Generacje następują po sobie już nie co 15-20 lat, ale co lat kilka
Jeszcze niedawno generację definiowało przeżycie pokoleniowe: epopeja napoleońska, powstanie listopadowe, powstanie styczniowe... Prof. Kazimierz Wyka czynił wyjątek dla ludzi Młodej Polski, powiadając, że dla nich brak przeżycia pokoleniowego był właśnie przeżyciem pokoleniowym. Potem znowu wmieszała się historia: "W 1905 r. Młoda Polska osiwiała w ciągu jednej nocy". Dalej pokolenie wielkiej wojny, Kolumbowie, pokolenie październikowe, Marca ’68, "Solidarności" i na koniec pokolenie roku 1989. Już z tej wyliczanki widać, jak bardzo historia przyspieszyła. Między powstaniami listopadowym i styczniowym minęło lat 30, między jedną a drugą wojną światową lat 20, od jej zakończenia do Października jedenaście lat, a od stanu wojennego do wyborów czerwcowych w 1989 r. niespełna osiem.
Odstęp między pokoleniami biologicznymi jest oczywiście stały - wynosi około 20 lat. Przeżycie pokoleniowe, tożsamość generacyjna przestały być jednak rezultatem uczestniczenia w wydarzeniu historycznym, a stały się doświadczaniem przeżyć specyficznych dla tego samego segmentu kultury masowej - oglądania tych samych filmów, słuchania tego samego zestawu często zmieniających się na szczytach list przebojów muzyków itp., itd.
Generacja globalna
To nie musi być zaraz kres historii, jak chce Francis Fuku-yama, ale kres odróżniania się przez historię. Zauważmy, że nawet tak znaczące wydarzenie jak wojna w Zatoce Perskiej nie wyodrębniło swej własnej generacji. I nic dziwnego, żyjemy przecież w świecie globalizacji kultury masowej, będącej konsekwencją rozwoju technik komunikacyjnych. Telewizja satelitarna spowodowała, że młodzi ludzie na całym świecie najpierw oglądają Cartoon Network, a później swoich idoli w MTV. Staliśmy się globalną wioską, a mieszkańcy takiej wioski są do siebie podobni. Łączy ich wspólnota symboli dających grupie poczucie odrębności i tożsamości.
Globalna wioska rozszerza się wszerz, a nie w głąb. Dzisiejszy nastolatek będzie miał więcej wspólnego ze swoim rówieśnikiem z drugiej półkuli, na przykład ze Stanów Zjednoczonych, niż z pokoleniem swego starszego brata, nie mówiąc już o rodzicach. Wielkie koncerny działają globalnie. Wynalazek aptekarza z Atlanty podbił świat i coca-colę można znaleźć na polskich, rosyjskich czy chińskich stołach. Pizza przestała być daniem czysto włoskim i stała się jednym z ulubionych dań Japończyków, a sushi fascynuje Europejczyków. Poza kulinariami przykłady można by czerpać pełną garścią ze wszelkich sfer życia. Można dziś demonstrować przeciw globalizacji w Seattle i Pradze, ale nie wydaje się, by raz uruchomiony proces można było zawrócić. To tak, jakby protestować przeciw ewolucji gatunków.
Nie sposób też protestować przeciw oszałamiającej szybkości otaczającego nas świata. Przyspieszyła nie tylko historia. Więcej, to przyspieszenie jest niczym w porównaniu z tempem zmian naszego uczestnictwa w kulturze masowej. Jeszcze niedawno młodych ludzi na całym świecie fascynowały zabawki typu transformers - samoloty lub samochody przekształcające się w roboty i vice versa. Podobnie wojownicze żółwie ninja czy laleczki, którymi teraz nikt się już nie bawi. Imiona dali im (sic!) wielcy włoskiego odrodzenia: Donatello, Rafael, Leonardo i Michał Anioł. Transformers i żółwie ninja były pomieszaniem dwu istniejących porządków. Teraz zastąpiły je inne, które niczego nie mieszają, tworząc własny świat - choćby pokemony i teletubisie.
Kultura kontra historia
Filozofia społeczeństwa obfitości jest taka: wyrzuć stare, kup sobie nowe, modne. Podobnie rzecz ma się z kulturą masową, w której najważniejsza jest zmiana: powstają nowi bohaterowie, nowe mody, nowi idole, nowe światy. "Wiele cech masowej cywilizacji zostało przecież wykreowanych przez masowy popyt, czyli przez najbardziej demokratyczne głosowanie, jakie zna historia ludzkości. Jest wynikiem takiego powszechnego głosowania kształt masowej kultury rozrywkowej i współbrzmiącego z nią młodzieżowego etosu" - napisał Jerzy Jedlicki. Bożek handlu Merkury biega szybciej niż muza historii Klio.
Pokolenie to przede wszystkim świat wspólnych wartości, wspólnych symboli umożliwiających dobrą komunikację w grupie. Kiedy pokolenie było definiowane przez wydarzenie historyczne, umożliwiało to też dyskurs między generacjami. Następne pokolenie najczęściej nie zgadzało się z poprzednim, ale było wspólne pole - historia - na którym można było wyrazić swoją niezgodę, był zrozumiały dla obu stron język pozwalający to wyartykułować. Toczyła się między starszymi i młodszymi dyskusja, ale była zachowana pewna ciągłość. Teraz wspólnego pola do dyskusji zaczyna brakować. Wielbiciele Marilyn Monroe nie znajdą wspólnego języka z miłośnikami Lary Croft. Liczba pikseli na centymetr kwadratowy wygrywa z dotykalną cielesnością. Lara Croft, powołana do życia w 1995 r. heroina komputerowa, ma już swoje wnuki! Trzy pokolenia w pięć lat - to kolejny znak generacyjnego przyspieszenia. Między dziadkami i wnukami, a nawet między rodzicami i dziećmi, powstają dziś rozpadliny trudne do zasypania.
Język uniformów
Środkiem identyfikacji pokoleniowej może być także moda. Podlega ona jak najbardziej prawom rynku i realizuje dwa, pozornie sprzeczne zadania. Z jednej strony, stosowanie się do kanonów mody powinno odróżniać od tych, którzy się do niej nie stosują lub hołdują innym modom, z drugiej - powinno być znakiem przynależności do pewnej grupy. Tak więc wyróżnienie i unifikacja jednocześnie. Długie włosy pokolenia lat 70. miały odróżniać od fryzur rodziców lub podgolonych karków zmobilizowanych braci, a jednocześnie były znakiem rozpoznawczym "narodu Woodstock". Zielona wojskowa kurtka z demobilu nie miała świadczyć o przychylności dla służby wojskowej, ale o sprzeciwie wobec wojny wietnamskiej. Niedbałe dżinsy i adidasy pokolenia X powinny się odróżniać od garniturów od Armaniego i organizerów firmy Filofax, stanowiących uniform yuppies, a jednocześnie być identyfikatorem tej grupy.
Dzieła Conrada były biblią dla pokolenia akowskiego, tak jak książki Hemingwaya dla pokolenia Października ’56. Z jednych czerpano etos wierności ideom, z drugich postulat wytrwałości i zmagania się nawet wbrew logice. Pokolenie Kolumbów zaczytywało się Conradem i to zaczytanie spotkało się z krytyką pokolenia "pryszczatych", którzy wprowadzali w Polsce socrealizm. Po traumie 1956 r. sami "pryszczaci" odkryli, że ważne są nie tyle skutki, ile samo działanie, a z opowiadania "Stary człowiek i morze" uczynili swą biblię. Pokolenie buntu roku 1968 zaczytywało się "Paragrafem 22" Josepha Hellera. Tak jak bohater tego utworu Yossarian postanowił uciec do Szwecji, tak dezerterowało wielu młodych ludzi ruchu AWOL (od: oddalający się bez pozwolenia - amerykańskie określenie dezertera). Za tymi utworami stała pewna antropologia i filozofia szczególnie atrakcyjna dla danej generacji. Dzisiaj takich książek nie ma.
Naturą historii jest ciągłość, zaś naturą rynku jest zmiana; przeświadczenie, że miejsce starego jest na śmietniku, a poza nowym nic nie ma wartości. Bycie obywatelem globalnej wioski na swoją wymierną cenę. Trzeba sobie zdawać sprawę ze społecznych i politycznych konsekwencji tego faktu. Moje pokolenie być może nie znajdzie wspólnego języka z własnymi dziećmi, ale one na pewno znajdą wspólny język z rówieśnikami z USA, Tajwanu czy Peru. Połączy ich fascynacja tymi samymi idolami kultury masowej, ten sam gust kulinarny - Big Mac z frytkami popity coca-colą - a wspólnym językiem w sensie potocznym stanie się amerykańska angielszczyzna. Coś za coś.
Marek Karpiński
Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.