Połowę naszych żołnierzy zawodowych stanowią oficerowie. Moglibyśmy nimi obdzielić sporą część sił zbrojnych NATO
Lekcja, jaką była interwencja humanitarna w Kosowie, uświadomiła Europejczykom, że choć Unia Europejska wydaje łącznie na obronę 60 proc. tego, co USA, w działaniu na polu walki osiąga za te pieniądze tylko 15 proc. amerykańskich możliwości. Cel, który unia określiła na szczycie helsińskim, to powołanie korpusu europejskiego liczącego ok. 50 tys. żołnierzy. Ma być on zdolny do interwencji w ciągu dwóch miesięcy i umieć przetrwać rok na obszarze działania. Jeśli zestawimy dwumiesięczny czas na zmontowanie operacji tego korpusu na obszarze europejskim z obecnymi możliwościami amerykańskiej piechoty morskiej, brwi unoszą się same. Brygada marines jest gotowa w ciągu dwóch, trzech dni (a najwyżej czterech, pięciu) znaleźć się w dowolnym punkcie globu z niezbędnym wyposażeniem i pełnym wsparciem, zajmując pozycję umożliwiającą kontynuowanie operacji.
Decyzja podjęta w Helsinkach stanowi jednak przełom, biorąc pod uwagę obecną immobilność. W kontekście natowskiej Inicjatywy Zdolności Obronnych (DCI) i Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony (ESDP) warto spojrzeć na kilka danych statystycznych o naszych siłach zbrojnych. Koncepcja obrony Rzeczypospolitej każe się skupić na mniejszym niż obecnie zawodowym wojsku, zdolnym do opanowania kryzysu do czasu otrzymania sojuszniczego wsparcia. Nasze siły zbrojne liczą dziś 200 tys. żołnierzy i pochłaniają rocznie 3 mld USD. Jeśli zredukowalibyśmy je do 150 tys., nasunęłoby się pytanie, jak zagospodarowana zostanie wówczas uwolniona jedna czwarta budżetu, czyli 3 mld zł. Otóż jeśli oszczędności nie wyniosą jednej czwartej budżetu, lecz jedną piątą lub szóstą, wciąż mówimy o setkach milionów dolarów rocznie, podczas gdy nowy samolot F-16 z uzbrojeniem kosztuje 25 mln USD. Właśnie w tym punkcie opinia publiczna musi bronić kilku liczb, które pokazują wszystko. Po co nam na przykład 3500 czołgów, gdy wystarczyłoby nam mniej niż połowa, ale unowocześnionych i w pełnej gotowości? Na 200 tys. wojska mamy 70 tys. żołnierzy zawodowych. Spośród nich 50 proc. stanowią oficerowie. Moglibyśmy nimi obdzielić sporą część sił zbrojnych NATO! Ale jest jeszcze straszniej i śmieszniej: 35 proc. spośród 35 tys. oficerów stanowią starsi oficerowie: majorzy, podpułkownicy i pułkownicy. Jak zrestrukturyzować siły zbrojne, nie naruszając interesów tej kadry kierowanej przez ponad 120 generałów?
Transformacja społeczeństwa obywatelskiego dokonała się dzięki armii kaprali (często z wyższym wykształceniem), sierżantów i poruczników, którzy zbudowali dynamiczny dwumilionowy sektor prywatny. Melduję, że w tym felietonie bronię liczb, z których odczytać możemy przyszłe zwycięstwa i klęski społeczności wojskowej. Bronię strategii obronnej przed doraźną taktyką polityczną.
Decyzja podjęta w Helsinkach stanowi jednak przełom, biorąc pod uwagę obecną immobilność. W kontekście natowskiej Inicjatywy Zdolności Obronnych (DCI) i Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony (ESDP) warto spojrzeć na kilka danych statystycznych o naszych siłach zbrojnych. Koncepcja obrony Rzeczypospolitej każe się skupić na mniejszym niż obecnie zawodowym wojsku, zdolnym do opanowania kryzysu do czasu otrzymania sojuszniczego wsparcia. Nasze siły zbrojne liczą dziś 200 tys. żołnierzy i pochłaniają rocznie 3 mld USD. Jeśli zredukowalibyśmy je do 150 tys., nasunęłoby się pytanie, jak zagospodarowana zostanie wówczas uwolniona jedna czwarta budżetu, czyli 3 mld zł. Otóż jeśli oszczędności nie wyniosą jednej czwartej budżetu, lecz jedną piątą lub szóstą, wciąż mówimy o setkach milionów dolarów rocznie, podczas gdy nowy samolot F-16 z uzbrojeniem kosztuje 25 mln USD. Właśnie w tym punkcie opinia publiczna musi bronić kilku liczb, które pokazują wszystko. Po co nam na przykład 3500 czołgów, gdy wystarczyłoby nam mniej niż połowa, ale unowocześnionych i w pełnej gotowości? Na 200 tys. wojska mamy 70 tys. żołnierzy zawodowych. Spośród nich 50 proc. stanowią oficerowie. Moglibyśmy nimi obdzielić sporą część sił zbrojnych NATO! Ale jest jeszcze straszniej i śmieszniej: 35 proc. spośród 35 tys. oficerów stanowią starsi oficerowie: majorzy, podpułkownicy i pułkownicy. Jak zrestrukturyzować siły zbrojne, nie naruszając interesów tej kadry kierowanej przez ponad 120 generałów?
Transformacja społeczeństwa obywatelskiego dokonała się dzięki armii kaprali (często z wyższym wykształceniem), sierżantów i poruczników, którzy zbudowali dynamiczny dwumilionowy sektor prywatny. Melduję, że w tym felietonie bronię liczb, z których odczytać możemy przyszłe zwycięstwa i klęski społeczności wojskowej. Bronię strategii obronnej przed doraźną taktyką polityczną.
Więcej możesz przeczytać w 10/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.