Powszechna, wspólna sprawa jest zawsze pochodną wielkiego nieszczęścia albo jego zapowiedzią - a często jednym i drugim
Uczulenie na normalność
Kilka dni przed końcem wieku i tysiąclecia, w ostatnim numerze odchodzącej za Redaktorem paryskiej "Kultury", czytam ciekawy szkic Smecza (Tomasza Jastruna) "Z ukosa", a w nim nostalgiczne stwierdzenie nawiązujące do sierpnia 1980 r.: "Największa moja dzisiaj dolegliwość, dolegliwość tak wielu bliskich mi ludzi, to ssąco-żrący brak wspólnej sprawy". Chodzi zapewne o sprawę, która wielkością i powszechnością mogłaby - jeśli nie dorównać sierpniowej, to choćby dołączyć do grona jej podobnych. Takiej wspólnej sprawy dziś w Polsce nie ma. Jastrunowi to doskwiera, mnie cieszy, bo powszechna, wspólna sprawa jest pochodną nieszczęścia lub jego zapowiedzią - a często jednym i drugim. Niemcy mieli wspólną sprawę w latach 30. Zrodziły ją nieszczęścia, jakimi dla nich był traktat wersalski, a dla wszystkich - wielki kryzys. Narody, które nie czują zagrożenia, których nic nie ugniata, nie mają wspólnych spraw. Jaką wspólną sprawę mają dziś Szwajcarzy, Belgowie, Francuzi czy Niemcy?
"Solidarność" też poczęła się z nieszczęścia, jakie dla Polaków stanowił komunizm. Była z nim związana na życie i śmierć. Przeminięcie wraz z PRL czekało to, czym "Solidarność" tak przyciągała, za czym wielu - także Smecz - tęskni, mając żal, że znikło z nastaniem III Rzeczypospolitej. Nałogowi nostalgicy uczuleni na normalność - jak choćby Paweł Śpiewak czy Marcin Król (polemiki z Markiem Beylinem w "Gazecie Wyborczej" z 21 grudnia 2000 r.) - twierdzą, że porządek moralny wśród walczących z komunizmem nie przetrwał, bo nie przeprowadzono dekomunizacji. To mit - jeden z wielu tworzonych przez inteligencję, główną bajkotwórczynię w społeczeństwie. Moralny porządek i blask czasów nieszczęścia przeminął, bo nastąpiła realna dekomunizacja, zniknął system komunistyczny i tylko pełny powrót komuny - monopartii, cenzury i represji politycznych - mógłby go przywrócić. Mielibyśmy znów wspólną sprawę. Dziękuję!
Ale przecież nie żyjemy tylko w kręgu spraw prywatnych. Nie ma jednej powszechnej - są za to tysiące wspólnych spraw. Łączą ludzi, którzy coś z życia publicznego chcą usunąć lub o coś je wzbogacić. Każda organizacja pozarządowa (a powstały ich tysiące) ma swoją wspólną sprawę, która angażuje należących do niej ludzi nie mniej, niż kiedyś angażowała "Solidarność". Wspólne sprawy mają i partie, i związki zawodowe. Żyjemy wśród pluralizmu wspólnych spraw.
I oczywiście żyjemy także w czasie, gdy odzyskaną wolność - jak pisze ze smutkiem Smecz - "zapełnia się samochodami, pralkami i dobrem wszelkim, które piętrzy się w nowo otwieranych świątyniach handlu. Z gotyckimi katedrami łączy je ogrom, jednolitość stylu i żarłoczność kultu, uprawianego zwykle rodzinnie". No i co w tym złego? Gdyby nie tworzenie rzeczy i pragnienie ich posiadania, nie bylibyśmy ludźmi. Główne podziały świata to podziały wedle stopnia wyposażenia w rzeczy; u podstaw większości konfliktów leży to, że jedna strona ma rzeczy więcej, a druga mniej. Po kilku wiekach pogoni za wolnością, daj nam, Panie Boże, choćby wiek gonitwy za dobrami materialnymi i szansę, by parę pokoleń mogło myśleć o dorabianiu się, a nie musiało poświęcać swego majątku dla ratowania ojczyzny. To wyjdzie także ojczyźnie na dobre. Nie ma dla Polski lepszego sposobu wykorzystania wolności, niż podniesienie materialnego dorobku kraju i jego obywateli do poziomu Europy bogatej. Pragnienie posiadania pieniędzy i rzeczy jako środków do wygodniejszego życia stanowi ważny bodziec do zrealizowania tego celu. Nie należy go tępić, choć ma on stronę negatywną - egoizm, prawdopodobnie nieusuwalny, ale łagodniejący z czasem. Tę cenę warto zapłacić za Polskę bogatą. Lepiej się zmagać ze złem społeczeństwa zmaterializowanego i bogatego, niż tworzyć mity mające przekonać, że co prawda spodnie dziurawe, ale za to wartości wielkie, duchowość niezwykła, no i posłannictwo wśród narodów. Tym nie przekonamy nawet siebie, bo w świecie nic nie zmieni opinii, że gość z dziurawymi spodniami to najprawdopodobniej kloszard.
Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.