiazgowemu przeglądowi, a dwa lata temu przeszła remont generalny. Jej stan - według Urzędu Nadzoru Kolei Linowych - był idealny. Tymczasem w alpejskich tunelach wypadki zdarzają się coraz częściej. W zeszłym roku wydarzyły się w Alpach dwie katastrofy w poziomych tunelach drogowych. W Wysokich Taurach w Austrii zginęło 12 osób. Z kolei pożar we francuskim tunelu pod Mont Blanc pociągnął za sobą 39 ofiar śmiertelnych. Latem tego roku groźnie wyglądający wypadek górskiej kolejki - na szczęście bez ofiar śmiertelnych - zdarzył się w tunelu pomiędzy bawarskimi miejscowościami Garnisch i Greinau.
Identyczne z austriackim "górskie metro" kursuje w alpejskim ośrodku sportów zimowych w Tignes we Francji. Tylko w Alpach działają tysiące rozmaitych górskich kolejek, głównie wy-ciągów krzesełkowych oraz z wiszącymi na linach gondolami; każdego roku przybywa kilkanaście nowych. W Austrii kolejki linowe przewożą rocznie 550 mln ludzi, co może się wydawać liczbą wręcz niewiarygodną. Górskimi kolejkami jeżdżą jednak głównie narciarze, i to najczęściej kilka razy w ciągu dnia. Tak jak nie do pomyślenia jest wstrzymanie komunikacji powietrznej, ponieważ od czasu do czasu spadają samoloty, tak niemożliwe jest unieruchomienie górskich kolei linowych albo zamurowanie tuneli, ponieważ zdarzają się w nich wypadki.
Nie oznacza to wcale, że poziomu bezpieczeństwa w kolejkach oraz w tunelach nie da się poprawić. Stosunkowo najmniej można zrobić w wypadku kolejek wiszących, których trasy często przebiegają nad przepaściami. Są one jednak budowane ze szczególną pieczołowitością, są najczęściej i najbardziej skrupulatnie kontrolowane. Ale i tam zdarzają się wypadki, których nie da się przewidzieć.
Poziom bezpieczeństwa dałoby się na pewno poprawić w tunelach drogowych i tam, gdzie przebiega "górskie metro", takie jak to w Kaprun czy Tignes. Po pożarze pod Mont Blanc inspektorzy zbadali 25 najczęściej uczęszczanych tuneli komunikacyjnych w Europie, głównie w Alpach. Okazało się, że w połowie znaleziono uchybienia zagrażające bezpieczeństwu podróżnych. Zalecono poprawę systemów wentylacyjnych i budowę dodatkowych dróg ewakuacyjnych. Po zeszłorocznej tragedii w Taurach obok pechowego tunelu budowany jest równoległy kanał ewakuacyjny. Mówi się już, że podobny zostanie wybudowany w miejscu ostatniej katastrofy. Ale takich tuneli nie sposób przecież zbudować obok każdego z już istniejących.
Nie do pomyślenia jest też wyeliminowanie przewozów towarowych albo wyegzekwowanie zakazu przewozu niebezpiecznych materiałów. Przed wjazdem do każdego tunelu ustawione są wprawdzie tablice z zakazem przewożenia takich substancji, ale nie da się skontrolować każdej ciężarówki, a poza tym określenie "materiały niebezpieczne" jest nieprecyzyjne. Żrące chemikalia, kwasy, materiały wybuchowe - to oczywiste, ale czy niebezpieczne są na przykład tłuszcze? Tymczasem ubiegłoroczną tragedię pod Taurami wywołał właśnie pożar ciężarówki wiozącej margarynę.
Można wreszcie zalecić ograniczenie ruchu ciężarówek na szczególnie uczęszczanych górskich trasach, co próbują czynić Austriacy i Szwajcarzy, powołując się zarówno na względy bezpieczeństwa, jak i na zagrożenie ekologiczne. Napotyka to jednak sprzeciw rządów z północy i południa Europy, naciskanych przez organizacje transportowców, którzy chcieliby wozić towary szybko i jak najkrótszymi trasami. W państwach alpejskich samochody ciężarowe i osobowe można przewozić na lawetach kolejowych, jednak taki sposób odciążenia górskich szlaków tranzytowych nie cieszy się bynajmniej popularnością wśród kierowców.
Górska kolejka szynowo-linowa wwożąca turystów i narciarzy na lodowiec w rejonie austriackiego szczytu Kitzsteinhorn nazywana bywa "alpejskim metrem", bowiem ponad dwie trzecie jej trasy przebiega w tunelu. Od chwili uruchomienia w 1974 r. wwiozła na lodowiec w Alpach bez żadnej awarii ponad 17 mln pasażerów. Austriaccy specjaliści twierdzili, że jest całkowicie bezpieczna. I rzeczywiście była - aż do soboty 11 listopada, gdy w najtragiczniejszym wypadku w powojennej historii Austrii zginęło prawie 180 turystów.
Nie wiadomo, dlaczego w jadącej na szczyt kolejce wybuchł pożar. W tunelu - 600 metrów od dolnego wlotu - cały skład stanął w płomieniach i w ciągu kilku minut wypalił się doszczętnie. Konstruktorzy kolejki twierdzą, że wagoniki wykonane były z niepalnych bądź trudno palnych materiałów. Błyskawiczne rozprzestrzenienie się ognia pozostaje więc dla nich zagadką. Pojawiły się nawet przypuszczenia, że mogło dojść do zamachu przy użyciu bomby zapalającej. Według innej hipotezy, pożar mógł być tak gwałtowny, ponieważ skafandry narciarskie zapalają się łatwo i płoną jak pochodnie. Konstruktorzy są zdania, że nawet gdyby kolejka zrobiona była wyłącznie z niepalnych materiałów, wystarczyło to, co mieli na sobie podróżni.
Austriacy są zszokowani i przygnębieni. Do czasu tragedii uważano, że ryzyko podróży kolejką górską praktycznie nie istnieje. Kolejka na Kitzsteinhorn - podobnie jak inne - każdego roku poddawana jest drobiazgowemu przeglądowi, a dwa lata temu przeszła remont generalny. Jej stan - według Urzędu Nadzoru Kolei Linowych - był idealny. Tymczasem w alpejskich tunelach wypadki zdarzają się coraz częściej. W zeszłym roku wydarzyły się w Alpach dwie katastrofy w poziomych tunelach drogowych. W Wysokich Taurach w Austrii zginęło 12 osób. Z kolei pożar we francuskim tunelu pod Mont Blanc pociągnął za sobą 39 ofiar śmiertelnych. Latem tego roku groźnie wyglądający wypadek górskiej kolejki - na szczęście bez ofiar śmiertelnych - zdarzył się w tunelu pomiędzy bawarskimi miejscowościami Garnisch i Greinau.
Identyczne z austriackim "górskie metro" kursuje w alpejskim ośrodku sportów zimowych w Tignes we Francji. Tylko w Alpach działają tysiące rozmaitych górskich kolejek, głównie wy-ciągów krzesełkowych oraz z wiszącymi na linach gondolami; każdego roku przybywa kilkanaście nowych. W Austrii kolejki linowe przewożą rocznie 550 mln ludzi, co może się wydawać liczbą wręcz niewiarygodną. Górskimi kolejkami jeżdżą jednak głównie narciarze, i to najczęściej kilka razy w ciągu dnia. Tak jak nie do pomyślenia jest wstrzymanie komunikacji powietrznej, ponieważ od czasu do czasu spadają samoloty, tak niemożliwe jest unieruchomienie górskich kolei linowych albo zamurowanie tuneli, ponieważ zdarzają się w nich wypadki.
Nie oznacza to wcale, że poziomu bezpieczeństwa w kolejkach oraz w tunelach nie da się poprawić. Stosunkowo najmniej można zrobić w wypadku kolejek wiszących, których trasy często przebiegają nad przepaściami. Są one jednak budowane ze szczególną pieczołowitością, są najczęściej i najbardziej skrupulatnie kontrolowane. Ale i tam zdarzają się wypadki, których nie da się przewidzieć.
Poziom bezpieczeństwa dałoby się na pewno poprawić w tunelach drogowych i tam, gdzie przebiega "górskie metro", takie jak to w Kaprun czy Tignes. Po pożarze pod Mont Blanc inspektorzy zbadali 25 najczęściej uczęszczanych tuneli komunikacyjnych w Europie, głównie w Alpach. Okazało się, że w połowie znaleziono uchybienia zagrażające bezpieczeństwu podróżnych. Zalecono poprawę systemów wentylacyjnych i budowę dodatkowych dróg ewakuacyjnych. Po zeszłorocznej tragedii w Taurach obok pechowego tunelu budowany jest równoległy kanał ewakuacyjny. Mówi się już, że podobny zostanie wybudowany w miejscu ostatniej katastrofy. Ale takich tuneli nie sposób przecież zbudować obok każdego z już istniejących.
Nie do pomyślenia jest też wyeliminowanie przewozów towarowych albo wyegzekwowanie zakazu przewozu niebezpiecznych materiałów. Przed wjazdem do każdego tunelu ustawione są wprawdzie tablice z zakazem przewożenia takich substancji, ale nie da się skontrolować każdej ciężarówki, a poza tym określenie "materiały niebezpieczne" jest nieprecyzyjne. Żrące chemikalia, kwasy, materiały wybuchowe - to oczywiste, ale czy niebezpieczne są na przykład tłuszcze? Tymczasem ubiegłoroczną tragedię pod Taurami wywołał właśnie pożar ciężarówki wiozącej margarynę.
Można wreszcie zalecić ograniczenie ruchu ciężarówek na szczególnie uczęszczanych górskich trasach, co próbują czynić Austriacy i Szwajcarzy, powołując się zarówno na względy bezpieczeństwa, jak i na zagrożenie ekologiczne. Napotyka to jednak sprzeciw rządów z północy i południa Europy, naciskanych przez organizacje transportowców, którzy chcieliby wozić towary szybko i jak najkrótszymi trasami. W państwach alpejskich samochody ciężarowe i osobowe można przewozić na lawetach kolejowych, jednak taki sposób odciążenia górskich szlaków tranzytowych nie cieszy się bynajmniej popularnością wśród kierowców.
Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.