- Nie zostawić z boku żadnej części widowni, a przy tym wypełnić misję telewizji publicznej: oto najtrudniejsze ćwiczenie w mojej codziennej porannej gimnastyce - mówi Nina Terentiew, dyrektor Programu II TVP. Ta poranna gimnastyka Niny Terentiew wszystkim nam wychodzi na zdrowie: Dwójka od lat tworzy program najwyżej oceniany przez polską widownię - zgodnie potwierdzają instytuty badania opinii publicznej.
- Nie zostawić z boku żadnej części widowni, a przy tym wypełnić misję telewizji publicznej: oto najtrudniejsze ćwiczenie w mojej codziennej porannej gimnastyce - mówi Nina Terentiew, dyrektor Programu II TVP. Ta poranna gimnastyka Niny Terentiew wszystkim nam wychodzi na zdrowie: Dwójka od lat tworzy program najwyżej oceniany przez polską widownię - zgodnie potwierdzają instytuty badania opinii publicznej.
Połączenie edukacji kulturalnej z wysoką oglądalnością w jednej ramówce to zadanie z gatunku kwadratury koła. - Miłość naszych rodaków do kultury ma najczęściej charakter platoniczny - twierdzi Nina Terentiew. - Odpowiadając na ankietowe pytanie, czego oczekują w telewizji, wymieniają przede wszystkim kulturę wysoką. Kiedy jednak nadajemy program "wysokokulturalny", przy telewizorach zostaje od jednego do trzech procent widowni.
Dwójka wyciąga wnioski z przestrajania się społeczeństwa polskiego na amerykański model kariery - widz nie poprawia już swojej pozycji, czytając Joyce’a, lecz wydajnie pracując w wyspecjalizowanej dziedzinie. Gdy włącza telewizor po wyczerpującym dniu, domaga się inteligentnej rozrywki. - Aż 40 proc. widzów oglądających nasze programy ma dyplom szkoły wyższej - precyzuje dyrektor Terentiew.
Profil kulturalny: tak, szufladki: nie - mówią prezenterzy Dwójki. Ramówka programu to nie zestaw słabo dopasowanych bloków, lecz zespołowe przedstawianie odbiorcy wydarzeń, postaci i dzieł, za których jakość prowadzący biorą osobistą odpowiedzialność. - Staramy się, by widz miał przeświadczenie, że zabiegamy o niego osobiście - mówi Jolanta Fajkowska.
Program II uczynił z prezenterów osobną instytucję, a badania potwierdzają, że audycje zapowiadane przez nich mają większą widownię. Prowadzący przejęli najbardziej udane wzorce z lat 70.: Edyta Wojtczak z zapowiedzi czyniła miniaturki konwersacyjne; lekkość i wdzięk zachowała nawet wówczas, gdy koledzy ze "Studia 2" na wizji niechcący oblali jej sukienkę colą. Tomasz Hopfer uprawiał sprawo-zdawczość sportową w stylu lwa salonowego. "Odbrązowimy naukę!" - zapowiadał Andrzej Kurek. Redaktorzy "Sondy" wyprowadzili badaczy z laboratoriów w plener, co programowi o nauce pozwoliło zyskać nadspodziewanie szeroką widownię. Dzisiaj Barbara Czajkowska rozmowy z politykami przekształca w spektakl na parę aktorską - widowisko wciąga nawet wówczas, gdy telewidz jest mało zainteresowany meritum dyskusji. Z sympatii do Agaty Młynarskiej widzowie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ofiarowują często nawet ślubne obrączki. Placido Domingo wywiad z Jolantą Fajkowską włączył do swojego zestawu promocyjnego. - Było mi bardzo przyjemnie, kiedy mój kioskarz zrobił mi awanturę - opowiada Blanka Danilewicz. - Chodziło o to, że mój program zaczyna się za pięć ósma, a on zamyka kiosk o ósmej i przez to zawsze traci początek.
- Koniec z telewizją wyłącznie dla eleganckich pań i panów - mówi Nina Terentiew, która postanowiła wyprowadzić Program II w Polskę. Kaszubi, Ślązacy, Ukraińcy uzyskali po raz pierwszy od półwiecza możliwość zaprezentowania swojej kultury nie w formie drętwej pogadanki, lecz żywej fiesty. - Możemy zaprosić do studia czterech ekspertów, którzy przez godzinę będą opowiadać o Romach, ale ja zamiast tego wolę przygotować "biesiadę cygańską"; niech widzowie sami poznają ich kulturę - dodaje Nina Terentiew. Zamiast czterech etatowych kabareciarzy przedrzeźniających polityków na ekran trafiają studenci z krakowskich przeglądów, licealiści z Zielonej Góry i Koń Polski z Koszalina. - Najbardziej cenię warszawską Dwójkę za to, że jest w niej tak wiele Krakowa - mówi Jerzy Gruza. Podobne oceny wyrażają widzowie reprezentujący skrajnie odmienne profesje. - Program II jest w telewizji tym, czym Trójka w radiu - twierdzi poseł AWS Jan Maria Jackowski. - Najbardziej lubię w nim to, że nie jestem traktowany jak anonimowy członek widowni, lecz jak gość prezentera - zauważa Marian Lichtman, muzyk z Trubadurów.
Dziennikarze licytują się pomysłami. - Najprzyjemniej jest, jeśli wyprzedzi się konkurencję w zdobyciu praw do transmisji, która trafi w gusta kibiców - tłumaczy Zygmunt Lenkiewicz, kierownik redakcji sportowej. - Walka Andrzeja Gołoty przyciągnęła przed telewizory 10 mln widzów. Reportaż z domu monarowskiego w "Expressie reporterów" Blanki Danilewicz naprawdę ciekawy staje się dopiero wówczas, gdy zgłasza się rodzina, która chce przyjąć do swojego domu zarażonego narkomana.
Dwójka przyzwyczajała publiczność do kibicowania telewizyjnym indywidualnościom. Kiedy po premierze "Nocy i dni" Zygmunt Kałużyński na wizji wystąpił przeciw reżyserowi Jerzemu Antczakowi, omal nie został za to pobity przez klientów baru mlecznego, w którym się stołował. "Pan jest niewyżyty seksualnie" - stwierdził w ekranowej dyskusji z niesfornym krytykiem filmowym prof. Aleksander Jackiewicz, co nazajutrz komentowała cała Polska. Swoboda prezenterów i ich gości miała jednak za czasów PRL granice. Kalina Jędrusik, która w Katowicach na transmitowanej przez Dwójkę gali ośmieliła się wystąpić z dużym dekoltem i bez stanika, otrzymała nieformalny zakaz artystycznych występów na Śląsku. Gdy Janusz Marszycki, kierownik publicystyki ekonomicznej, pokazał w 1985 r. na wizji puste krzesło, na którym nie zasiadł zaproszony przedstawiciel rządu, musiał natychmiast odejść z pracy.
Nie czytałeś Joyce’a, nie możesz się uważać za człowieka kulturalnego - taki przekaz niosła telewizyjna kultura PRL. Chcesz być człowiekiem kultury, żyj kulturalnie - odpowiada Dwójka. Roberta De Niro, Silvia Berlusconiego, Marcella Mastroianniego do programu kulturalnego Dwójki wprowadził Józef Węgrzyn, kierujący nią w przełomowym okresie 1988-1991. Za nowatorskie wówczas audycje własnego pomysłu "Sto pytań do..." czy "Telewizja nocą" zbierał jeszcze wówczas słowa ostrej krytyki. "Za dużo energii i wysiłku pochłaniało pokonywanie absurdalnych trudności" - wspominał potem.
Szefujący Programowi II "przed Węgrzynem" Mariusz Walter i "po Węgrzynie" - najpierw Maciej Domański i teraz Nina Terentiew - też od czasu do czasu zbierali cięgi od "kręgów opiniotwórczych". W latach 90. głównie "za sposób, w jaki 'Dwójka' realizuje misję kulturalną", czyli akurat za to, co jest jej największym atutem - za niezwykłą umiejętność łączenia edukacji kulturalnej z wysoką oglądalnością w jednej ramówce i przenoszenia dóbr kultury z najwyższych półek na trochę niższe. - Możemy relację z Warszawskiej Jesieni nadać w porze najwyższej oglądalności, ale w tym czasie powinniśmy raczej puścić "Bolero" Ravela z komentarzem - mówi Nina Terentiew. "Złotopolscy" to nie tylko rodzinna fabułka, ale także dyskretny pokaz dobrych manier, a Dionizy to wzorzec osobowościowy dla starszego pana. - Takie samo "prawo własności" do Dwójki ma widz elitarny i "biesiadny", wszyscy jednakowo płacą abonament - tłumaczy Nina Terentiew.
Połączenie edukacji kulturalnej z wysoką oglądalnością w jednej ramówce to zadanie z gatunku kwadratury koła. - Miłość naszych rodaków do kultury ma najczęściej charakter platoniczny - twierdzi Nina Terentiew. - Odpowiadając na ankietowe pytanie, czego oczekują w telewizji, wymieniają przede wszystkim kulturę wysoką. Kiedy jednak nadajemy program "wysokokulturalny", przy telewizorach zostaje od jednego do trzech procent widowni.
Dwójka wyciąga wnioski z przestrajania się społeczeństwa polskiego na amerykański model kariery - widz nie poprawia już swojej pozycji, czytając Joyce’a, lecz wydajnie pracując w wyspecjalizowanej dziedzinie. Gdy włącza telewizor po wyczerpującym dniu, domaga się inteligentnej rozrywki. - Aż 40 proc. widzów oglądających nasze programy ma dyplom szkoły wyższej - precyzuje dyrektor Terentiew.
Profil kulturalny: tak, szufladki: nie - mówią prezenterzy Dwójki. Ramówka programu to nie zestaw słabo dopasowanych bloków, lecz zespołowe przedstawianie odbiorcy wydarzeń, postaci i dzieł, za których jakość prowadzący biorą osobistą odpowiedzialność. - Staramy się, by widz miał przeświadczenie, że zabiegamy o niego osobiście - mówi Jolanta Fajkowska.
Program II uczynił z prezenterów osobną instytucję, a badania potwierdzają, że audycje zapowiadane przez nich mają większą widownię. Prowadzący przejęli najbardziej udane wzorce z lat 70.: Edyta Wojtczak z zapowiedzi czyniła miniaturki konwersacyjne; lekkość i wdzięk zachowała nawet wówczas, gdy koledzy ze "Studia 2" na wizji niechcący oblali jej sukienkę colą. Tomasz Hopfer uprawiał sprawo-zdawczość sportową w stylu lwa salonowego. "Odbrązowimy naukę!" - zapowiadał Andrzej Kurek. Redaktorzy "Sondy" wyprowadzili badaczy z laboratoriów w plener, co programowi o nauce pozwoliło zyskać nadspodziewanie szeroką widownię. Dzisiaj Barbara Czajkowska rozmowy z politykami przekształca w spektakl na parę aktorską - widowisko wciąga nawet wówczas, gdy telewidz jest mało zainteresowany meritum dyskusji. Z sympatii do Agaty Młynarskiej widzowie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ofiarowują często nawet ślubne obrączki. Placido Domingo wywiad z Jolantą Fajkowską włączył do swojego zestawu promocyjnego. - Było mi bardzo przyjemnie, kiedy mój kioskarz zrobił mi awanturę - opowiada Blanka Danilewicz. - Chodziło o to, że mój program zaczyna się za pięć ósma, a on zamyka kiosk o ósmej i przez to zawsze traci początek.
- Koniec z telewizją wyłącznie dla eleganckich pań i panów - mówi Nina Terentiew, która postanowiła wyprowadzić Program II w Polskę. Kaszubi, Ślązacy, Ukraińcy uzyskali po raz pierwszy od półwiecza możliwość zaprezentowania swojej kultury nie w formie drętwej pogadanki, lecz żywej fiesty. - Możemy zaprosić do studia czterech ekspertów, którzy przez godzinę będą opowiadać o Romach, ale ja zamiast tego wolę przygotować "biesiadę cygańską"; niech widzowie sami poznają ich kulturę - dodaje Nina Terentiew. Zamiast czterech etatowych kabareciarzy przedrzeźniających polityków na ekran trafiają studenci z krakowskich przeglądów, licealiści z Zielonej Góry i Koń Polski z Koszalina. - Najbardziej cenię warszawską Dwójkę za to, że jest w niej tak wiele Krakowa - mówi Jerzy Gruza. Podobne oceny wyrażają widzowie reprezentujący skrajnie odmienne profesje. - Program II jest w telewizji tym, czym Trójka w radiu - twierdzi poseł AWS Jan Maria Jackowski. - Najbardziej lubię w nim to, że nie jestem traktowany jak anonimowy członek widowni, lecz jak gość prezentera - zauważa Marian Lichtman, muzyk z Trubadurów.
Dziennikarze licytują się pomysłami. - Najprzyjemniej jest, jeśli wyprzedzi się konkurencję w zdobyciu praw do transmisji, która trafi w gusta kibiców - tłumaczy Zygmunt Lenkiewicz, kierownik redakcji sportowej. - Walka Andrzeja Gołoty przyciągnęła przed telewizory 10 mln widzów. Reportaż z domu monarowskiego w "Expressie reporterów" Blanki Danilewicz naprawdę ciekawy staje się dopiero wówczas, gdy zgłasza się rodzina, która chce przyjąć do swojego domu zarażonego narkomana.
Dwójka przyzwyczajała publiczność do kibicowania telewizyjnym indywidualnościom. Kiedy po premierze "Nocy i dni" Zygmunt Kałużyński na wizji wystąpił przeciw reżyserowi Jerzemu Antczakowi, omal nie został za to pobity przez klientów baru mlecznego, w którym się stołował. "Pan jest niewyżyty seksualnie" - stwierdził w ekranowej dyskusji z niesfornym krytykiem filmowym prof. Aleksander Jackiewicz, co nazajutrz komentowała cała Polska. Swoboda prezenterów i ich gości miała jednak za czasów PRL granice. Kalina Jędrusik, która w Katowicach na transmitowanej przez Dwójkę gali ośmieliła się wystąpić z dużym dekoltem i bez stanika, otrzymała nieformalny zakaz artystycznych występów na Śląsku. Gdy Janusz Marszycki, kierownik publicystyki ekonomicznej, pokazał w 1985 r. na wizji puste krzesło, na którym nie zasiadł zaproszony przedstawiciel rządu, musiał natychmiast odejść z pracy.
Nie czytałeś Joyce’a, nie możesz się uważać za człowieka kulturalnego - taki przekaz niosła telewizyjna kultura PRL. Chcesz być człowiekiem kultury, żyj kulturalnie - odpowiada Dwójka. Roberta De Niro, Silvia Berlusconiego, Marcella Mastroianniego do programu kulturalnego Dwójki wprowadził Józef Węgrzyn, kierujący nią w przełomowym okresie 1988-1991. Za nowatorskie wówczas audycje własnego pomysłu "Sto pytań do..." czy "Telewizja nocą" zbierał jeszcze wówczas słowa ostrej krytyki. "Za dużo energii i wysiłku pochłaniało pokonywanie absurdalnych trudności" - wspominał potem.
Szefujący Programowi II "przed Węgrzynem" Mariusz Walter i "po Węgrzynie" - najpierw Maciej Domański i teraz Nina Terentiew - też od czasu do czasu zbierali cięgi od "kręgów opiniotwórczych". W latach 90. głównie "za sposób, w jaki 'Dwójka' realizuje misję kulturalną", czyli akurat za to, co jest jej największym atutem - za niezwykłą umiejętność łączenia edukacji kulturalnej z wysoką oglądalnością w jednej ramówce i przenoszenia dóbr kultury z najwyższych półek na trochę niższe. - Możemy relację z Warszawskiej Jesieni nadać w porze najwyższej oglądalności, ale w tym czasie powinniśmy raczej puścić "Bolero" Ravela z komentarzem - mówi Nina Terentiew. "Złotopolscy" to nie tylko rodzinna fabułka, ale także dyskretny pokaz dobrych manier, a Dionizy to wzorzec osobowościowy dla starszego pana. - Takie samo "prawo własności" do Dwójki ma widz elitarny i "biesiadny", wszyscy jednakowo płacą abonament - tłumaczy Nina Terentiew.
Więcej możesz przeczytać w 52/53/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.