Uroda nie cieszy się poważaniem feministek, odnoszących się do niej z ogromnym sceptycyzmem. Rzadko postrzegają ją jako źródło kobiecej siły, widząc w niej przede wszystkim przejaw zniewolenia
Baltazar Castiglione napisał przeszło czterysta lat temu, że "piękno to rzecz święta... jedynie z rzadka w pięknym ciele zamieszkuje zła dusza. Tak więc zewnętrzne piękno jest prawdziwym znakiem wewnętrznego dobra... rzec można, że piękno i dobro są w pewien sposób tożsame, szczególnie gdy idzie o ludzkie ciało. A pierwszą przyczyną fizycznego piękna jest, moim zdaniem, piękno duszy". Zawyrokował.
Cóż z tego, skoro między słowami a pobożnymi życzeniami prawie zawsze istnieje spora rozbieżność. Mogła się o tym przekonać niejedna piękna kobieta, której uroda rzuca się jakoby cieniem na jej inteligencję albo też toruje jej drogę ku niezasłużonym sukcesom. Według innych, osiąganym dzięki urodzie, czyli co najmniej w połowie podejrzanym.
"Wygląd to najbardziej publiczna część naszej jaźni" - pisze doktor psychologii, absolwentka Uniwersytetu Harvarda, Nancy Etcoff w swojej bestsellerowej książce "Przetrwają najpiękniejsi". Według autorki, przyszło nam żyć w czasach, "gdy piękno jest moralnie podejrzane, a brzydota roztacza swój chropawy urok". Natychmiast przypomniał mi się jeden ze skandynawskich krajów, w którym ciągle łatwiej zrobić karierę z pryszczem na nosie niż wtedy, gdy się go nie ma. Przy czym uroda nosa też nie ma specjalnego znaczenia. Nie warto, a wręcz nie należy być atrakcyjnym. Tam.
"Samo pojęcie piękna jest rasistowskie i za każdym razem w olbrzymim stopniu odzwierciedla klasowy snobizm" - znowu nie bez racji zauważa Etcoff. Na szczęście dla nas jest ono nie do opanowania w swoim bogactwie form i kształtów. Chociaż jest do zoperowania. O gustach się nie dyskutuje. Na szczęście, bo pod tym względem ludzie są nadzwyczaj kapryśni. Nie zawsze łatwo nadążyć za stawianymi nam wymaganiami. Raz jest to symetria, innym razem jej brak... Raz silikonowe usta, a innym razem wargi cienkie jak dwie zaciśnięte kreski. Nie dziwi więc, że żadna z postaw wobec piękna nie przetrwała przez wieki. Nawet jeśli przeżywamy urodowe come backi.
Ludzie szanowali piękno, ale i pogardzali nim. Wystarczy się zwrócić w stronę psychoanalizy, u której podstaw leży wstyd własnego ciała. Przy czym Freud nie zawahał się i od razu zakwalifikował narcyzm jako typowo kobiecą ułomność. Uroda nie cieszy się również poważaniem i akceptacją feministek, nadal odnoszących się do niej z ogromnym sceptycyzmem. Rzadko postrzegają ją "jako źródło kobiecej siły, widząc w niej przede wszystkim przejaw zniewolenia". Równocześnie to właśnie ruch feministyczny z taką siłą przestrzegał kobiety, by uroda nie przesłaniała im ich prawdziwej osobowości. Nie dajmy się odczytywać - pisał na sztandarach - jedynie w kategoriach ładnej lalki. Sprawmy, żeby ludzie wierzyli, że mamy jeszcze coś do powiedzenia. "Pozwolenie pięknym kobietom, by były piękne, może się okazać jednym z najtrudniejszych elementów samowyzwolenia" - napisała feministka Karen Lehrman. Miała rację.
Ludzie chętnie wierzą, że wygląd nie ma znaczenia. To swego rodzaju koło ratunkowe, ale i kolejny stereotyp, z którym rozprawia się Etcoff. Cytując przy tej okazji wyniki badań kilkudziesięciu amerykańskich studentów. Pokazano im zdjęcia kilkunastu kobiet, wśród których były bardzo atrakcyjne. Młodych mężczyzn poproszono o wskazanie osoby, której pożyczyliby pieniądze, pomogli w przeprowadzce, oddali nerkę, przepłynęli kilometr, a nawet rzucili się na odbezpieczony granat, byle tylko ją uratować... Okazało się, że zdecydowana większość badanych dokonałaby tych "wyczynów" dla pięknej kobiety. Przed jednym zadaniem, mimo jej urody, prawie wszyscy się zawahali. Przed? Pożyczeniem jej pieniędzy!!! Przypominają mi się słowa Jana Nowickiego, który skąpstwo uważa za największy genetyczny feler mężczyzny.
"Osoby atrakcyjne nie mają monopolu na mistrzostwo w sztuce kochania, ale mogą tak, a nie inaczej pobudzać w tym obszarze wyobraźnię mężczyzn" - pisze w innym miejscu Etcoff. Czy więc piękno czyni nas, kobiety, szczęśliwszymi od tych, którzy zostali go pozbawieni? To byłoby zbyt proste.Według Etcoff, ciągle nieliczne są dowody na to, że kobiety o wybitnej inteligencji mają jakąś przewagę na małżeńskim rynku. Z badań przeprowadzonych w Wisconsin wynika, że kobiety, które nigdy nie wyszły za mąż, są wyraźnie bardziej inteligentne niż mężatki. Czy są ładne, a może nawet ładniejsze? Z kolei z badań przeprowadzonych w Columbia University Business School przez Medaline Heilman i Lois Saruwatari wynika, że "atrakcyjny wygląd na pewno pomaga zdobyć kobiecie pracę i to na lepszych warunkach, najczęściej pracę urzędniczą, ale utrudnia jej przyjęcie na stanowisko kierownicze".
Konkluzja badaczek jest następująca: "Kobiety, które chcą zrobić karierę, powinny się starać o możliwie nieatrakcyjny i męski wygląd". Czy to sprawiedliwe? Przecież rezygnacja z własnej kobiecości nie powinna być warunkiem osiągnięcia sukcesu zawodowego. Jednak i tak najbardziej "poszkodowane" wśród nas są te kobiety, którym brakuje urody. Jak poprawić im samopoczucie? Przekonać je, że to nieprawda, iż przetrwają tylko najpiękniejsi. Poza tym o gustach się nie dyskutuje.
Cóż z tego, skoro między słowami a pobożnymi życzeniami prawie zawsze istnieje spora rozbieżność. Mogła się o tym przekonać niejedna piękna kobieta, której uroda rzuca się jakoby cieniem na jej inteligencję albo też toruje jej drogę ku niezasłużonym sukcesom. Według innych, osiąganym dzięki urodzie, czyli co najmniej w połowie podejrzanym.
"Wygląd to najbardziej publiczna część naszej jaźni" - pisze doktor psychologii, absolwentka Uniwersytetu Harvarda, Nancy Etcoff w swojej bestsellerowej książce "Przetrwają najpiękniejsi". Według autorki, przyszło nam żyć w czasach, "gdy piękno jest moralnie podejrzane, a brzydota roztacza swój chropawy urok". Natychmiast przypomniał mi się jeden ze skandynawskich krajów, w którym ciągle łatwiej zrobić karierę z pryszczem na nosie niż wtedy, gdy się go nie ma. Przy czym uroda nosa też nie ma specjalnego znaczenia. Nie warto, a wręcz nie należy być atrakcyjnym. Tam.
"Samo pojęcie piękna jest rasistowskie i za każdym razem w olbrzymim stopniu odzwierciedla klasowy snobizm" - znowu nie bez racji zauważa Etcoff. Na szczęście dla nas jest ono nie do opanowania w swoim bogactwie form i kształtów. Chociaż jest do zoperowania. O gustach się nie dyskutuje. Na szczęście, bo pod tym względem ludzie są nadzwyczaj kapryśni. Nie zawsze łatwo nadążyć za stawianymi nam wymaganiami. Raz jest to symetria, innym razem jej brak... Raz silikonowe usta, a innym razem wargi cienkie jak dwie zaciśnięte kreski. Nie dziwi więc, że żadna z postaw wobec piękna nie przetrwała przez wieki. Nawet jeśli przeżywamy urodowe come backi.
Ludzie szanowali piękno, ale i pogardzali nim. Wystarczy się zwrócić w stronę psychoanalizy, u której podstaw leży wstyd własnego ciała. Przy czym Freud nie zawahał się i od razu zakwalifikował narcyzm jako typowo kobiecą ułomność. Uroda nie cieszy się również poważaniem i akceptacją feministek, nadal odnoszących się do niej z ogromnym sceptycyzmem. Rzadko postrzegają ją "jako źródło kobiecej siły, widząc w niej przede wszystkim przejaw zniewolenia". Równocześnie to właśnie ruch feministyczny z taką siłą przestrzegał kobiety, by uroda nie przesłaniała im ich prawdziwej osobowości. Nie dajmy się odczytywać - pisał na sztandarach - jedynie w kategoriach ładnej lalki. Sprawmy, żeby ludzie wierzyli, że mamy jeszcze coś do powiedzenia. "Pozwolenie pięknym kobietom, by były piękne, może się okazać jednym z najtrudniejszych elementów samowyzwolenia" - napisała feministka Karen Lehrman. Miała rację.
Ludzie chętnie wierzą, że wygląd nie ma znaczenia. To swego rodzaju koło ratunkowe, ale i kolejny stereotyp, z którym rozprawia się Etcoff. Cytując przy tej okazji wyniki badań kilkudziesięciu amerykańskich studentów. Pokazano im zdjęcia kilkunastu kobiet, wśród których były bardzo atrakcyjne. Młodych mężczyzn poproszono o wskazanie osoby, której pożyczyliby pieniądze, pomogli w przeprowadzce, oddali nerkę, przepłynęli kilometr, a nawet rzucili się na odbezpieczony granat, byle tylko ją uratować... Okazało się, że zdecydowana większość badanych dokonałaby tych "wyczynów" dla pięknej kobiety. Przed jednym zadaniem, mimo jej urody, prawie wszyscy się zawahali. Przed? Pożyczeniem jej pieniędzy!!! Przypominają mi się słowa Jana Nowickiego, który skąpstwo uważa za największy genetyczny feler mężczyzny.
"Osoby atrakcyjne nie mają monopolu na mistrzostwo w sztuce kochania, ale mogą tak, a nie inaczej pobudzać w tym obszarze wyobraźnię mężczyzn" - pisze w innym miejscu Etcoff. Czy więc piękno czyni nas, kobiety, szczęśliwszymi od tych, którzy zostali go pozbawieni? To byłoby zbyt proste.Według Etcoff, ciągle nieliczne są dowody na to, że kobiety o wybitnej inteligencji mają jakąś przewagę na małżeńskim rynku. Z badań przeprowadzonych w Wisconsin wynika, że kobiety, które nigdy nie wyszły za mąż, są wyraźnie bardziej inteligentne niż mężatki. Czy są ładne, a może nawet ładniejsze? Z kolei z badań przeprowadzonych w Columbia University Business School przez Medaline Heilman i Lois Saruwatari wynika, że "atrakcyjny wygląd na pewno pomaga zdobyć kobiecie pracę i to na lepszych warunkach, najczęściej pracę urzędniczą, ale utrudnia jej przyjęcie na stanowisko kierownicze".
Konkluzja badaczek jest następująca: "Kobiety, które chcą zrobić karierę, powinny się starać o możliwie nieatrakcyjny i męski wygląd". Czy to sprawiedliwe? Przecież rezygnacja z własnej kobiecości nie powinna być warunkiem osiągnięcia sukcesu zawodowego. Jednak i tak najbardziej "poszkodowane" wśród nas są te kobiety, którym brakuje urody. Jak poprawić im samopoczucie? Przekonać je, że to nieprawda, iż przetrwają tylko najpiękniejsi. Poza tym o gustach się nie dyskutuje.
Więcej możesz przeczytać w 3/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.