Polityka pieniężna zapewniła nam wymienialność pieniądza i to, że nasze płace są dziesięciokrotnie czy dwudziestokrotnie wyższe niż na Ukrainie
Przekroczyć próg!
Tak, proszę państwa! XX wiek nie był wiekiem klęski Polski i Polaków. Wchodzimy w XXI wiek nie jako ci najsłabsi, nie dostrzegani, niedoceniani, nieobecni... Ale podstaw do euforii nie ma. Znalezienie się w XXI wieku to nie tylko kwestia kalendarza. Progu, który nas w rzeczywistości oddziela od XXI wieku, jeszcze nie przekroczyliśmy i sami robimy wiele, żeby sobie to utrudnić. To nie kwestia niespełnienia takich czy innych warunków przystąpienia do Unii Europejskiej, to nie sprawa takich czy innych wskaźników statystycznych. To przede wszystkim niski poziom cnót obywatelskich, niedostateczny kapitał zaufania społecznego, znaczny stopień dezintegracji społeczeństwa, jego wyobcowania z własnego państwa. Polacy nie szanują własnego już państwa, jego praw. Nie dbają o prawidłowy wybór swoich przedstawicieli, a następnie łamią prawo, bo ci wybrani się im nie podobają, bo to nie ci, których by chcieli. Polacy są za to mistrzami, jeśli chodzi o szukanie wszelkich możliwych usprawiedliwień swych wątpliwych zachowań. I - co gorsza nie chcą się uczyć logiki gospodarczej. Łatwiej żądać wszystkiego od "wrogiego państwa opiekuńczego" i jeździć z pielgrzymkami.
Brak cnót obywatelskich w połączeniu z potężnymi lukami edukacyjnymi owocuje wieloma polskimi paradoksami, które tylko dezorientują zwykłych ludzi, pragnących jakiego takiego ładu. Atakowany jest więc z pozycji ciemnogrodu stosunkowo najlepszy segment naszej polityki gospodarczej, czyli polityka pieniężna. A przecież to właśnie ona, mimo różnych "przestrzeleń", mimo nadmiernych kosztów sterylizacji podaży pieniądza i restrykcyjnych stóp procentowych, zapewniła nam wymienialność złotówki i to, że nasze płace są dziesięciokrotnie czy dwudziestokrotnie wyższe niż na Ukrainie. W peeselowskim projekcie ustawy o NBP można przeczytać, że bank centralny powinien dbać o wartość pieniądza, a nie o stabilność cen. No comment! Natomiast przedmiotem krytyki nie jest to, co najgorsze - wysoka stopa redystrybucji i struktura wydatków budżetowych urągająca potrzebom rozwojowym.
Mało kogo w tym naszym kraju obchodzi dług publiczny, fakt, że z budżetu odchodzą 23 mld zł na pokrycie rat i odsetek od naszego zadłużenia. Jakby ten dług dotyczył Księżyca, a nie nas, którzy musimy go spłacać. Przecież rzeczywiste wydatki budżetowe wyniosą w 2001 r. nie 182 mld zł, lecz tylko 159 mld zł! W połączeniu z deficytem bilansu płatniczego, wynoszącym 50 mld zł rocznie, stajemy się podręcznikowym przykładem kraju, który popełnia samobójstwo na raty. Najpierw zapowiadamy ogromną emisję państwowych papierów dłużnych (wartych 64 mld zł), a potem dziwimy się, że rośnie popyt zagranicznego kapitału na złote i wzrasta kurs złotego wobec dolara. Nigdzie nie można dostać takich odsetek jak w Polsce! Patrzymy krzywym okiem na tak nam skądinąd potrzebny zagraniczny kapitał inwestycyjny, ale jesteśmy bezradni wobec oszukańczych transferów zysków do zagranicznych central. Na tych łamach piszemy o tym przynajmniej od trzech lat!
Nie mamy pieniędzy dla pielęgniarek, bo łatwo finansujemy przynoszące straty przedsiębiorstwa państwowe. Płacimy wysoką cenę za połowiczność i biurokratyzację reformy administracyjno-samorządowej i służby zdrowia. Pierwsza stworzyła rujnującą dwuwładzę w województwach i zwiększyła zatrudnienie w urzędach o kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Druga nawet nie tknęła szarej strefy w lecznictwie i odebrała pieniądze placówkom służby zdrowia na rzecz aparatu kas chorych.
Wyliczać te niekonsekwencje można by długo. Czas najwyższy wziąć się od początku XXI wieku do czyszczenia stajni Augiasza. Czas nadrabiać zaległości w budowie społeczeństwa obywatelskiego, w budowie powszechnego zaufania społecznego, bez którego nie ma mowy o dobrym funkcjonowaniu nowoczesnego państwa.
Czas sobie powiedzieć, że od XXI wieku nie otrzymamy nic za darmo, że trzeba będzie się bardzo wysilić, by sprostać jego wymaganiom. Tylko w tym duchu możemy sobie życzyć "Do siego roku!".
Tak, proszę państwa! XX wiek nie był wiekiem klęski Polski i Polaków. Wchodzimy w XXI wiek nie jako ci najsłabsi, nie dostrzegani, niedoceniani, nieobecni... Ale podstaw do euforii nie ma. Znalezienie się w XXI wieku to nie tylko kwestia kalendarza. Progu, który nas w rzeczywistości oddziela od XXI wieku, jeszcze nie przekroczyliśmy i sami robimy wiele, żeby sobie to utrudnić. To nie kwestia niespełnienia takich czy innych warunków przystąpienia do Unii Europejskiej, to nie sprawa takich czy innych wskaźników statystycznych. To przede wszystkim niski poziom cnót obywatelskich, niedostateczny kapitał zaufania społecznego, znaczny stopień dezintegracji społeczeństwa, jego wyobcowania z własnego państwa. Polacy nie szanują własnego już państwa, jego praw. Nie dbają o prawidłowy wybór swoich przedstawicieli, a następnie łamią prawo, bo ci wybrani się im nie podobają, bo to nie ci, których by chcieli. Polacy są za to mistrzami, jeśli chodzi o szukanie wszelkich możliwych usprawiedliwień swych wątpliwych zachowań. I - co gorsza nie chcą się uczyć logiki gospodarczej. Łatwiej żądać wszystkiego od "wrogiego państwa opiekuńczego" i jeździć z pielgrzymkami.
Brak cnót obywatelskich w połączeniu z potężnymi lukami edukacyjnymi owocuje wieloma polskimi paradoksami, które tylko dezorientują zwykłych ludzi, pragnących jakiego takiego ładu. Atakowany jest więc z pozycji ciemnogrodu stosunkowo najlepszy segment naszej polityki gospodarczej, czyli polityka pieniężna. A przecież to właśnie ona, mimo różnych "przestrzeleń", mimo nadmiernych kosztów sterylizacji podaży pieniądza i restrykcyjnych stóp procentowych, zapewniła nam wymienialność złotówki i to, że nasze płace są dziesięciokrotnie czy dwudziestokrotnie wyższe niż na Ukrainie. W peeselowskim projekcie ustawy o NBP można przeczytać, że bank centralny powinien dbać o wartość pieniądza, a nie o stabilność cen. No comment! Natomiast przedmiotem krytyki nie jest to, co najgorsze - wysoka stopa redystrybucji i struktura wydatków budżetowych urągająca potrzebom rozwojowym.
Mało kogo w tym naszym kraju obchodzi dług publiczny, fakt, że z budżetu odchodzą 23 mld zł na pokrycie rat i odsetek od naszego zadłużenia. Jakby ten dług dotyczył Księżyca, a nie nas, którzy musimy go spłacać. Przecież rzeczywiste wydatki budżetowe wyniosą w 2001 r. nie 182 mld zł, lecz tylko 159 mld zł! W połączeniu z deficytem bilansu płatniczego, wynoszącym 50 mld zł rocznie, stajemy się podręcznikowym przykładem kraju, który popełnia samobójstwo na raty. Najpierw zapowiadamy ogromną emisję państwowych papierów dłużnych (wartych 64 mld zł), a potem dziwimy się, że rośnie popyt zagranicznego kapitału na złote i wzrasta kurs złotego wobec dolara. Nigdzie nie można dostać takich odsetek jak w Polsce! Patrzymy krzywym okiem na tak nam skądinąd potrzebny zagraniczny kapitał inwestycyjny, ale jesteśmy bezradni wobec oszukańczych transferów zysków do zagranicznych central. Na tych łamach piszemy o tym przynajmniej od trzech lat!
Nie mamy pieniędzy dla pielęgniarek, bo łatwo finansujemy przynoszące straty przedsiębiorstwa państwowe. Płacimy wysoką cenę za połowiczność i biurokratyzację reformy administracyjno-samorządowej i służby zdrowia. Pierwsza stworzyła rujnującą dwuwładzę w województwach i zwiększyła zatrudnienie w urzędach o kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Druga nawet nie tknęła szarej strefy w lecznictwie i odebrała pieniądze placówkom służby zdrowia na rzecz aparatu kas chorych.
Wyliczać te niekonsekwencje można by długo. Czas najwyższy wziąć się od początku XXI wieku do czyszczenia stajni Augiasza. Czas nadrabiać zaległości w budowie społeczeństwa obywatelskiego, w budowie powszechnego zaufania społecznego, bez którego nie ma mowy o dobrym funkcjonowaniu nowoczesnego państwa.
Czas sobie powiedzieć, że od XXI wieku nie otrzymamy nic za darmo, że trzeba będzie się bardzo wysilić, by sprostać jego wymaganiom. Tylko w tym duchu możemy sobie życzyć "Do siego roku!".
Więcej możesz przeczytać w 1/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.