Weterani SS Galizien mają słabą pamięć. Pytani o wojnę twierdzą, że "budowali drogi" albo "byli sanitariuszami".
- Proszę mi dać spokój! Nie mam ochoty z panem rozmawiać! - słyszę najczęściej. Dzwonię po kilka razy. Telefon odbierają starsi ludzie mówiący po angielsku z wyczuwalnym słowiańskim akcentem. Odkładają słuchawkę natychmiast, gdy tylko usłyszą, o co chcę zapytać, albo gdy pada nazwa dywizji SS Galizien. Okazuje się, że weterani mają wyjątkowo słabą pamięć. Odmawiają spotkania, a nawet rozmowy. - Nie ma o czym rozmawiać - ucinają krótko. Ci, którzy wiedzieli więcej, podobno już nie żyją. Nieco rozmowniejszy okazuje się tylko Bohdan Romanowski z Folkestone w hrabstwie Kent, ale i on znajduje dla mnie ledwie kilka minut. - Skąd ten sztucznie rozniecony rejwach? Gdzie były władze przez ponad 50 lat? Cóż to, dopiero teraz się obudzili? - ironizuje 81-letni weteran. - Medialny raban tylko niepotrzebnie obudzi dawne animozje i wzajemne urazy między naszymi narodami.
Czy tuż po wojnie nasze władze wiedziały, że udzielają schronienia tysiącom ukraińskich esesmanów, walczących ramię w ramię z hitlerowskimi sojusznikami?" - pytają Brytyjczycy po emisji filmu "SS w Wielkiej Brytanii", pokazanego przez telewizję ITV. Dokument przedstawia historię ludzi, którzy w czasie wojny walczyli w osławionej ukraińskiej dywizji SS Galizien, a od ponad półwiecza spokojnie żyją w Wielkiej Brytanii. Reżyser Julian Hendy odnalazł zdjęcia z pogromów żydowskich we Lwowie w 1941 r., obrazy egzekucji w Hucie Pieniackiej i Chłaniowie, przypomniał udział formacji ukraińskich w tłumieniu powstania warszawskiego. Film wywołał publiczną dyskusję długo przed oficjalną emisją.
- Od narodzin koncepcji do emisji filmu minęły cztery lata, ale nie zaliczałbym tego obrazu do kategorii "półkowników" - powiedział "Wprost" 42-letni Hendy, zapytany, dlaczego tak długo zwlekano z prezentacją dokumentu.
W ITV w ostatnich latach zmieniało się kierownictwo i personel; pewnie nawet się nie domyślali, że w swej filmotece mają film, który zostanie powszechnie zauważony. - To, że Ukraińców starannie nie prześwietlono po wojnie, nie świadczy przecież o niczyjej niewinności - mówi reżyser. Kiedyś musiała nadejść godzina prawdy. Być może to już ostatnia okazja.
Lipcową nocą 1944 r. w gospodarstwie Fostunów niedaleko Stanisławowa (dzisiaj Iwanofrankowsk) rozszczekały się psy, a po chwili rozległo się walenie do bramy. Niemcy szukali 20-letniego Swiatomira, podejrzewanego o przynależność do ukraińskiej partyzantki Stepana Bandery. Nawykły do konspiracji młodzian nie miał w domu broni. To uratowało go przed rozstrzelaniem. By przeżyć, musiał się jednak zgodzić na przystąpienie do istniejącej od kwietnia 1943 r. dywizji Waffen SS Galizien, złożonej z Ukraińców. Dziś mówi - podobnie jak większość weteranów SS Galizien - że była to sytuacja bez wyjścia. Z dokumentów i relacji wyłania się wszak nieco inny obraz: wielu galicyjskich Ukraińców uważało , że włas-ne państwo zapewnić im może jedynie sojusz z III Rzeszą. 56 lat później Swiatomir Fostun jest przewodniczącym Stowarzyszenia Byłych Ukraińskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Jest ich na Wyspach Brytyjskich około 1500. Większość to byli żołnierze SS. Fostun nie unika rozmowy. Zaprasza mnie do siedziby ukraińskich weteranów w prestiżowej dzielnicy Notting Hill. Wcześniej w eleganckim domu wartym dziś 2-3 mln funtów nie postała podobno noga żadnego Polaka, a zwłaszcza dziennikarza.
Jest późny wieczór. Gospodarz - 77-letni, elegancki mężczyzna - wydaje się przygnębiony sytuacją, narastającym wokół weteranów SS Galizien szumem. Oprowadza po willi - na półpiętrze całą ścianę zdobi wielkie płótno przedstawiające ukraińską rodzinę siedzącą przy stole w drewnianej chacie. Na piętrze w sali zebrań stoi popiersie Tarasa Szewczenki. Nad stołem wisi godło stowarzyszenia. Fostun mówi płynnie po polsku, z typowym kresowym zaśpiewem i wtrętami "ta jasne, ta pewnie". Opowiada o dorocznych zjazdach kombatantów dywizji w Manchesterze. - To takie koleżeńskie zgromadzenia, na których wspominamy stare dzieje, jemy obiad i wysłuchujemy koncertu. Jest nas coraz mniej - mówi. - Mundury esesmańskie? Jakie mundury?! Przecież zaraz by nas aresztowali.
Szef organizacji tłumaczy, że "rozgrzebywanie starych ran" nie jest na rękę ani Ukraińcom, ani Polakom. Skorzysta na tym tylko Rosja. Fostun apeluje o solidarność w obliczu niebezpieczeństwa ze strony Rosji. - To, że oni są dziś biedni, nie zmniejsza zagrożenia - stwierdza. A wojna? Podczas II wojny światowej Ukraina znalazła się między młotem a kowadłem. Niemcy w powszechnym przekonaniu nie mogli być tacy źli jak bolszewiccy "wyzwoliciele". - SS Galizien nie zabijała ludności cywilnej, nie brała udziału w masakrach lwowskich, w rzeziach w Hucie Pieniackiej i Chłaniowie, w pacyfikacji powstania warszawskiego. To kłamstwo - tłumaczy . - To żydowska propaganda. Niemal dokładnie to sa-mo powtarza Bohdan Romanowski. - Ja sam mam czyste sumienie. Służyłem w batalionie inżynieryjnym. Budowaliśmy i naprawialiśmy drogi.
Melissa Carter zajmująca się promocją filmu "SS w Wielkiej Brytanii" potwierdza, że nagabywani przez twórców filmu żołnierze SS Galizien - o ile w ogóle godzili się na krótką rozmowę - zawsze "budowali drogi" albo "byli sanitariuszami". Ci, którzy walczyli, zdążyli już podobno umrzeć. 79-letni Jurig Opara odrzuca oskarżenia o uczestnictwo w mordach. Po namyśle dodaje:
- Zwykłych żołnierzy nie pytano o zdanie. Dokumenty przedstawiają jednak inny wymiar dokonań dzisiejszych spokojnych emerytów. W archiwum Studium Polski Podziemnej w Londynie przejrzeć można m.in. dwie opasłe teczki: "O stosunku ludności ukraińskiej do Polaków" i "O stosunkach polsko-ukraińskich" podczas II woj-ny światowej. Są tam notatki o aktach terroru dokonywanych przez ukraińskie grupy zbrojne wobec Polaków. W trzecim tomie opracowania "Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945" można przeczytać meldunek gen. Bora-Komorowskiego, dowódcy AK, do centrali londyńskiej. Mowa w nim o "wyrzynaniu ludności" przez dywizję SS Hałyczyna (Galizien). Choć zbrodnie ukraińskich sojuszników Hitlera były niekiedy wyolbrzymiane, to i tak rejestr dokonań niektórych oddziałów budzi przerażenie. Potwierdzają to badania polskich historyków. Czyżby dywizja SS Galizien była wyjątkiem? Kierowano ją głównie do działań frontowych, ale wielu jej weteranów ma na rękach krew Polaków i Żydów. 72-letni Greville Janner, członek Izby Lordów, ma poruszyć w parlamencie problem bezkarności mieszkających na wyspach Ukraińców, przypominając Brytyjczykom, że II wojna światowa nie jest zamkniętym rozdziałem historii. Wciąż energiczny lord Janner zażąda otwarcia brytyjskich archiwów. Zaapeluje o utworzenie komisji śledczej. - Sprawimy, że przynajmniej nie będą dłużej spać spokojnie - mówi z naciskiem. Chce, by jak najszybciej wyjaśniono i osądzono wojenną rolę żołnierzy SS Galizien w pacyfi-kacjach polskich wsi i pogromach Żydów we Lwowie.
Lord Janner wspomina, z jaką bezsilnością przyjmowano po wojnie w Anglii korzystne dla Ukraińców orzeczenia specjalnej komisji dochodzeniowej. Uznano ich za "czystych" i pozwolono się osiedlić na Wyspach Brytyjskich. Większość miała polskie obywatelstwo, a władze brytyjskie nie miały zastrzeżeń wobec Polaków. Dlaczego w latach 40. lustracja imigrantów okazała się tak kiepska? - Może rząd brytyjski miał w tamtym okresie inne priorytety - domyśla się Julian Hendy. Historyk David Cesarani ma własną teorię. Jego zdaniem, pobłażliwość wobec cudzoziemców wynikała z kryzysu gospodarczego, jaki trapił Wielką Brytanię. W związku z pogłoskami o możliwości wybuchu III wojny światowej wielu Brytyjczyków musiało pozostawać w szeregach armii. Tymczasem kraj pilnie potrzebował siły roboczej. Ministerstwo Pracy i Zatrudnienia nie było w stanie dokładnie zlustrować kandydatów do pracy. Cesarani twierdzi, że za liberalizmem wobec imigrantów stała niewiedza ludzi Zachodu o tym, co naprawdę wydarzyło się w Europie Wschodniej. Kataklizm wojenny na "zapomnianych przez Boga" terenach kojarzono głównie z obozami koncentracyjnymi i zwycięską sojuszniczą Armią Czerwoną. To jej dowódcy i Stalin rozdawali wówczas w Europie karty, starannie selekcjonując wszelkie informacje pochodzące z terytoriów, którymi zawładnęli. Nie było miejsca na "sensacje" o współpracy "ludzi radzieckich" z pokonanymi hitlerowcami.
Rosjanie załatwiali swoje sprawy bez rozgłosu. Zgodnie z traktatami państwa zachodnie wydawały Moskwie ludzi, o których upomniały się władze sowieckie. Zachód robił to z zamkniętymi oczami dopóty, dopóki z ZSRR nie przedostały się informacje o tragicznym losie przekazywanych. Najgłośniejszym echem odbiła się kaźń tysięcy Kozaków przetransportowanych z Zachodu prosto w objęcia NKWD. W Anglii nie było więc klimatu sprzyjającego dalszej przymusowej repatriacji. Cesarani zwraca uwagę na fakt, że część Ukraińców mogła zostać zwerbowana do wywiadu. Obawa przed wybuchem kolejnego konfliktu światowego nakazywała łagodniej traktować ludzi zaprawionych w bojach, znających język i teren potencjalnego wroga.
Oficerowie i żołnierze SS Galizien do Wielkiej Brytanii trafili nieprzypadkowo. To właśnie Brytyjczykom Ukraińcy poddali się w Austrii w 1945 r. W maju kontyngent podjął marsz z Klagenfurtu do Włoch. Brytyjczycy wkrótce ewakuowali ich stamtąd, obawiając się prowokacji ze strony silnej we Włoszech partii komunistycznej, powolnej Stalinowi. Ośmiu tysiącom Ukraińców (w tym około 220 ofice-rom) udostępniono statki. - Rząd Clementa Attlee przewiózł ich do Wielkiej Brytanii, dobrze wiedząc, co czyni i z kim ma do czynienia - twierdzi Cesarani. Raport o tym, że wśród ewakuowanych mogą się znajdować przestępcy wojenni, został przez władze zlekceważony.
Prof. Wiktora Kuleszę, szefa Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, dziwi dwulicowość Brytyjczyków: - Chętnie wydawali sprawców zbrodni ludobójstwa, a równocześnie udzielili azylu zbrodniarzom. Profesor Kulesza ma żal do twórców filmu, że nie podzielili się z polskimi historykami wiedzą o weteranach SS Galizien, nie przysłali kasety przed emisją. - Nic straconego - zapewnia Julian Hendy. - Ta sprawa jeszcze się nie zakończyła.
Swiatomir Fostun odrzuca tezę, jakoby SS Galizien była zgrupowaniem, w którym znaleźli się oprawcy ludności cywilnej. - Najlepiej, gdybyśmy dali temu wszystkiemu spokój - mówi. - Przeszłości i tak nie zmienimy. Rotmistrz Ryszard Dębiński, prezes Instytutu Polskiego w Londynie, oburza się, słysząc taką argumentację. Nie kryje też dystansu wobec "brytyjskich Ukraińców". - Nie spotykamy się. Oni też nas unikają. Boją się, że może znajdzie się ktoś, kto mógłby ich rozpoznać. Wiedzą, co ich czeka. Sprawy rozliczeń za zbrodnie nie można zostawić, dopóki żyją uczestnicy tamtych wydarzeń - uważa rotmistrz Dębiński. Julian Hendy mówi, że trzeba skończyć z taryfą ulgową dla byłych esesmanów: - SS Galizien nie była gromadą naiwniaków, idealistów, którzy w dobrej wierze wylądowali we wspólnych oddziałach bojowych z hitlerowcami. Nie ma dowodów na ich zbrodnicze działania? Są, przecież pokazuje je choćby mój reportaż.
Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.