Lekarze są uznawani za najbardziej nieuczciwą grupę zawodową - wynika z ostatnich badań OBOP. 78 proc. ankietowanych uważa, że korupcja w tym zawodzie występuje bardzo często
Rośnie przy tym - zamiast maleć - liczba ludzi, którzy są przekonani, że lekarze zatrudnieni w szpitalach państwowych biorą pieniądze za wykonanie zabiegów i opiekę nad chorym. A przecież autorzy reformy służby zdrowia liczyli m.in. na to, że uruchomi ona mechanizmy, które zaczną eliminować łapówkarstwo z tej dziedziny naszego życia.
Czy reforma służby zdrowia rozpoczęła proces eliminowania korupcji wśród lekarzy i pielęgniarek?
Na początku lat dziewięćdziesiątych 70 proc. społeczeństwa uważało, że sprawną i skuteczną pomoc medyczną można uzyskać dopiero po wręczeniu koperty; pod koniec ubiegłego roku przekonanie to podzielało już 77 proc. ankietowanych. Opinia ta zyskała na wiarygodności w listopadzie ubiegłego roku, kiedy Daniel D., ordynator jednego z tarnowskich szpitali, przyznał się publicznie do przyjmowania dowodów wdzięczności. Tarnowski lekarz w jednym z wystąpień telewizyjnych stwierdził, że nie widzi nic zdrożnego w przyjmowaniu prezentów od pacjentów. Mało tego, wyznał przed kamerami, że sam po wykonaniu zabiegów przyjmuje koperty z pieniędzmi. O tym, że wprowadzenie reformy w służbie zdrowia nie zlikwidowało wśród jej pracowników zwyczaju pobierania dodatkowych opłat, świadczy również fakt, że w ciągu ostatnich dwóch lat wzrosła dwukrotnie liczba osób, które wręczyły łapówki za załatwienie spraw związanych z ochroną zdrowia. Aż 52 proc. ankietowanych przyznało, że było zmuszonych do załatwienia w ten sposób leczenia w państwowej służbie zdrowia.
Podczas gdy pobieranie opłat po przeprowadzonym zabiegu spotyka się z pewną pobłażliwością ofiarodawców, zdecydowany ich sprzeciw budzi uzależnienie podjęcia leczenia czy wyznaczenia terminu operacji od wpłaty odpowiedniej sumy. Podobnie kwestie te traktowane są przez kodeks karny oraz kodeks etyki lekarskiej. W obu wypadkach niedopuszczalne jest tylko żądanie przez lekarzy świadczeń finansowych od powierzonych ich opiece chorych albo uzależnienie leczenia od wręczenia pieniędzy. Niestety, przepisy nic nie mówią o "wyrazach wdzięczności" okazywanych przez pacjentów po operacjach czy pobytach w szpitalu.
W Sądzie Okręgowym w Łomży zakończyła się niedawno sprawa dwóch ginekologów, którym udowodniono przyjmowanie korzyści majątkowych za wykonanie cesarskiego cięcia i przyspieszenie porodu. Sprawa trafiła do prokuratury tylko dlatego, że mąż ciężarnej nie chciał zapłacić 800 zł za poród zakończony operacją i zabrał żonę do kliniki w Białymstoku. Wyrok jest w zawieszeniu. Jedyną dokuczliwością, z jaką spotkali się oskarżeni, poza złą sławą, jest zakaz pełnienia funkcji kierowniczych (byli to ordynator i jego zastępca) oraz grzywna w wysokości 3 tys. zł dla jednego z nich.
Podobna sprawa rozpatrywana jest obecnie w Sądzie Rejonowym we Włocławku. Dotyczy ona Marka S., ordynatora oddziału urologii szpitala wojewódzkiego. Oskarżony odmawiał przyjęcia do szpitala osób, które nie chciały płacić. Akt oskarżenia zarzuca mu 66 czynów niezgodnych z prawem i uzyskanie korzyści majątkowych w wysokości 35-45 tys. zł. Lekarz działał bezkarnie przez kilka lat, także już po reformie służby zdrowia. Został zdemaskowany przez Mieczysława T., 80-letniego kombatanta, który złożył skargę w prokuraturze, gdy ordynator odmówił mu wykonania bezpłatnie badań zleconych przez Centrum Onkologii. Tylko nieliczni lekarze są tak bezczelni jak ordynator urologii z Włocławka. Inni, którzy uważają, że należą się im pieniądze za leczenie w państwowych placówkach, potrafią skutecznie "rozmiękczyć" pacjenta, aż sam przyjdzie z propozycją. W jednym ze szpitali województwa warmińsko-mazurskiego chora trzy razy była przygotowywana do operacji woreczka żółciowego, za każdym razem na stół trafiał ktoś inny. Zabieg wykonano natychmiast po wręczeniu koperty.
Przekonanie społeczeństwa o konieczności ponoszenia dodatkowych kosztów związanych z leczeniem nie znajduje potwierdzenia w liczbie skarg składanych w izbach lekarskich. Spośród wszystkich zażaleń, które tutaj trafiają, skargi na łapówkarstwo stanowią zaledwie 1 proc. Podobnie rzecz się ma z zażaleniami kierowanymi do rzecznika praw obywatelskich. W ubiegłym roku trafiło tam 1200 skarg pacjentów dotyczących nieprawidłowości w służbie zdrowia. Jest to ponad trzykrotnie więcej niż w latach poprzednich. - Pacjenci skarżyli się często na naruszanie ich konstytucyjnego prawa do ochrony zdrowia i równego dostępu do świadczeń przez wprowadzanie "cegiełek", żądanie podczas pobytu w szpitalach opłat za leki, środki medyczne, transport i uniemożliwianie wykonywania w ramach ubezpieczenia badań diagnostycznych - tłumaczy Agnieszka Adamska-Karska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Spraw dotyczących łapówek nie było. Również do rzeczników odpowiedzialności zawodowej sprawy o łapówki trafiają bardzo rzadko. - W biurze naczelnego rzecznika w ciągu kilku lat nie była rozpatrywana żadna taka skarga. Ostatnio prowadzone jest tam dochodzenie w sprawie wspomnianego ordynatora z Tarnowa, który sam publicznie przyznał się, że bierze pieniądze po zakończeniu leczenia - informuje dr Krzysztof Bogucki, zastępca naczelnego rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy.
Dodatkową drogę dochodzenia swoich praw, jaką uzyskali pacjenci po wprowadzeniu reformy, stały się kasy chorych i powołana przy nich instytucja rzecznika praw pacjenta. - Kasy chorych są miejscem, gdzie pacjenci powinni kierować swoje uwagi dotyczące jakości usług medycznych i przestrzegania praw pacjenta - wyjaśnia Jarosław Pinkas, dyrektor ds. medycznych Mazowieckiej Regionalnej Kasy Chorych. - Przy drastycznych zaniedbaniach kasa może odmówić podpisania kontraktu. Dotychczas jednak chorzy korzystają z tego w niewielkim stopniu. Najwięcej jest skarg na utrudniony dostęp do specjalistów, najmniej na łapówki w szpitalach. Dotyczą one prawie wszystkich placówek, ale są pojedyncze, anonimowe i kasy w tych wypadkach żądają tylko wyjaśnień od dyrektorów, co czasem skargi pacjentów eliminuje całkowicie. - W ubiegłym roku do Mazowieckiej Regionalnej Kasy Chorych wpłynęło ponad 100 skarg informujących o różnego typu wymuszeniach dodatkowych opłat przez lekarzy ze szpitali - dodaje Halina Filip-Roszkowska, rzecznik praw pacjenta w tej kasie chorych. - Niestety, przeważnie były to zgłoszenia anonimowe. Pacjenci bali się ujawniać własne nazwisko nie ze względu na konsekwencje karne, ale z obawy, że takie postępowanie uniemożliwi kontynuację leczenia.
Niektórzy lekarze, chcąc bronić godności zawodowej, zdecydowanie odmawiają przyjmowania pieniędzy, inni próbują walczyć z łapówkarskim procederem. Na drzwiach oddziału onkologicznego Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze pod koniec grudnia 1999 r. została wywieszona kartka z informacją: "Na tym oddziale personel nie przyjmuje od pacjentów pieniędzy ani prezentów. Będziemy wdzięczni za niepodejmowanie prób wręczania takowych". Pod informacją podpisał się zespół lekarski oddziału onkologii. Wywieszenie takiej deklaracji wywołało szok w środowisku lekarskim, ale bardzo dobrze zostało odebrane przez chorych.
Większość lekarzy podziela jednak przekonanie, że pokusa przyjmowania pieniędzy nie zniknie, jeżeli nie będą oni dobrze wynagradzani. Teraz mizeria ich zarobków wynika z rozproszenia środków i finansowania przez kasy chorych nadmiernej liczby placówek. Tylko na Mazowszu nie wykorzystuje się ponad 4 tys. łóżek. - Im dłużej samorządy będą zwlekały z decyzjami o zamykaniu i przeprofilowaniu szpitali, a dyrekcje z ich restrukturyzacją i obniżką kosztów, tym dłużej pacjenci będą się stykać z wynaturzeniami w tym zawodzie - przekonuje Jarosław Pinkas. - Niskie zarobki nie są żadnym usprawiedliwieniem nieetycznego zachowania niektórych polskich lekarzy - uważa dr Aleksander Zajusz, zastępca dyrektora ds. medycznych Centrum Onkologii w Gliwicach. - Nie mają jednak takich dylematów medycy zatrudnieni w Europie Zachodniej czy USA. Początkujący lekarz zatrudniony w niemieckim szpitalu, mający osiem dyżurów miesięcznie, dostaje 10 tys. marek, czyli 5 tys. dolarów, podczas gdy jego rówieśnik w Polsce, z podobnym stażem i taką samą liczbą dyżurów, otrzymuje często 1500 zł, czyli 375 dolarów.
Zlikwidowanie łapówkarstwa i protekcjonizmu jest możliwe tylko wtedy, gdy stworzy się warunki gwarantujące dostęp do lecznictwa zamkniętego, zapewni się lekarzom godne pensje, a także jasno określi się przepisy, których złamanie pociąga za sobą wysokie kary. Problem ten można by również rozwiązać, wprowadzając wzorem Zachodu tzw. łóżka prywatne w państwowych szpitalach. Umożliwiają one wysokiej klasy specjalistom kierowanie prywatnych pacjentów do szpitali i uzyskiwanie tym samym w sposób całkowicie legalny dodatkowych zarobków.
Czy reforma służby zdrowia rozpoczęła proces eliminowania korupcji wśród lekarzy i pielęgniarek?
Na początku lat dziewięćdziesiątych 70 proc. społeczeństwa uważało, że sprawną i skuteczną pomoc medyczną można uzyskać dopiero po wręczeniu koperty; pod koniec ubiegłego roku przekonanie to podzielało już 77 proc. ankietowanych. Opinia ta zyskała na wiarygodności w listopadzie ubiegłego roku, kiedy Daniel D., ordynator jednego z tarnowskich szpitali, przyznał się publicznie do przyjmowania dowodów wdzięczności. Tarnowski lekarz w jednym z wystąpień telewizyjnych stwierdził, że nie widzi nic zdrożnego w przyjmowaniu prezentów od pacjentów. Mało tego, wyznał przed kamerami, że sam po wykonaniu zabiegów przyjmuje koperty z pieniędzmi. O tym, że wprowadzenie reformy w służbie zdrowia nie zlikwidowało wśród jej pracowników zwyczaju pobierania dodatkowych opłat, świadczy również fakt, że w ciągu ostatnich dwóch lat wzrosła dwukrotnie liczba osób, które wręczyły łapówki za załatwienie spraw związanych z ochroną zdrowia. Aż 52 proc. ankietowanych przyznało, że było zmuszonych do załatwienia w ten sposób leczenia w państwowej służbie zdrowia.
Podczas gdy pobieranie opłat po przeprowadzonym zabiegu spotyka się z pewną pobłażliwością ofiarodawców, zdecydowany ich sprzeciw budzi uzależnienie podjęcia leczenia czy wyznaczenia terminu operacji od wpłaty odpowiedniej sumy. Podobnie kwestie te traktowane są przez kodeks karny oraz kodeks etyki lekarskiej. W obu wypadkach niedopuszczalne jest tylko żądanie przez lekarzy świadczeń finansowych od powierzonych ich opiece chorych albo uzależnienie leczenia od wręczenia pieniędzy. Niestety, przepisy nic nie mówią o "wyrazach wdzięczności" okazywanych przez pacjentów po operacjach czy pobytach w szpitalu.
W Sądzie Okręgowym w Łomży zakończyła się niedawno sprawa dwóch ginekologów, którym udowodniono przyjmowanie korzyści majątkowych za wykonanie cesarskiego cięcia i przyspieszenie porodu. Sprawa trafiła do prokuratury tylko dlatego, że mąż ciężarnej nie chciał zapłacić 800 zł za poród zakończony operacją i zabrał żonę do kliniki w Białymstoku. Wyrok jest w zawieszeniu. Jedyną dokuczliwością, z jaką spotkali się oskarżeni, poza złą sławą, jest zakaz pełnienia funkcji kierowniczych (byli to ordynator i jego zastępca) oraz grzywna w wysokości 3 tys. zł dla jednego z nich.
Podobna sprawa rozpatrywana jest obecnie w Sądzie Rejonowym we Włocławku. Dotyczy ona Marka S., ordynatora oddziału urologii szpitala wojewódzkiego. Oskarżony odmawiał przyjęcia do szpitala osób, które nie chciały płacić. Akt oskarżenia zarzuca mu 66 czynów niezgodnych z prawem i uzyskanie korzyści majątkowych w wysokości 35-45 tys. zł. Lekarz działał bezkarnie przez kilka lat, także już po reformie służby zdrowia. Został zdemaskowany przez Mieczysława T., 80-letniego kombatanta, który złożył skargę w prokuraturze, gdy ordynator odmówił mu wykonania bezpłatnie badań zleconych przez Centrum Onkologii. Tylko nieliczni lekarze są tak bezczelni jak ordynator urologii z Włocławka. Inni, którzy uważają, że należą się im pieniądze za leczenie w państwowych placówkach, potrafią skutecznie "rozmiękczyć" pacjenta, aż sam przyjdzie z propozycją. W jednym ze szpitali województwa warmińsko-mazurskiego chora trzy razy była przygotowywana do operacji woreczka żółciowego, za każdym razem na stół trafiał ktoś inny. Zabieg wykonano natychmiast po wręczeniu koperty.
Przekonanie społeczeństwa o konieczności ponoszenia dodatkowych kosztów związanych z leczeniem nie znajduje potwierdzenia w liczbie skarg składanych w izbach lekarskich. Spośród wszystkich zażaleń, które tutaj trafiają, skargi na łapówkarstwo stanowią zaledwie 1 proc. Podobnie rzecz się ma z zażaleniami kierowanymi do rzecznika praw obywatelskich. W ubiegłym roku trafiło tam 1200 skarg pacjentów dotyczących nieprawidłowości w służbie zdrowia. Jest to ponad trzykrotnie więcej niż w latach poprzednich. - Pacjenci skarżyli się często na naruszanie ich konstytucyjnego prawa do ochrony zdrowia i równego dostępu do świadczeń przez wprowadzanie "cegiełek", żądanie podczas pobytu w szpitalach opłat za leki, środki medyczne, transport i uniemożliwianie wykonywania w ramach ubezpieczenia badań diagnostycznych - tłumaczy Agnieszka Adamska-Karska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Spraw dotyczących łapówek nie było. Również do rzeczników odpowiedzialności zawodowej sprawy o łapówki trafiają bardzo rzadko. - W biurze naczelnego rzecznika w ciągu kilku lat nie była rozpatrywana żadna taka skarga. Ostatnio prowadzone jest tam dochodzenie w sprawie wspomnianego ordynatora z Tarnowa, który sam publicznie przyznał się, że bierze pieniądze po zakończeniu leczenia - informuje dr Krzysztof Bogucki, zastępca naczelnego rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy.
Dodatkową drogę dochodzenia swoich praw, jaką uzyskali pacjenci po wprowadzeniu reformy, stały się kasy chorych i powołana przy nich instytucja rzecznika praw pacjenta. - Kasy chorych są miejscem, gdzie pacjenci powinni kierować swoje uwagi dotyczące jakości usług medycznych i przestrzegania praw pacjenta - wyjaśnia Jarosław Pinkas, dyrektor ds. medycznych Mazowieckiej Regionalnej Kasy Chorych. - Przy drastycznych zaniedbaniach kasa może odmówić podpisania kontraktu. Dotychczas jednak chorzy korzystają z tego w niewielkim stopniu. Najwięcej jest skarg na utrudniony dostęp do specjalistów, najmniej na łapówki w szpitalach. Dotyczą one prawie wszystkich placówek, ale są pojedyncze, anonimowe i kasy w tych wypadkach żądają tylko wyjaśnień od dyrektorów, co czasem skargi pacjentów eliminuje całkowicie. - W ubiegłym roku do Mazowieckiej Regionalnej Kasy Chorych wpłynęło ponad 100 skarg informujących o różnego typu wymuszeniach dodatkowych opłat przez lekarzy ze szpitali - dodaje Halina Filip-Roszkowska, rzecznik praw pacjenta w tej kasie chorych. - Niestety, przeważnie były to zgłoszenia anonimowe. Pacjenci bali się ujawniać własne nazwisko nie ze względu na konsekwencje karne, ale z obawy, że takie postępowanie uniemożliwi kontynuację leczenia.
Niektórzy lekarze, chcąc bronić godności zawodowej, zdecydowanie odmawiają przyjmowania pieniędzy, inni próbują walczyć z łapówkarskim procederem. Na drzwiach oddziału onkologicznego Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze pod koniec grudnia 1999 r. została wywieszona kartka z informacją: "Na tym oddziale personel nie przyjmuje od pacjentów pieniędzy ani prezentów. Będziemy wdzięczni za niepodejmowanie prób wręczania takowych". Pod informacją podpisał się zespół lekarski oddziału onkologii. Wywieszenie takiej deklaracji wywołało szok w środowisku lekarskim, ale bardzo dobrze zostało odebrane przez chorych.
Większość lekarzy podziela jednak przekonanie, że pokusa przyjmowania pieniędzy nie zniknie, jeżeli nie będą oni dobrze wynagradzani. Teraz mizeria ich zarobków wynika z rozproszenia środków i finansowania przez kasy chorych nadmiernej liczby placówek. Tylko na Mazowszu nie wykorzystuje się ponad 4 tys. łóżek. - Im dłużej samorządy będą zwlekały z decyzjami o zamykaniu i przeprofilowaniu szpitali, a dyrekcje z ich restrukturyzacją i obniżką kosztów, tym dłużej pacjenci będą się stykać z wynaturzeniami w tym zawodzie - przekonuje Jarosław Pinkas. - Niskie zarobki nie są żadnym usprawiedliwieniem nieetycznego zachowania niektórych polskich lekarzy - uważa dr Aleksander Zajusz, zastępca dyrektora ds. medycznych Centrum Onkologii w Gliwicach. - Nie mają jednak takich dylematów medycy zatrudnieni w Europie Zachodniej czy USA. Początkujący lekarz zatrudniony w niemieckim szpitalu, mający osiem dyżurów miesięcznie, dostaje 10 tys. marek, czyli 5 tys. dolarów, podczas gdy jego rówieśnik w Polsce, z podobnym stażem i taką samą liczbą dyżurów, otrzymuje często 1500 zł, czyli 375 dolarów.
Zlikwidowanie łapówkarstwa i protekcjonizmu jest możliwe tylko wtedy, gdy stworzy się warunki gwarantujące dostęp do lecznictwa zamkniętego, zapewni się lekarzom godne pensje, a także jasno określi się przepisy, których złamanie pociąga za sobą wysokie kary. Problem ten można by również rozwiązać, wprowadzając wzorem Zachodu tzw. łóżka prywatne w państwowych szpitalach. Umożliwiają one wysokiej klasy specjalistom kierowanie prywatnych pacjentów do szpitali i uzyskiwanie tym samym w sposób całkowicie legalny dodatkowych zarobków.
Więcej możesz przeczytać w 10/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.