W organach dyscyplinarnych powinny się znaleźć osoby spoza środowiska sędziowskiego
LECH KACZYŃSKI, minister sprawiedliwości - Muszę wyraźnie zaprzeczyć, jakoby artykuł w "Rzeczpospolitej" o sytuacji w toruńskim sądzie miał wpływ na działania Ministerstwa Sprawiedliwości. Termin posiedzenia kolegium, które odwołało Zbigniewa Wielkanowskiego z funkcji przewodniczącego wydziału karnego, został wyznaczony kilka dni przed publikacją "Rzeczpospolitej". Pierwsze sygnały na temat tego sędziego dotarły do mnie na przełomie września i października tego roku. Wymagały jednak sprawdzenia, trzeba też było zebrać dowody. Pewną rolę odegrały materiały prasowe w sprawach dotyczących sądów okręgowych w Bydgoszczy i Katowicach.
Sprawa toruńska jest na pewno wyjątkowa - doszło do kontaktów z gangsterami, pobić, burd. Nie tak rzadko natomiast sędziowie naruszają normy etyczne. W tym kontekście można wymienić wspomnianą sprawę sądu w Katowicach oraz Sądu Okręgowego w Poznaniu. Wkrótce można się spodziewać następnych podobnych spraw. Wiem jednak doskonale, że nie wszystkie wypadki można wykryć.
Co jest przyczyną tego zjawiska? Powstawanie i tolerowanie patologii to przede wszystkim skutek zamknięcia się środowiska, zbyt rozbudowanego samorządu, swoistego korporacjonizmu. Środowisko sędziowskie jest bardziej hermetyczne niż lekarskie czy profesorskie. Doświadczenie uczy, że tego ty-pu korporacje stawiają lojalność zawodową powyżej norm etycznych. Ponieważ wewnętrzna kontrola zawiodła, mogło dochodzić do takich sytuacji jak w Toruniu. Na pewno jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest to, że na przełomie lat 80. i 90. nie dokonano weryfikacji sędziów.
W sprawie toruńskiej trzeba jak najszybciej rozpocząć śledztwo. Potrzebne jest jednak uchylenie immunitetu, a to mogą uczynić tylko sędziowie z sądu dyscyplinarnego. Zgoda sędziów jest też potrzebna do tego, by w ogóle zacząć postępowanie dyscyplinarne. W obu wypadkach stosowny wniosek może złożyć minister sprawiedliwości. Skorzystam z tej możliwości i liczę, że przekonam samorządowe władze dyscyplinarne.
Potrzebne są też działania prawne. W Sejmie czeka już projekt ustawy o ustroju sądów powszechnych. Przewiduje on, że minister sprawiedliwości powołuje prezesów i wiceprezesów sądów w porozumieniu i za zgodą samorządów, natomiast w określonych okolicznościach może ich odwoływać. Chciałbym też, aby w organach dyscyplinarnych znalazły się osoby spoza środowiska sędziowskiego, ale to bardzo odważny pomysł. Minister sprawiedliwości może dziś jedynie wnioskować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Dobrze by było, gdyby mógł także wdrożyć postępowanie, a nawet czasowo zawiesić sędziego, jeśli zarzuty przeciwko niemu byłyby poważne. Zwiększenie zewnętrznej kontroli, nie naruszające niezawisłości sędziowskiej, może się przyczynić do powstania mechanizmów oczyszczających środowisko. Poddawanie pod osąd opinii publicznej kolejnych przykładów patologii będzie wprawdzie szokiem dla środowiska, ale mam nadzieję, że pomoże przerwać zmowę milczenia.
Sprawa toruńska jest na pewno wyjątkowa - doszło do kontaktów z gangsterami, pobić, burd. Nie tak rzadko natomiast sędziowie naruszają normy etyczne. W tym kontekście można wymienić wspomnianą sprawę sądu w Katowicach oraz Sądu Okręgowego w Poznaniu. Wkrótce można się spodziewać następnych podobnych spraw. Wiem jednak doskonale, że nie wszystkie wypadki można wykryć.
Co jest przyczyną tego zjawiska? Powstawanie i tolerowanie patologii to przede wszystkim skutek zamknięcia się środowiska, zbyt rozbudowanego samorządu, swoistego korporacjonizmu. Środowisko sędziowskie jest bardziej hermetyczne niż lekarskie czy profesorskie. Doświadczenie uczy, że tego ty-pu korporacje stawiają lojalność zawodową powyżej norm etycznych. Ponieważ wewnętrzna kontrola zawiodła, mogło dochodzić do takich sytuacji jak w Toruniu. Na pewno jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest to, że na przełomie lat 80. i 90. nie dokonano weryfikacji sędziów.
W sprawie toruńskiej trzeba jak najszybciej rozpocząć śledztwo. Potrzebne jest jednak uchylenie immunitetu, a to mogą uczynić tylko sędziowie z sądu dyscyplinarnego. Zgoda sędziów jest też potrzebna do tego, by w ogóle zacząć postępowanie dyscyplinarne. W obu wypadkach stosowny wniosek może złożyć minister sprawiedliwości. Skorzystam z tej możliwości i liczę, że przekonam samorządowe władze dyscyplinarne.
Potrzebne są też działania prawne. W Sejmie czeka już projekt ustawy o ustroju sądów powszechnych. Przewiduje on, że minister sprawiedliwości powołuje prezesów i wiceprezesów sądów w porozumieniu i za zgodą samorządów, natomiast w określonych okolicznościach może ich odwoływać. Chciałbym też, aby w organach dyscyplinarnych znalazły się osoby spoza środowiska sędziowskiego, ale to bardzo odważny pomysł. Minister sprawiedliwości może dziś jedynie wnioskować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Dobrze by było, gdyby mógł także wdrożyć postępowanie, a nawet czasowo zawiesić sędziego, jeśli zarzuty przeciwko niemu byłyby poważne. Zwiększenie zewnętrznej kontroli, nie naruszające niezawisłości sędziowskiej, może się przyczynić do powstania mechanizmów oczyszczających środowisko. Poddawanie pod osąd opinii publicznej kolejnych przykładów patologii będzie wprawdzie szokiem dla środowiska, ale mam nadzieję, że pomoże przerwać zmowę milczenia.
Więcej możesz przeczytać w 49/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.