Reguła flagi i farby

Reguła flagi i farby

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozgrywanie spraw polsko-rosyjskich za pomocą obraźliwych gestów nie jest desperacją, lecz zwykłą głupotą
"Dziś flagi"
Światopełk Karpiński


Stosunki polsko-rosyjskie nabrały dzikich barw. Budynki chronione immunitetem dyplomatycznym oblano farbą i obrzucono jajecznicą z pomidorami. Zrobiono to, co dla poczucia narodowego jest najbardziej obraźliwe: znęcano się nad flagami - najpierw rosyjską, potem polską, mimo że symboliczna choćby nienaruszalność własnej flagi przysługuje każdemu. Godłu i barwie rezerwuje się traktowanie podobne do ongiś rezerwowanego dla chleba, "podnoszonego z ziemi przez uszanowanie". Zamach na te symbole odbierany jest przez ludzi ceniących swe obywatelstwo jako działanie obraźliwe, usprawiedliwiające retorsję: jeśli ktoś nie szanuje mojego honoru, niech sam poczuje gorycz upokorzenia, gdy oddam mu "ząb za ząb, oko za oko".
To droga donikąd. Przerywa ona dialog i wpuszcza na scenę upiory. Zamiast racjonalnych argumentów o wzajemnych stosunkach decyduje wtedy już tylko emocja, odwołująca się do "uczuć wyższych", ale w gruncie rzeczy operująca niewybrednymi metodami niskiego rejestru.
Do takiej emocji sięgają ludzie bezsilni. Pozbawieni możliwości dotarcia do opinii publicznej, w ostateczności dopuszczają się aktów desperacji. Dla odrzuconych i nie wysłuchanych jest to jedyne narzędzie, zwracające na nich uwagę. Wykraczają poza utarte schematy, by wreszcie napisano o nich w gazetach, by przysłano kamerę telewizyjną lub radiowy mikrofon. Niekiedy odwołują się do tradycji wielkich desperatów, dokonujących publicznego samospalenia. Łatwo jednak przekroczyć granicę smaku, czyniąc takie odwołania do gestów w rodzaju Jana Palacha i nie widząc różnicy pomiędzy wielkimi desperatami a małymi głupcami.
Bo rozgrywanie spraw polsko-rosyjskich za pomocą obraźliwych gestów nie jest desperacją, lecz zwykłą głupotą. Tutaj nikt nie jest odrzucony ani nie wysłuchany. Można i należy współkształtować politykę, posługując się kartką wyborczą. Wypowiadając otwarcie swe stanowisko. Przedstawiając je opinii publicznej za pomocą środków przekazu. Wymagając od prasy, by prezentowała oba punkty widzenia: oficjalny i nieoficjalny (zwłaszcza wtedy, gdy nieoficjalny różni się od oficjalnego). Korzystając wreszcie ze środków nadzwyczajnych w postaci pokojowej manifestacji, jeżeli metody kameralne nie są zauważane. O to się Polska biła, domagając się demokracji i przestrzegania Karty Praw Człowieka i Obywatela. Byle nie przekroczyć cienkiej granicy, która może w pewnym momencie oddzielać uprawnione działanie obywatelskie od ludzkiego i politycznego chuligaństwa.
Wydarzenia, jakie rozegrały się przed konsulatem rosyjskim w Poznaniu i polskimi placówkami w Moskwie i Petersburgu, każą jednak zwrócić uwagę nie tylko na chuliganów od farby i flagi i nie tylko na zachowanie sił porządkowych - ale także na działania dziennikarzy. W obu wypadkach misja środków przekazu gdzieś zaginęła. Nie jest jeszcze wyjaśniona rola polskiego dziennikarza telewizyjnego, który "inscenizował" swój reportaż z Poznania. Niepokojąca jest sprawność rosyjskich ekip telewizyjnych w dotarciu na miejsce "spontanicznych" wydarzeń.
Najbardziej nawet przykre dla polityków śledztwa i rewelacje dziennikarskie są potrzebne i wpisane w ich rolę w demokracji. Szacunek powinni budzić wścibscy reporterzy, którzy z narażeniem zdrowia i życia znajdują się w sercu wydarzeń i stamtąd przekazują opinii obiektywny obraz sytuacji. Nie zasługuje jednak na szacunek praca na zamówienie polityczne ani na zamówienie rynkowe. Nie wolno zwiększać nakładu, wyłącznie poszukując człowieka, który zagryzł psa, czy kreując sytuację, która się nie zdarzyła. Środki przekazu tracą rację bytu z chwilą, gdy tracą wiarygodność. Obelżywe traktowanie czyjejkolwiek flagi, naruszanie nietykalności budynków dyplomatycznych i wrzask zamiast rozmowy oraz płowienie drukarskiej farby przestają być wtedy wyjątkiem od reguły. Stają się regułą, która stawia pod znakiem zapytania wiarygodność naszej własnej demokracji. I nas samych.
Więcej możesz przeczytać w 10/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.