W walce o tolerancję chrześcijaństwo wygrywa dziś z islamem, ale nie zawsze tak było i nie zawsze tak być musi
Rozmawiając o kulturze, wyobrażamy sobie, że tkwią w niej niczym pestki w wiśniach wartości. Wolność jednostki to wartość, która jest w zasięgu ręki coraz szerszych kręgów ludzi wychowanych w duchu kultury europejskiej. Historyczny splot chrześcijaństwa, cesarstwa rzymskiego oraz greckiej filozofii pozwolił wartość tę przełożyć na język norm. Zachowując się, a właściwie próbując się zachować zgodnie z tymi normami, udało się uniknąć ślepych uliczek autorytarnej organizacji społecznej. Monarchie musiały ustąpić republikom, bo w nich ludzie uczą się szybciej. Socjalizm państwowy musiał ustąpić demokracjom parlamentarnym opartym na gospodarce rynkowej, bo w nich uczą się szybciej całe społeczności.
Uczenie się to właśnie wymyślanie i wprowadzanie w życie nowych powiązań między podstawowymi wartościami, normami i zachowaniami. Kultura europejska odróżnia się od innych uniwersalizmem, który jest moralnie nieśmiały, ale odważny poznawczo. Można na jej gruncie podejmować eksperymenty, które gdzie indziej z góry skazane są na niepowodzenie. Na przykład córki marokańskich gastarbeiterów w Belgii walczą, by pozwolono im nosić chustki w publicznych szkołach. Argumentują, całkiem słusznie, że mimo rozdziału kościoła i państwa chrześcijanom wolno nosić krzyżyki albo wieszać krucyfiksy na ścianach, więc chustki na głowach też powinny być dozwolone. Nie spotykają się bynajmniej z sympatią, ale synowie europejskich gastarbeiterów w Arabii Saudyjskiej muszą walczyć o to, by ich nie aresztowano, jeśli zerkną do Biblii. W walce na punkty o tolerancję chrześcijaństwo wygrywa dziś z islamem, ale nie zawsze tak było i nie zawsze tak być musi.
Europejczycy prowadzą w zawodach o to, kto jest bardziej tolerancyjny, ponieważ przekonali się na własnej skórze, jak bolesne są skutki nietolerancji. Doceniają zatem umiar wzajemnie korygujących się elementów kultury, które na pestkę wartości pozwalają spoglądać w coraz to innym świetle. Taka jest rola indywidualnego rachunku sumienia (to wynalazek chrześcijan, ale nieustannie zmieniany), prawnej ochrony życia i mienia (wynalazek Rzymian, wielokrotnie korygowany) oraz zbiorowej racjonalizacji poszukiwania prawdy względnej poznawczo, ale bezwzględnie opłacalnej materialnie (to wynalazek greckich filozofów, nieustannie doskonalony).
Wartości prowadzą do sformułowania norm, a postępowanie zgodne z tymi ostatnimi umożliwia realizację wartości. Jeśli jestem człowiekiem religijnym, pragnę zbawienia i wiecznego życia. Szukam zatem norm najwyraźniej wynikających z wartości, ponieważ dzięki nim będę się zachowywał tak, by trafić do nieba. Wszystko byłoby proste, gdyby związek wartości z normami był niewzruszony, a zachowania stanowiły jednoznaczne i konkretne zastosowanie zasad. Tak jednak nie jest, relacje takie trzeba wymyślać i negocjować. Weźmy na przykład pierwsze przykazanie. Cudzy bogowie są nie do przyjęcia. A przecież Kościół katolicki - ustami Jana Pawła II - przeprasza wyznawców innych religii za to, że zanim postawił na Światową Radę Kościołów, eksperymentował ze Świętą Inkwizycją. Przyznaje więc, że można mieć bogów cudzych, i nie tylko się nie oburza, ale potrafi traktować ich zwolenników na równi z wyznawcami naszego.
Czy można w ten sposób zmieniać niepodważalną normę zawartą w przykazaniu wykutym na kamiennej tablicy? Można argumentować nie wprost. Kiedy muzułmańskie wojska zajęły Aleksandrię, znajdując w niej słynną bibliotekę, ich dowódca emir Amrou, mężczyzna kulturalny i uczony, który lubił toczyć spory z bibliotekarzami, wysłał list do przełożonego kalifa Omara z prośbą o decyzję w jej sprawie. Kalif odpisał: jeśli książki w tej bibliotece mówią to samo co Koran, to są zbędne, więc można je zniszczyć. A jeśli mówią co innego niż Koran, to tym bardziej nie zasługują na przetrwanie. Spal niezwłocznie! Księgi rozwieziono po publicznych łaźniach, które przez pół roku nie miały kłopotu z opałem. (Na szczęście dla Europejczyków bogaci Rzymianie od dawna kupowali kopie ksiąg słynnej biblioteki, proroczo mrucząc, że habent sua fata libelli.) Co z tego wynika? Gdyby pierwszego przykazania nie poddać twórczej reinterpretacji, trzeba by palić każdy znaleziony egzemplarz Koranu (najlepiej od razu z właścicielem), a Stary Testament umieścić w zastrzeżonych księgozbiorach, tylko do użytku zatwierdzonych przez władze ekspertów. Morał stąd taki, że przykazania stale zmieniamy, nie mając zresztą innego godnego wyjścia.
Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.