"American Psycho" jest szatańską satyrą, wyszydzającą tę mentalność, którą z taką pieczołowitością opisuje
Tomasz Raczek: - Panie Zygmuncie, porozmawiajmy o filmie, który narobił szumu długo przed wprowadzeniem go na ekrany. "American Psycho" (łączący elementy thrillera i groteski obyczajowej) opowiada o charakterystycznej dla lat 80. grupie młodych, dobrze zarabiających urzędników - yuppie.
Zygmunt Kałużyński: - Dodajmy, że książka, na podstawie której powstał film, była największym skandalem wydawniczym ostatniego dziesięciolecia w Stanach Zjednoczonych.
TR: - Jej autor, Bret Easton Ellis, wręcz miał kłopoty ze znalezieniem wydawcy, bo książka od początku budziła zgrozę i obrzydzenie. Ale wreszcie udało się ją wydać, a nawet sfilmować. Na dodatek osobą, która się podjęła wyreżyserować film, okazała się kobieta, Mary Harron.
ZK: - To są szczyty twórczej wolności intelektualnej. Zamiar sfilmowania tej książki wydawał się obłędny, bo jest ona nawet w naszych czasach, które zniosły tyle jaskrawych rzeczy, tak rażąca, że nawet stary Kałużyński dawno nie czytał czegoś podobnego.
TR: - Przeczytałem ją całkiem niedawno: bardzo przystojny, młody i zamożny yuppie, Patrick Bateman, pracuje na Wall Street i jest... seryjnym mordercą, z czego nie zdaje sobie sprawy jego otoczenie, czyli środowisko zamożnych urzędników finansowych, ubierających się w markowe ciuchy, otaczających się gadżetami i jadających w modnych restauracjach Manhattanu. W ciągu dnia jest perfekcyjnym urzędnikiem, a nocą staje się mordercą kobiet, które przed śmiercią okrutnie torturuje.
ZK: - Ta książka jest doprowadzeniem do ostateczności pewnego stylu życia. Może to wyglądać dziwnie, jeśli się mówi, że takie potworności wynikają z bardzo wysokiej kultury...
TR: - Jakiej wysokiej kultury? Czy nazywa pan "wysoką kulturą" przywiązywanie wagi do metki przy garniturze? A może to, że bohater wie, jak prawidłowo zestawić krawat z koszulą i butami? Albo że potrafi rozpoznać, z jakich sklepów pochodzą części garderoby spotykanych na przyjęciach ludzi? To ma być dowód wysokiej kultury???
ZK: - To jest jeden z jej przejawów: wielki styl ubierania się u mistrzów artystycznego krawiectwa.
TR: - Raczej w modnych butikach u projektantów, którzy nie zawsze są mistrzami, natomiast mają wzięcie w danym środowisku.
ZK: - Właśnie chodzi o to środowisko. Powiedzmy sobie od razu z ręką na sercu - nasz bohater to jest arcyplayboy (co mówiąc, trochę się żenuję, bo pamiętam, że to pan wprowadził do naszego kraju pismo "Playboy"). Jego elegancja ubraniowa to jest tylko część jego kultury. Oprócz tego chodzi on do nieprawdopodobnie wyrafinowanych restauracji, na przykład takich, gdzie przy każdym stoliku jest monitor, na którym widać, jak kucharz przygotowuje skomplikowane potrawy.
TR: - Dba też o swoje ciało, chodzi na masaż, manicure, pedicure, do sauny, siłowni i na solarium. Są efekty - wygląda świetnie. Ale, panie Zygmuncie, wysportowany, opalony człowiek z dobrym manicurem to jeszcze nie człowiek "wysokiej kultury"!
ZK: - Tam pada charakterystyczne zdanie. Kiedy ktoś pyta, czy jest bogaty, odpowiedź brzmi: każdy jest bogaty. Czy jest przystojny? Każdy jest przystojny! A czy ma wspaniałe ciało? Każdy ma wspaniałe ciało! Czyli to jest środowisko, które doszło do szczytu wyrafinowania.
TR: - Wszyscy wyglądają tak perfekcyjnie, że upodabniają się do siebie, w związku z czym mają ciągłe problemy z rozpoznawaniem. Czy to Bateman, czy ktoś do niego podobny? To najczęstsze uwagi podczas spotkań w restauracjach i nocnych klubach.
ZK: - Na dodatek zapomnieli już o normalnym życiu. Niech pan pozwoli, że przeczytam opis potrawy, jaką spożywa nasz bohater: sorbet, który się składa z kiwi, karambola - nie wiem, co to takiego...
TR: - Panie Zygmuncie, może pan sobie to kupić i u nas.
ZK: - Ach, widzę, że posiada pan część wiedzy Batemana...
TR: - Ale ja nie jestem Polish psycho!
ZK: - Zaraz do tego dojdziemy. Czytam dalej skład sorbetu: owoc kaktusa i japońska jabłko-gruszka. A gdy bohater słyszy o serniku, nie może zrozumieć, o co chodzi w tak prymitywnej potrawie. Kupuje natomiast najnowocześniejszy camcorder, którym można filmować rozkładające się ciało w przerwach co 15 sekund. Albo konwulsje otrutego pieska...
TR: - Zaraz, zaraz, panie Zygmuncie! Kamera służy do filmowania i można nią filmować zarówno rozkwitające kwiaty, jak rozkładającego się trupa. Wszystko zależy od człowieka. Czy jednak nasza rozmowa ma zmierzać do konkluzji, że człowiek przywiązujący wagę do swego wyglądu i otaczający się ładnymi rzeczami staje się seryjnym mordercą?!
ZK: - Chwileczkę, ten film należy traktować jako jaskrawą satyrę na ów wyszukany styl życia współczesnego playboya. Rozporządzając całą tą kulturą, człowiek posuwa się również od strony emocjonalnej tak daleko, jak tylko można. Do szczytów sadomasoerotyzmu. Z tego bierze się to, że Bateman przybija dziewczynę gwoździami do podłogi, uważając, żeby jednak żyła i widziała, co się dzieje. Następnie wkłada jej do delikatnych damskich części kawałek sera i wpuszcza tam wygłodzonego szczura, który się wgryza. Później jeszcze przecina ją piłą na pół łącznie ze zwierzęciem w środku.
TR: - Obdziera ją ze skóry, a ciało mieli, przyprawia i robi z tego kotlety. Jakiego rodzaju satysfakcji estetycznej czy intelektualnej ma dostarczyć sfilmowanie tej książki, panie Zygmuncie?
ZK: - Zachowaliśmy się cokolwiek podstępnie wobec czytelników, podobnie zresztą jak zachował się autor książki. Opowiadamy o niej, udając, że to wszystko, co opisuje, to jest to, co opisuje. Ale jednak tam się dzieje coś dziwnego: dowiadujemy się, że Bateman zamordował swojego kolegę, a potem przychodzi informacja, że on jednak zupełnie pomyślnie żyje sobie w Londynie. Czyli, być może, wszystko to, czego się dowiedzieliśmy, to nie fakty, lecz gra wyobraźni... Okazuje się, że "American Psycho" jest szatańską satyrą, wyszydzającą tę mentalność, którą z taką pieczołowitością opisuje.
TR: - Czyli nie chodzi tutaj o zbrodnie, tortury i szczura wpuszczanego w pochwę kobiety, lecz o metki, mankiety i pedicure odbierające rozum?
ZK: - Wszystko razem. Przesłanie jest takie: od kultu mankietu od Armaniego można się przesunąć w wyobraźni do przekroczenia wszelakich granic moralności. Ten film ostrzega nas, że nasze namiętności są naszymi wrogami i jeżeli potrafimy je rozładować w wyobraźni, to jesteśmy ocaleni.
TR: - Panie Zygmuncie, a pan miewał kiedyś takie wizje, jak w "American Psycho"?
ZK: - Muszę ze wstydem powiedzieć, że owszem, i niektóre sceny opisywane przez Batemana przyjąłem z cichą satysfakcją, że to można przeczytać i obejrzeć...
Zygmunt Kałużyński: - Dodajmy, że książka, na podstawie której powstał film, była największym skandalem wydawniczym ostatniego dziesięciolecia w Stanach Zjednoczonych.
TR: - Jej autor, Bret Easton Ellis, wręcz miał kłopoty ze znalezieniem wydawcy, bo książka od początku budziła zgrozę i obrzydzenie. Ale wreszcie udało się ją wydać, a nawet sfilmować. Na dodatek osobą, która się podjęła wyreżyserować film, okazała się kobieta, Mary Harron.
ZK: - To są szczyty twórczej wolności intelektualnej. Zamiar sfilmowania tej książki wydawał się obłędny, bo jest ona nawet w naszych czasach, które zniosły tyle jaskrawych rzeczy, tak rażąca, że nawet stary Kałużyński dawno nie czytał czegoś podobnego.
TR: - Przeczytałem ją całkiem niedawno: bardzo przystojny, młody i zamożny yuppie, Patrick Bateman, pracuje na Wall Street i jest... seryjnym mordercą, z czego nie zdaje sobie sprawy jego otoczenie, czyli środowisko zamożnych urzędników finansowych, ubierających się w markowe ciuchy, otaczających się gadżetami i jadających w modnych restauracjach Manhattanu. W ciągu dnia jest perfekcyjnym urzędnikiem, a nocą staje się mordercą kobiet, które przed śmiercią okrutnie torturuje.
ZK: - Ta książka jest doprowadzeniem do ostateczności pewnego stylu życia. Może to wyglądać dziwnie, jeśli się mówi, że takie potworności wynikają z bardzo wysokiej kultury...
TR: - Jakiej wysokiej kultury? Czy nazywa pan "wysoką kulturą" przywiązywanie wagi do metki przy garniturze? A może to, że bohater wie, jak prawidłowo zestawić krawat z koszulą i butami? Albo że potrafi rozpoznać, z jakich sklepów pochodzą części garderoby spotykanych na przyjęciach ludzi? To ma być dowód wysokiej kultury???
ZK: - To jest jeden z jej przejawów: wielki styl ubierania się u mistrzów artystycznego krawiectwa.
TR: - Raczej w modnych butikach u projektantów, którzy nie zawsze są mistrzami, natomiast mają wzięcie w danym środowisku.
ZK: - Właśnie chodzi o to środowisko. Powiedzmy sobie od razu z ręką na sercu - nasz bohater to jest arcyplayboy (co mówiąc, trochę się żenuję, bo pamiętam, że to pan wprowadził do naszego kraju pismo "Playboy"). Jego elegancja ubraniowa to jest tylko część jego kultury. Oprócz tego chodzi on do nieprawdopodobnie wyrafinowanych restauracji, na przykład takich, gdzie przy każdym stoliku jest monitor, na którym widać, jak kucharz przygotowuje skomplikowane potrawy.
TR: - Dba też o swoje ciało, chodzi na masaż, manicure, pedicure, do sauny, siłowni i na solarium. Są efekty - wygląda świetnie. Ale, panie Zygmuncie, wysportowany, opalony człowiek z dobrym manicurem to jeszcze nie człowiek "wysokiej kultury"!
ZK: - Tam pada charakterystyczne zdanie. Kiedy ktoś pyta, czy jest bogaty, odpowiedź brzmi: każdy jest bogaty. Czy jest przystojny? Każdy jest przystojny! A czy ma wspaniałe ciało? Każdy ma wspaniałe ciało! Czyli to jest środowisko, które doszło do szczytu wyrafinowania.
TR: - Wszyscy wyglądają tak perfekcyjnie, że upodabniają się do siebie, w związku z czym mają ciągłe problemy z rozpoznawaniem. Czy to Bateman, czy ktoś do niego podobny? To najczęstsze uwagi podczas spotkań w restauracjach i nocnych klubach.
ZK: - Na dodatek zapomnieli już o normalnym życiu. Niech pan pozwoli, że przeczytam opis potrawy, jaką spożywa nasz bohater: sorbet, który się składa z kiwi, karambola - nie wiem, co to takiego...
TR: - Panie Zygmuncie, może pan sobie to kupić i u nas.
ZK: - Ach, widzę, że posiada pan część wiedzy Batemana...
TR: - Ale ja nie jestem Polish psycho!
ZK: - Zaraz do tego dojdziemy. Czytam dalej skład sorbetu: owoc kaktusa i japońska jabłko-gruszka. A gdy bohater słyszy o serniku, nie może zrozumieć, o co chodzi w tak prymitywnej potrawie. Kupuje natomiast najnowocześniejszy camcorder, którym można filmować rozkładające się ciało w przerwach co 15 sekund. Albo konwulsje otrutego pieska...
TR: - Zaraz, zaraz, panie Zygmuncie! Kamera służy do filmowania i można nią filmować zarówno rozkwitające kwiaty, jak rozkładającego się trupa. Wszystko zależy od człowieka. Czy jednak nasza rozmowa ma zmierzać do konkluzji, że człowiek przywiązujący wagę do swego wyglądu i otaczający się ładnymi rzeczami staje się seryjnym mordercą?!
ZK: - Chwileczkę, ten film należy traktować jako jaskrawą satyrę na ów wyszukany styl życia współczesnego playboya. Rozporządzając całą tą kulturą, człowiek posuwa się również od strony emocjonalnej tak daleko, jak tylko można. Do szczytów sadomasoerotyzmu. Z tego bierze się to, że Bateman przybija dziewczynę gwoździami do podłogi, uważając, żeby jednak żyła i widziała, co się dzieje. Następnie wkłada jej do delikatnych damskich części kawałek sera i wpuszcza tam wygłodzonego szczura, który się wgryza. Później jeszcze przecina ją piłą na pół łącznie ze zwierzęciem w środku.
TR: - Obdziera ją ze skóry, a ciało mieli, przyprawia i robi z tego kotlety. Jakiego rodzaju satysfakcji estetycznej czy intelektualnej ma dostarczyć sfilmowanie tej książki, panie Zygmuncie?
ZK: - Zachowaliśmy się cokolwiek podstępnie wobec czytelników, podobnie zresztą jak zachował się autor książki. Opowiadamy o niej, udając, że to wszystko, co opisuje, to jest to, co opisuje. Ale jednak tam się dzieje coś dziwnego: dowiadujemy się, że Bateman zamordował swojego kolegę, a potem przychodzi informacja, że on jednak zupełnie pomyślnie żyje sobie w Londynie. Czyli, być może, wszystko to, czego się dowiedzieliśmy, to nie fakty, lecz gra wyobraźni... Okazuje się, że "American Psycho" jest szatańską satyrą, wyszydzającą tę mentalność, którą z taką pieczołowitością opisuje.
TR: - Czyli nie chodzi tutaj o zbrodnie, tortury i szczura wpuszczanego w pochwę kobiety, lecz o metki, mankiety i pedicure odbierające rozum?
ZK: - Wszystko razem. Przesłanie jest takie: od kultu mankietu od Armaniego można się przesunąć w wyobraźni do przekroczenia wszelakich granic moralności. Ten film ostrzega nas, że nasze namiętności są naszymi wrogami i jeżeli potrafimy je rozładować w wyobraźni, to jesteśmy ocaleni.
TR: - Panie Zygmuncie, a pan miewał kiedyś takie wizje, jak w "American Psycho"?
ZK: - Muszę ze wstydem powiedzieć, że owszem, i niektóre sceny opisywane przez Batemana przyjąłem z cichą satysfakcją, że to można przeczytać i obejrzeć...
Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.