Czego nie wiemy o Polsce
"Są małe kłamstwa, duże kłamstwa i statystyka"- to powiedzenie jest równie aktualne w III RP, jak było w PRL. Kiedyś władza komunistyczna za pomocą liczb usiłowała stworzyć nie istniejący obraz kraju, obwieszczając, że Polska jest dziesiątą potęgą gospodarczą świata, że nie ma u nas przestępstw i patologii. Dziś dzięki ogromnemu poszerzeniu sfery wolności państwo nie jest zdolne kontrolować wszystkich zjawisk, dlatego o wielu z nich po prostu nie wie. Nie opisują ich oficjalne statystyki, lecz ciemna liczba. To ona generuje społeczne lęki.
Przepaść między oficjalnymi danymi a rzeczywistością jest często ogromna. Na przykład tylko 2-3 proc. wypadków kazirodztwa jest zgłaszanych organom ścigania. W latach 90. za to przestępstwo skazywano w Polsce jedynie 13-18 osób rocznie. Kontakt z narkotykami miało już w naszym kraju prawie 3 mln osób, a 600 tys. uznawanych jest za uzależnione lub bliskie trwałego uzależnienia. Tymczasem ośrodki odwykowe leczą ledwie kilkanaście tysięcy narkomanów. Podobnie jest z chorymi na AIDS. Epidemiolodzy zdają sobie sprawę z tego, że chorych jest nie kilkuset, lecz co najmniej kilkanaście tysięcy. Statystyki Komendy Głównej Policji z 1999 r. mówią o trzech wykrytych w ubiegłym roku wypadkach handlu dziećmi. Z nieoficjalnych policyjnych szacunków wynika, że jest ich nawet kilkaset rocznie. To samo dotyczy handlu kobietami. Co roku ujawnia się jedynie kilka takich spraw. W rzeczywistości jest ich kilkaset razy więcej.
- Ludzie nie czytają oficjalnych statystyk. Oceniają rzeczywistość wedle doświadczeń własnych, swoich znajomych czy krewnych. A one nie zawsze pozostają w zgodzie z oficjalnymi danymi - mówi prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego. Trudno uwierzyć, by obywatele ufali oficjalnej informacji o spadku przestępczości, kiedy w tej samej gazecie czytają o kolejnym przestępstwie lub fałszowaniu statystyk przez policjantów. W ubiegłym roku wewnętrzna kontrola ujawniła na przykład, że tylko w jednej z wrocławskich komend rejonowych nie odnotowano ponad 350 spraw kryminalnych. Komenda ta obejmowała swym działaniem najbardziej niebezpieczną dzielnicę (Stare Miasto), tymczasem wyniki jej pracy były zadziwiająco dobre - wykrywalność wciąż się poprawiała, a funkcjonariusze dostawali z tego tytułu premie. Podobne praktyki ujawniono w Elblągu.
Mało wiarygodne są również statystyki dotyczące przestępstw granicznych. W ubiegłym roku straż graniczna i urzędy celne udaremniły przemyt o wartości ponad 200 mln zł. Tymczasem z danych Interpolu wynika, że skala kontrabandy jest co najmniej dziesięciokrotnie większa. Prawdopodobnie co trzecia butelka alkoholu, co trzecia paczka papierosów i co druga para dżinsów, które można kupić w naszym kraju, zostały nielegalnie przywiezione lub wyprodukowane z przemyconych produktów.
Nie inaczej przedstawia się sprawa z danymi dotyczącymi obcokrajowców pracujących w Polsce na czarno. Państwowa Inspekcja Pracy ocenia, że jest ich 100-150 tys. Te szacunki kłócą się z kilkanaście razy mniejszą liczbą cudzoziemców wydalanych z Polski za nielegalne zarobkowanie. Wynika to jednak nie tyle z manipulacji, ile z braku narzędzi do oceny prawdziwej skali zjawiska. Najdotkliwsze skutki dla państwa i jego obywateli mają patologie w gospodarce, których rozmiarów nie rejestrują oficjalne statystyki. Do rzadkości należą sprawy sądowe związane z praniem brudnych pieniędzy albo oszustwami podatkowymi. Tymczasem specjaliści z Komisji Europejskiej szacują, że w wyniku oszustw gospodarczych Polska traci co 10 minut przynajmniej 50-70 tys. USD. Wyroki skazujące za łapownictwo wciąż można policzyć na palcach obu rąk, choć nieoficjalnie szacuje się, że Polacy w formie łapówek i nielegalnych prowizji co roku przekazują 5 mld zł.
To ciemna liczba, a nie oficjalne statystyki decydują o stanie gospodarki czy bezpieczeństwa. Prawdziwą skalę patologii można ukryć, ich skutki są jednak jak najbardziej rzeczywiste.
Przepaść między oficjalnymi danymi a rzeczywistością jest często ogromna. Na przykład tylko 2-3 proc. wypadków kazirodztwa jest zgłaszanych organom ścigania. W latach 90. za to przestępstwo skazywano w Polsce jedynie 13-18 osób rocznie. Kontakt z narkotykami miało już w naszym kraju prawie 3 mln osób, a 600 tys. uznawanych jest za uzależnione lub bliskie trwałego uzależnienia. Tymczasem ośrodki odwykowe leczą ledwie kilkanaście tysięcy narkomanów. Podobnie jest z chorymi na AIDS. Epidemiolodzy zdają sobie sprawę z tego, że chorych jest nie kilkuset, lecz co najmniej kilkanaście tysięcy. Statystyki Komendy Głównej Policji z 1999 r. mówią o trzech wykrytych w ubiegłym roku wypadkach handlu dziećmi. Z nieoficjalnych policyjnych szacunków wynika, że jest ich nawet kilkaset rocznie. To samo dotyczy handlu kobietami. Co roku ujawnia się jedynie kilka takich spraw. W rzeczywistości jest ich kilkaset razy więcej.
- Ludzie nie czytają oficjalnych statystyk. Oceniają rzeczywistość wedle doświadczeń własnych, swoich znajomych czy krewnych. A one nie zawsze pozostają w zgodzie z oficjalnymi danymi - mówi prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego. Trudno uwierzyć, by obywatele ufali oficjalnej informacji o spadku przestępczości, kiedy w tej samej gazecie czytają o kolejnym przestępstwie lub fałszowaniu statystyk przez policjantów. W ubiegłym roku wewnętrzna kontrola ujawniła na przykład, że tylko w jednej z wrocławskich komend rejonowych nie odnotowano ponad 350 spraw kryminalnych. Komenda ta obejmowała swym działaniem najbardziej niebezpieczną dzielnicę (Stare Miasto), tymczasem wyniki jej pracy były zadziwiająco dobre - wykrywalność wciąż się poprawiała, a funkcjonariusze dostawali z tego tytułu premie. Podobne praktyki ujawniono w Elblągu.
Mało wiarygodne są również statystyki dotyczące przestępstw granicznych. W ubiegłym roku straż graniczna i urzędy celne udaremniły przemyt o wartości ponad 200 mln zł. Tymczasem z danych Interpolu wynika, że skala kontrabandy jest co najmniej dziesięciokrotnie większa. Prawdopodobnie co trzecia butelka alkoholu, co trzecia paczka papierosów i co druga para dżinsów, które można kupić w naszym kraju, zostały nielegalnie przywiezione lub wyprodukowane z przemyconych produktów.
Nie inaczej przedstawia się sprawa z danymi dotyczącymi obcokrajowców pracujących w Polsce na czarno. Państwowa Inspekcja Pracy ocenia, że jest ich 100-150 tys. Te szacunki kłócą się z kilkanaście razy mniejszą liczbą cudzoziemców wydalanych z Polski za nielegalne zarobkowanie. Wynika to jednak nie tyle z manipulacji, ile z braku narzędzi do oceny prawdziwej skali zjawiska. Najdotkliwsze skutki dla państwa i jego obywateli mają patologie w gospodarce, których rozmiarów nie rejestrują oficjalne statystyki. Do rzadkości należą sprawy sądowe związane z praniem brudnych pieniędzy albo oszustwami podatkowymi. Tymczasem specjaliści z Komisji Europejskiej szacują, że w wyniku oszustw gospodarczych Polska traci co 10 minut przynajmniej 50-70 tys. USD. Wyroki skazujące za łapownictwo wciąż można policzyć na palcach obu rąk, choć nieoficjalnie szacuje się, że Polacy w formie łapówek i nielegalnych prowizji co roku przekazują 5 mld zł.
To ciemna liczba, a nie oficjalne statystyki decydują o stanie gospodarki czy bezpieczeństwa. Prawdziwą skalę patologii można ukryć, ich skutki są jednak jak najbardziej rzeczywiste.
Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.