Po raz dziesiąty redakcja "Wprost" przyznała tytuł Człowieka Roku, jak zaw-sze obdarzając nim osobę, która wywarła w minionym roku największy wpływ na życie Polaków. Trafnego wyboru pomogło nam dokonać ponad sto osobistości życia pub-licznego, które – jak co roku – nadesłały swoje opinie.
W 1991 r. Człowiekiem Roku został Leszek Balcerowicz; po nim, w następnych latach, Hanna Suchocka, Aleksander Kwaśniewski, Jacek Kuroń, Lech Wałęsa, Wisława Szymborska, Marian Krzaklewski, Jerzy Buzek i Bronisław Geremek.
Człowiekiem Roku 2000 został ANDRZEJ OLECHOWSKI
Dla trzech milionów Polaków stał się ucieleśnieniem męża stanu: postawny, stateczny, przystępny, wykształcony, posługujący się zrozumiałym językiem, głoszący wyważone, zdroworozsądkowe racje. Zamożny, ale nie nuworyszowski. Niezależny od partyjnych układów, choć z przeszłością równie skomplikowaną jak przeszłość większości rodaków. Stał się symbolem wszystkich aspirujących do klasy średniej. Coraz liczniejszej grupy ludzi dalekich od sztucznych podziałów na obóz posierpniowy i postkomunistyczny, natomiast silnie identyfikującej się z interesami najbardziej przedsiębiorczych.
Jeśli Kwaśniewski uosabia "Świat według Kiepskich", to Olechowski jest wymarzonym kandydatem dla rodziny "Złotopolskich". Pokazał nowy obraz społeczeństwa. Wszystkich pomijanych w dyskusjach o sprawiedliwości społecznej, które krążą wokół roszczeń niezaradnej mniejszości, a nie praw dla przedsiębiorczej większości. Przez ostatnią dekadę Polacy rozkręcali mniejsze i większe interesy, jeździli po świecie, poznawali zasady wolnego rynku, opanowywali Internet, zdobywali dodatkowe wykształcenie. Coraz więcej z nich dostrzega, że za plastikowymi wizerunkami i potoczystymi sloganami Aleksandra Kwaśniewskiego i Mariana Krzaklewskiego kryje się pustka. Poszukują kogoś, kto im powie "możecie być ludźmi sukcesu" i kto głosi czasem prawdy oczywiste, a zarazem mile brzmiące, na przykład, że "dobre przedsiębiorstwo to stowarzyszenie osób podzielających te same cele i wartości". Znaleźli Andrzeja Olechowskiego. Poparcie, jakie uzyskał, świadczy o zmianie preferencji społeczeństwa. Coraz więcej Polaków będzie odrzucać amatorszczyznę, demagogię czy nieustanne powracanie do starych okopów.
Historia odeszła do historii. "Skończył się czas, że nieważne 'co', ale 'kto' mówi, skąd przychodzi. Teraz już jest mniej ważne, skąd kto przychodzi, lecz ważne, co mówi" - konkludował Andrzej Olechowski w udzielonym po wyborach wywiadzie dla "Wprost".
Olechowski wymyka się tradycyjnym podziałom, gdyż nigdy do końca nie należał do "onych" czy "naszych", nie był człowiekiem ani peerelu, ani antypeerelu. Przyprawia o rozdwojenie jaźni polityków zarzucających mu współpracę z władzami PRL, którzy zapominają, że sami już z nim kiedyś ściśle współpracowali. Rozbraja polityków lewicy, gdyż nie daje się wpisać w schemat styropianowego antykomunisty.
Jeżeli przeszłość, jak udowodnił Olechowski, przestaje być podstawowym kryterium przy dokonywaniu oceny polityków, to rozpłynie się ideologiczne spoiwo, konstruujące dotychczasowe ugrupowania. Nie wystarczy być już "przeciw", aby być razem. Trzeba będzie coraz bardziej być też "za": kształtem polityki monetarnej, koncepcją prywatyzacji, sposobami unowocześniania wsi, kierunkiem polityki zagranicznej, pomysłem na zwalczanie przestępczości, metodami ograniczania bezrobocia. W tym uosabia się hasło Olechowskiego z kampanii wyborczej - "Czas na konkrety".
W 1990 r. klasa polityczna, godząc się na reformy pierwszego zdobywcy tytułu Człowieka Roku, wyprzedziła wyobraźnią społeczeństwo. Teraz Człowiek Roku 2000 zmusił klasę polityczną do zweryfikowania wizerunku wyborców, do zauważania zdroworozsądkowego "elektoratu środka". Wynik wyborczy uprawnia Olechowskiego do twierdzenia, że "państwo nie musi się zataczać od prawa do lewa". Już nie musi. Chociaż może.
Człowiekiem Roku 2000 został ANDRZEJ OLECHOWSKI
Dla trzech milionów Polaków stał się ucieleśnieniem męża stanu: postawny, stateczny, przystępny, wykształcony, posługujący się zrozumiałym językiem, głoszący wyważone, zdroworozsądkowe racje. Zamożny, ale nie nuworyszowski. Niezależny od partyjnych układów, choć z przeszłością równie skomplikowaną jak przeszłość większości rodaków. Stał się symbolem wszystkich aspirujących do klasy średniej. Coraz liczniejszej grupy ludzi dalekich od sztucznych podziałów na obóz posierpniowy i postkomunistyczny, natomiast silnie identyfikującej się z interesami najbardziej przedsiębiorczych.
Jeśli Kwaśniewski uosabia "Świat według Kiepskich", to Olechowski jest wymarzonym kandydatem dla rodziny "Złotopolskich". Pokazał nowy obraz społeczeństwa. Wszystkich pomijanych w dyskusjach o sprawiedliwości społecznej, które krążą wokół roszczeń niezaradnej mniejszości, a nie praw dla przedsiębiorczej większości. Przez ostatnią dekadę Polacy rozkręcali mniejsze i większe interesy, jeździli po świecie, poznawali zasady wolnego rynku, opanowywali Internet, zdobywali dodatkowe wykształcenie. Coraz więcej z nich dostrzega, że za plastikowymi wizerunkami i potoczystymi sloganami Aleksandra Kwaśniewskiego i Mariana Krzaklewskiego kryje się pustka. Poszukują kogoś, kto im powie "możecie być ludźmi sukcesu" i kto głosi czasem prawdy oczywiste, a zarazem mile brzmiące, na przykład, że "dobre przedsiębiorstwo to stowarzyszenie osób podzielających te same cele i wartości". Znaleźli Andrzeja Olechowskiego. Poparcie, jakie uzyskał, świadczy o zmianie preferencji społeczeństwa. Coraz więcej Polaków będzie odrzucać amatorszczyznę, demagogię czy nieustanne powracanie do starych okopów.
Historia odeszła do historii. "Skończył się czas, że nieważne 'co', ale 'kto' mówi, skąd przychodzi. Teraz już jest mniej ważne, skąd kto przychodzi, lecz ważne, co mówi" - konkludował Andrzej Olechowski w udzielonym po wyborach wywiadzie dla "Wprost".
Olechowski wymyka się tradycyjnym podziałom, gdyż nigdy do końca nie należał do "onych" czy "naszych", nie był człowiekiem ani peerelu, ani antypeerelu. Przyprawia o rozdwojenie jaźni polityków zarzucających mu współpracę z władzami PRL, którzy zapominają, że sami już z nim kiedyś ściśle współpracowali. Rozbraja polityków lewicy, gdyż nie daje się wpisać w schemat styropianowego antykomunisty.
Jeżeli przeszłość, jak udowodnił Olechowski, przestaje być podstawowym kryterium przy dokonywaniu oceny polityków, to rozpłynie się ideologiczne spoiwo, konstruujące dotychczasowe ugrupowania. Nie wystarczy być już "przeciw", aby być razem. Trzeba będzie coraz bardziej być też "za": kształtem polityki monetarnej, koncepcją prywatyzacji, sposobami unowocześniania wsi, kierunkiem polityki zagranicznej, pomysłem na zwalczanie przestępczości, metodami ograniczania bezrobocia. W tym uosabia się hasło Olechowskiego z kampanii wyborczej - "Czas na konkrety".
W 1990 r. klasa polityczna, godząc się na reformy pierwszego zdobywcy tytułu Człowieka Roku, wyprzedziła wyobraźnią społeczeństwo. Teraz Człowiek Roku 2000 zmusił klasę polityczną do zweryfikowania wizerunku wyborców, do zauważania zdroworozsądkowego "elektoratu środka". Wynik wyborczy uprawnia Olechowskiego do twierdzenia, że "państwo nie musi się zataczać od prawa do lewa". Już nie musi. Chociaż może.
Więcej możesz przeczytać w 1/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.