Pisz o tym, na czym się znasz" - pouczał Stephen King w jednym ze swoich wczesnych opowiadań. Wnosząc z sukcesów jego książek, które sprzedają się lepiej niż Biblia, doskonale wie, o czym pisze.
W supermarkecie Globi w Wołominie i na stacji benzynowej na Krecie o każdej porze dnia i nocy można kupić ostatnie wydanie "Misery" czy "Worka kości".
W supermarkecie Globi w Wołominie i na stacji benzynowej na Krecie o każdej porze dnia i nocy można kupić ostatnie wydanie "Misery" czy "Worka kości".
Łączny nakład książek Kinga jest większy niż Biblii i "Encyklopedii Britannica". Wiele w tym zasługi agentów pisarza i rynku księgarskiego, lecz przede wszystkim jego znajomości nie tylko potrzeb czytelnika, ale i praw rynku księgarskiego. King sam zresztą o tym wspomina, wkładając swoje przemyślenia w usta bohaterów: "Jeśli publikujesz mniej niż jedną książkę rocznie, narażasz się wydawcy, osobie zarządzającej twoimi finansami (która ma kłopoty z utrzymaniem twojej wypłacalności) oraz agentowi (któremu brakuje pieniędzy na psychoanalityka)" - mówi narrator "Worka kości", będący jak wielu bohaterów książek tego autora zawodowym pisarzem.
King chętnie opisuje współczesny rynek literacki, którym rządzi lista bestsellerów "New York Timesa". Co prawda jemu nie grozi zapomnienie, ale jego bohaterowie, będący autorami hitów, cały czas żyją na krawędzi. Żeby przetrwać i nie trafić do lamusa kultury masowej, trzeba sprytu, talentu i wyczucia rynku. Aby nie zostać zapomnianym, należy pisać książkę rocznie - nie więcej i nie mniej. Przynajmniej dopóki nie osiągnie się wielkości (pierwsze pięć miejsc na liście bestsellerów). Grisham mógł sobie pozwolić na rok przerwy. Clancy też. Kiedy Thomas Harris milknie na kilka lat, wzmaga się zainteresowanie jego twórczością. Na każde miejsce od ósmego do piętnastego w rankingu bestsellerów czyha jednak co najmniej pięciu chętnych.
Stephen King nigdy nie miał kłopotów z wydaniem jednej powieści rocznie. Przeciwnie, zawsze chciał publikować (i zarabiać) więcej, niż nakazywałby rozsądek. Zalanie rynku własną produkcją nie jest najlepszym pomysłem. Jeżeli pisze się zbyt dużo, zawsze znajdą się tacy, którzy powiedzą: "Wiecie co? Mam już dosyć tego faceta. Wydaje mi się, że wciąż czytam tę samą książkę". King znalazł proste rozwiązanie tego problemu. Od czasu do czasu powraca do pseudonimu, jakiego używał na początku kariery. Druga powieść w roku, na której wydanie ma często ochotę, ukazuje się pod nazwiskiem Richard Bachman. Styl Bachmana różni się od pisarstwa Kinga, nie jest jednak gorszy. Bachman pokazuje Amerykę jako kraj opętany obsesją młodości i bogactwa. "Tak pisałby Stephen King, gdyby w ogóle umiał pisać" - stwierdził krytyk literacki, recenzujący kolejne dzieło podpisane przez Richarda Bachmana.
King nie tylko stale gości na listach bestsellerów, ale także podbił Hollywood. Praktycznie każda jego książka jest natychmiast ekranizowana, a prawa do niektórych - jak "Christine" reżyserowanej przez Johna Carpentera - wytwórnie kupują na etapie wstępnego maszynopisu. Jak King sam przyznaje, tworząc powieść, od razu myśli o jej walorach filmowych, a kontrakt na ekranizację podpisuje niemal równocześnie z umową na książkę.
Wnioski nasuwają się same: pisarstwo jak każda dziedzina sztuki i życia polega na połączeniu wielu umiejętności. Do fortuny może dojść jedynie autor, który jest sprawnym rzemieślnikiem, dob-rym psychologiem społecznym i fachowcem od marketingu. Artyści skazani są na wymarcie, a w najlepszym razie - na dolne miejsca listy bestsellerów "New York Timesa".
King chętnie opisuje współczesny rynek literacki, którym rządzi lista bestsellerów "New York Timesa". Co prawda jemu nie grozi zapomnienie, ale jego bohaterowie, będący autorami hitów, cały czas żyją na krawędzi. Żeby przetrwać i nie trafić do lamusa kultury masowej, trzeba sprytu, talentu i wyczucia rynku. Aby nie zostać zapomnianym, należy pisać książkę rocznie - nie więcej i nie mniej. Przynajmniej dopóki nie osiągnie się wielkości (pierwsze pięć miejsc na liście bestsellerów). Grisham mógł sobie pozwolić na rok przerwy. Clancy też. Kiedy Thomas Harris milknie na kilka lat, wzmaga się zainteresowanie jego twórczością. Na każde miejsce od ósmego do piętnastego w rankingu bestsellerów czyha jednak co najmniej pięciu chętnych.
Stephen King nigdy nie miał kłopotów z wydaniem jednej powieści rocznie. Przeciwnie, zawsze chciał publikować (i zarabiać) więcej, niż nakazywałby rozsądek. Zalanie rynku własną produkcją nie jest najlepszym pomysłem. Jeżeli pisze się zbyt dużo, zawsze znajdą się tacy, którzy powiedzą: "Wiecie co? Mam już dosyć tego faceta. Wydaje mi się, że wciąż czytam tę samą książkę". King znalazł proste rozwiązanie tego problemu. Od czasu do czasu powraca do pseudonimu, jakiego używał na początku kariery. Druga powieść w roku, na której wydanie ma często ochotę, ukazuje się pod nazwiskiem Richard Bachman. Styl Bachmana różni się od pisarstwa Kinga, nie jest jednak gorszy. Bachman pokazuje Amerykę jako kraj opętany obsesją młodości i bogactwa. "Tak pisałby Stephen King, gdyby w ogóle umiał pisać" - stwierdził krytyk literacki, recenzujący kolejne dzieło podpisane przez Richarda Bachmana.
King nie tylko stale gości na listach bestsellerów, ale także podbił Hollywood. Praktycznie każda jego książka jest natychmiast ekranizowana, a prawa do niektórych - jak "Christine" reżyserowanej przez Johna Carpentera - wytwórnie kupują na etapie wstępnego maszynopisu. Jak King sam przyznaje, tworząc powieść, od razu myśli o jej walorach filmowych, a kontrakt na ekranizację podpisuje niemal równocześnie z umową na książkę.
Wnioski nasuwają się same: pisarstwo jak każda dziedzina sztuki i życia polega na połączeniu wielu umiejętności. Do fortuny może dojść jedynie autor, który jest sprawnym rzemieślnikiem, dob-rym psychologiem społecznym i fachowcem od marketingu. Artyści skazani są na wymarcie, a w najlepszym razie - na dolne miejsca listy bestsellerów "New York Timesa".
Więcej możesz przeczytać w 4/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.