Autoryzacja wypowiedzi to może i relikt, ale też jeden z ostatnich sznurków, które ograniczają naszą świętą krowę, czyli media
W tygodniu na przełomie listopada i grudnia pobiłem chyba rekord życiowy, jeśli chodzi o liczbę głupich, nieudanych i niechlujnych wypowiedzi publicznych.
Zaczęło się od pytania dziennikarki "Życia", czy przekazanie przez rektora niepaństwowej szkoły wyższej szkolnych pieniędzy na inne konto jest przestępstwem. Odpowiedziałem, że nie będę o tym mówił, bo po pierwsze - sam jestem rektorem takiej szkoły, a po drugie - jako adwokat nie powinienem formułować takich ocen, bo czyni to prokurator. Później przeczytałem, że wprawdzie nikt z prawników nie chciał dziennikarce odpowiedzieć na pytanie, ale Falandysz powiedział, że w sprawie wypowie się prokurator. Stary dziennikarski chwyt. Pytają na przykład, czy w jakimś głoś-nym zdarzeniu kryminalnym zachodzi obrona konieczna. Odpowiadam, że jeżeli fakty są takie, jak podajecie, można mówić o przypadku klasycznym. A później pisze się: "F. uważa, że w sprawie X zachodzi obrona konieczna". W efekcie takiej pisaniny przychodzi do mnie na uniwerek matka zabitego z pretensją, że wypowiadam się w sprawie, której nie znam.
I cienko brzmi tłumaczenie, że padłem ofiarą dziennikarskiego nadużycia.
Rozmowa z jakąś przemiłą panią z "Super Expressu" o śniadaniu w Zetce i gwiazdach rozgłośni. W locie pomiędzy jakimiś innymi czynnościami. Coś mi się pomieszały fakty i w ogóle było dość bełkotliwie. I w gazecie pojawiła się wypowiedź przygłupa, co zauważyli nawet niektórzy uczestnicy śniadania. Ciekawe, co sobie pomyśleli czytelnicy?
Miła rozmowa z sympatycznym i inteligentnym młodym człowiekiem z "Gazety Wyborczej" o Wyższej Szkole Handlu i Prawa w Warszawie, o konflikcie z uniwersyteckim wydziałem prawa i w ogóle o kondycji niepaństwowego szkolnictwa wyższego. W weekendowej "Gazecie" cała strona pod sensacyjnym tytułem "Walka o prawników" oraz opatrzone fotkami rozmowy ze mną i dziekanem Wyrzykowskim. W mojej, poza głupim tytułem, przeważa bełkot. Przeczytałem rozmowę dziekana - też nie najlepiej. Spotykam Mirka Wyrzykowskiego na uniwerku i pytam, czy autoryzował wypowiedź. Mówi, że nie, i nie wygląda na zadowolonego.
Środa rano po pechowym tygodniu.
I tak miałem zamiar o nim pisać, ale mój macierzysty tygodnik "Wprost" był szybszy, publikując tekst "Rozmowy kontrolowane", w którym potępiono autoryzację wypowiedzi prasowych jako relikt cenzury. Wbrew słusznym tezom autorów tekstu postanowiłem, że będę jednak częściej prosił o autoryzację. Może to i jakiś relikt, ale to także jeden z ostatnich sznurków ograniczających jeszcze trochę naszą kochaną świętą krowę, czyli media. Panowie Goszczyński i Łuczak nie dostrzegają w autoryzacji niczego dobrego. Nawet tego, że czasami zapobiega nieuczciwości, bezmyślności, łatwiźnie, głupocie i rozpasaniu.
Kocham nasze swawolne media i nie będę już dalej na nie narzekał. Bywa, że moje krótkie felietonowe wypociny kogoś tam zainteresują. Miło przeczytać później o "dowodzie absurdu" czy "handlu 'Pruszkowem'" (ostatni "Wprost" i "Gazeta Polska"). Mało tego: media nasze już tak są dla mnie miłe, że zaczynają reklamować moją praktykę zawodową i kancelarię Smoktunowicz-Falandysz. Fajnie jest przeczytać we "Wprost" ("Jednoręki bandyta"), że "hazardowe lobby zamierza zmienić ustawę o opodatkowaniu automatów do gry". Szkoda, że tekstu nie miał kto autoryzować, bo roi się w nim od błędów i nieścisłości, ale to w końcu mało ważne. Materiał nie ma być poprawny. Ma być ciekawy i robić wrażenie.
W "Gazecie Polskiej" znalazłem natomiast tajemnicze i zabawne ogłoszenie, które również wiąże się z moją praktyką adwokacką. Brzmi ono następująco: "Za wiadomość o przetargu mienia Skarbu Państwa ogłoszonym przez Starostę płacę 3 proc. wartości wygranego przetargu. Tel. (...)".
Lubię żyć w oparach absurdu. Bez cenzury, bez autoryzacji, bez głowy, bez sensu, bez ładu i składu.
Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.