Można sprawnie osłabiać instytucje państwa lub nieudolnie je wzmacniać. Można z powodzeniem walczyć o podjęcie reform albo mało skutecznie je realizować. Kto na naszej scenie politycznej w minionym roku był najbardziej skuteczny, kto zaś najmniej sprawny? Dokonując wyboru, braliśmy pod uwagę umiejętność osiągania celów, bez względu na to, czy są one pożyteczne dla ogółu. Dlatego umieszczenie na jednej z list nie jest tożsame z oceną zgodności działań polityków z interesami Polski.
SKUTECZNI

Konsekwentny
Dał przykład, jak się godnie wycofać: z koalicji i z przewodzenia Unii Wolności. Jako wicepremier i minister finansów dbał o siłę gospodarki; będąc liderem UW, wzmocnił jej pozycję jako siły zdrowego rozsądku. Po jego odejściu rząd nie jest tym samym rządem, zaś UW może być taką samą partią. Polityk, na którego zawsze czeka godna posada.

Maratończyk
Kierując rządem od początku targanym sprzecznościami i działającym pod kuratelą lidera AWS, umiał wykorzystać uprawnienia premiera do zbudowania swej pozycji politycznej. Wystąpienie UW z koalicji jeszcze go umocniło. I choć jego rządy ocenia się niekiedy bardzo krytycznie, to z pewnością nie można mu zarzucić braku odwagi w podejmowaniu trudnych decyzji.

Lokata
Żelazna dama polskiej gospodarki. Wysoko notowana w rankingach światowej finansjery, objęła wpływowe stanowisko wiceprezesa EBOiR. Od 1992 r. aż do dzisiaj twardo walczyła o stabilność złotego. Nawet porażka w poprzednich wyborach prezydenckich nie zachwiała jej pozycji w strukturach państwa. Jest jak dobra lokata w banku - przynosi pewne zyski.

Niezłomny
Jeden z niewielu polityków nie zmieniających punktu widzenia po zmianie punktu siedzenia. Pierwszy minister sprawiedliwości, którego poglądy pokrywają się z odczuciem większości obywateli. Potrząsnął prokuratorsko-sędziowską koterią, dogęścił więzienia i przyprawił o palpitacje paru "nietykalnych", czym zapracował na miano najsympatyczniejszego ministra.

Pop-arty
Konsekwentnie stosuje taktykę z czterech pierwszych lat urzędowania: pielęgnuje wizerunek "prezydenta wszystkich Polaków", unika wszystkiego, co mogłoby mu przynieść niepopularność, oraz obiecuje wszystko wszystkim. Starannie dba o interesy swego zaplecza partyjnego rodem z PRL, które przy okazji wyborów "apolitycznego" prezydenta też wiele zyskało.

Dialektyk
Skutecznie przekonuje, że odpartyjni państwo przy pomocy dziesiątków tysięcy działaczy SLD, którzy - jako ludzie szlachetnie bezinteresowni - oczywiście marzą tylko o tym, aby odbiurokratyzować Polskę. Miller przekonuje też sugestywnie, że zwolnienie tempa reform podniesie poziom życia. Tym samym dowodzi nieśmiertelności tezy o jedności przeciwieństw.

Człowiek środka
Nie zabiegał o poparcie partyjne, nie obiecywał gruszek na wierzbie, nie zniżył się do prowadzenia kampanii negatywnej, choć sam był obiektem ataków personalnych. Mimo to zajął centrum sceny politycznej i drugie miejsce w wyborach prezydenckich. Niektórzy mają mu za złe, że "nie poszedł za ciosem", choć nie potrafią określić, cóż miałoby to oznaczać.

Rozgrywający
Uważany za enfant terrible, stał się wodzem rewolucji w AWS. Dał salwę z "Aurory" w noc powyborczą, gdy wezwał Mariana Krzaklewskiego do złożenia dymisji. Za nim ruszyli inni. W rezultacie doszło do przyspieszonego, trzynastego zjazdu "Solidarności", podczas którego postanowiono odpolitycznić związek. W ten sposób Rokita stał się też jego dobroczyńcą.
NIESKUTECZNI
W ubiegłym roku do grona najskuteczniejszych polityków zaliczyliśmy Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera, Leszka Balcerowicza, Andrzeja Leppera, Bronisława Geremka, Hannę Gronkiewicz-Waltz, Jana Łopuszańskiego i Pawła Piskorskiego. Za nieskutecznych uznaliśmy Janusza Tomaszewskiego, Wiesława Walendziaka, Stanisława Alota, Henryka Goryszewskiego, Jarosława Kalinowskiego, Wojciecha Maksymowicza, Jacka Janiszewskiego, Marka Pola.

Eksmitowany
Ciężki przypadek dziecięcej choroby lewicowości. Skonfliktowany z SLD, dzięki któremu został posłem i znalazł się na dorosłej scenie politycznej, wystartował na prezydenta jako kandydat "prawdziwej lewicy", która - jak się okazało - ma znikomą liczbę zwolenników. Nie głosowali na niego nawet wszyscy bezdomni, choć na nich postawił, utrudniając eksmisje.

Kustosz skansenu
Cepeliowska ludowość, wpływy w publicznych mediach, droga kampania reklamowa - i ledwie 6 proc. poparcia. Za dużo, żeby podzielić los Waldemara Pawlaka, za mało, aby uniknąć oskarżeń o brak skuteczności. Nie ma jednak co kpić, bo wiejski skansen to jeden z najbardziej zapalnych problemów Polski. Dobrze więc, że Kalinowskiemu udało się pokonać Leppera.

Uparty
Jego akcje na politycznej giełdzie gwałtownie spadły. Uwierzył, że skoro pełni tyle różnych funkcji, jest mu dane zostać prezydentem. Upierając się przy swej kandydaturze i sprzeciwiając prawyborom, skłócił AWS. Uznając wyborczą klęskę za swój sukces i trzymając się kurczowo wszystkich foteli, doprowadził do bałaganu po prawej stronie sceny politycznej.

Samodestruktor
Obrońca chłopskiej biedy i amerykańskiej demokracji - chciał się wybrać do USA, by pomóc w liczeniu głosów. Sam zebrał ich tylko 3 proc. Nie pomogło mu urządzanie blokad, miotanie gróźb "rzucenia rządu na kolana" ani wystawianie się do kamer TV w koszulce z orłem i z rękami w kajdankach. Nieudolną kampanią wyborczą rozwiał mit "nowego Szeli".

Zdradzony
Startując do biegu o prezydenturę w koszulce z napisem "NIE dla wejścia Polski do UE", wyraźnie się przeliczył. Poparcia odmówiło mu nawet Radio Maryja. Jego marzenia o przewodzeniu obozowi narodowo-katolickiemu rozwiały się, a przyjęcie poparcia ugrupowań narodowo-radykalnych i neonazistowskich, takich jak NOP, zepchnęło go na margines polityki.

Filmowiec
Zapewniał, że pod jego wodzą kampania prezydencka Krzaklewskiego będzie "czasem konsolidacji i zwycięstwa prawicy". Stało się na odwrót. Nadany w ramach kampanii negatywnej film kompromitujący prezydenckiego ministra Marka Siwca nie przechylił szali zwycięstwa na rzecz lidera AWS. Teraz Walendziak usunął się w cień, ale zapewne jeszcze o nim usłyszymy.

1,01
Udział w wyborach prezydenckich miał być triumfalnym powrotem do polityki. W przeświadczeniu, że jego nazwisko ma nadal moc magiczną, wypowiedział wojnę całej scenie politycznej. Zdobył zaledwie 1,01 proc. głosów. Ogłosił definitywne zejście ze sceny, ale ten najbardziej - obok papieża - znany na świecie Polak wciąż bardzo może się przydać Rzeczypospolitej.

Nieubezpieczony
Nadawał tempo prywatyzacji zahamowanej w czasie rządów lewicy. A przyszło mu wprowadzać na wolny rynek kolosy zarządzane de facto przez związkowców. Musiał też lawirować między grupami interesu, korzystającymi z politycznego rozdrobnienia obozu rządzącego. Potknął się w końcu o PZU SA i stracił stanowisko. Tym razem nie był dość przezorny.
Więcej możesz przeczytać w 52/53/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.