Prawie tysiąc kamienic w Poznaniu, Krakowie, Łodzi, Lublinie, Bydgoszczy, Toruniu i Kielcach, wartych od kilkuset do kilku milionów złotych i należących do miast lub skarbu państwa, przejęły gangi. Przestępcy posługiwali się fałszywymi testamentami, a także wygrywali ukartowane przetargi, w których tylko oni brali udział. W procederze uczestniczyli sędziowie z wydziałów ksiąg wieczystych, adwokaci, notariusze, urzędnicy miejscy, a nawet były komendant wojewódzki policji.
Przejęte w ten sposób kamienice prawie natychmiast odsprzedawano. Odebranie ich będzie bardzo trudne, gdyż trzeba udowodnić, że ostatni nabywca działał w złej wierze.
Stowarzyszenie wzajemnych usług
Mechanizm oszustw, w których wykorzystywano fikcyjne testamenty, opracował najprawdopodobniej radca prawny Mirosław Z. - dowodzą dotychczasowe wyniki śledztwa prowadzonego przez poznańską delegaturę UOP. Pomysł udoskonalili Marian L., pośrednik w handlu nieruchomościami, oraz Kazimierz K., były komendant wojewódzki policji w Poznaniu. Wszyscy oni zostali aresztowani (wcześniej zatrzymano Jacka J., ich wspólnika). W podręcznikowy sposób swój patent wykorzystali przede wszystkim w stolicy Wielkopolski. Wyniki śledztwa dowodzą jednak, że grupa miała powiązania z osobami wyłudzającymi kamienice w innych miastach, szczególnie w Krakowie. Cześć kamienic przejęli ludzie wynajęci do jednej bądź kilku transakcji przez gang pruszkowski. Odsprzedawanie tych budynków następnym osobom umożliwiało pranie brudnych pieniędzy.
W Poznaniu przestępczy proceder nie byłby możliwy bez przyzwolenia i wiedzy sędzi Lucyny Z. (jest ona żoną aresztowanego w tej sprawie radcy prawnego Mirosława Z.), przewodniczącej Wydziału III Cywilnego Sądu Rejonowego, gdzie prowadzono postępowania spadkowe, oraz sędzi Marii J.-W. z tego wydziału. Obie zawieszono. Obecnie przebywają na zwolnieniu lekarskim. Zastanawia też zaskakująca opieszałość Prokuratury Rejonowej Poznań-Jeżyce, która nie znajdowała "podstaw do podjęcia czynności śledczych" (w piśmie z września 1999 r.) w sprawie przejęcia sześciu kamienic w najlepszych punktach miasta. Budynki przejął Jacek J. na podstawie testamentu Melanii Rozmarynowicz, cudownie odnalezionego po 24 latach od jej śmierci. Testamentu nie zweryfikowali biegli, a wkrótce po przejęciu majątku zniknął on bez śladu. Oficerowie UOP przypuszczają, że mógł nigdy nie istnieć. Nieprawidłowości w tej sprawie nie dopatrzył się prezes Sądu Rejonowego w Poznaniu (w piśmie z września 1999 r.).
Także władze miasta przez przeszło rok nie widziały niczego niepokojącego w tym, że traciły kolejne nieruchomości, a reprezentujący miasto prawnicy zapominali się powołać na prawomocne stwierdzenie nabycia spadku przez skarb państwa, nie składali apelacji. Równocześnie w Kancelarii Ogólnej Urzędu Miasta ginęły ważne dokumenty, na przykład istotne dla sprawy zawiadomienie sadowe. Powołana w tej sprawie komisja doraźna stwierdziła, że "nie można ustalić osoby odpowiedzialnej za ten fakt". Ponadto jest co najmniej zaskakujące, że Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej oddawało kamienice natychmiast po orzeczeniu sądu, jakby z góry nie brało pod uwagę odwołania od niekorzystnej dla miasta decyzji.
Mechanizm przestępstwa był prosty: wyszukiwano nieruchomości, których prawowici właściciele zmarli wiele lat temu i nie przekazali majątku najbliższej rodzinie lub rodzina ta nie żyła.
- Fikcyjnych testamentów, spisanych rzekomo wiele lat temu, nie badali grafolodzy. Spadkobiercami byli ludzie obcy dla spadkodawców, ale nie budziło to wątpliwości sądu. Testamenty napisane zostały w podobnym stylu: właś-ciciel nieruchomości przekazywał swój majątek komuś spoza rodziny "w zamian za pomoc udzieloną podczas wojny" - mówi Magdalena Oleńska-Frąckowiak, rzecznik prasowy poznańskiej delegatury UOP. Wyszukiwano też kamienice prawomocnie przejęte przez skarb państwa po osobach, które podpisały volkslistę. Następnie odzyskiwali je spadkobiercy właścicieli i po nis-kiej cenie odsprzedawali organizatorom procederu. Znajdowano również osoby, które same zrzekły się budynków na rzecz miasta (nie mogąc pokryć kosztów remontów), a potem namawiano je do występowania o zwrot tego mienia.
Cudowne zmartwychwstania
W Krakowie prowadzonych jest kilkanaście śledztw związanych z bezprawnym przejęciem nieruchomości. Funkcjonariusze UOP podejrzewają, że za wyłudzeniem ośmiu kamienic w centrum miasta kryje się trzech znanych warszawskich przedsiębiorców, działających w imieniu pruszkowskiej mafii. W innej krakowskiej sprawie prokuratura zarzuciła niedopełnienie obowiązków notariusz Sylwii M. Władze miasta powołały w krakowskim magistracie zespół zajmujący się odzyskiwaniem przejętych nielegalnie kamienic. Obecnie badanych jest ponad tysiąc spraw.
Jedna z nich dotyczy kamienicy przy ul. Wenecja, należącej przed wojną do Anny Pomeranz, zastrzelonej podczas wojny przez Niemców w Przemyślu. Zginęli również jej mąż i dalsza rodzina. Tymczasem przed notariusz Elżbietą R. z Koszalina stawiła się Elżbieta Ł. i wylegitymowała paszportem wystawionym na nazwisko Anna Pomeranz (prawdziwa Anna Pomeranz miałaby ponad 120 lat). Przybył także Marcin W. posiadający notarialnie potwierdzone pełnomocnictwo do sprzedaży kamienicy. Kilka tygodni później sprzedał budynek Markowi S. z Kielc (za 300 tys. zł, podczas gdy cena rynkowa była co najmniej trzykrotnie wyższa).
W podobny sposób przejęto kamienicę przy ul. Czystej. Elżbieta Ł., 67-letnia rencistka z Bielska-Białej, wraz z Marcinem W. (tym samym, który występował w sprawie Anny Pomeranz) stawiła się w kancelarii notarialnej w Trzebiatowie. Kobieta legitymowała się sfałszowanym paszportem na nazwisko Leokadii Kuklińskiej, właścicielki kamienicy przy ul. Czystej 11. Marcin W. ponownie sprzedał kamienicę Markowi S. Proces w sprawie wyłudzenia kamienic przy ulicy Wenecja i Czystej toczy się w krakowskim sądzie. Elżbieta Ł. przyznała się, że za udział w oszustwie dostała 5 tys. zł od swego znajomego Grzegorza D. To właśnie Grzegorz D., trzydziestokilkuletni bezrobotny, stał za operacją przejmowania kamienic. Marcina W. poznał w więzieniu.
Metoda "na bliźniaka"
- Naszym zdaniem, te same osoby wyłudziły co najmniej osiem kamienic - mówi prowadząca sprawę Barbara Jasińska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Policja uważa jednak, że niewykształceni byli więźniowie nie byli pomysłodawcami przejmowania budynków. Zostali tylko wynajęci przez wspomnianych już warszawskich biznesmenów reprezentujących "Pruszków", którym patent najprawdopodobniej sprzedali poznaniacy.
- Kamienicę można także wyłudzić, podstawiając osobę noszącą takie samo imię i nazwisko jak zmarły właściciel - mówi prokurator Barbara Jasińska. Tak postąpiono przy przejmowaniu budynku przy ul. Lelewela Borelowskiego w Krakowie. Dwa lata temu do emeryta Jana K. z Nowej Huty zgłosił się Jerzy Sz., który oświadczył staruszkowi, że ten jest właścicielem nieruchomości w centrum Krakowa. Emeryt o niczym takim nie wiedział, lecz w końcu zgodził się sprzedać swe rzekome udziały za 100 tys. zł. Prawdziwy Jan K., doktor medycyny, kupił kamienicę w 1933 r. Nikogo w sądzie nie zdziwiło, że osoba podająca się za właściciela musiałaby kupić kamienicę jako niemowlę, a doktorat obronić w wieku przedszkolnym. Odnaleziony niespodziewanie Samuel P., dawny właściciel kamienicy przy ul. Dietla, powinien mieć ponad 120 lat. Fałszywy Samuel P. posługiwał się skradzionym, belgijskim paszportem.
Nieruchomości kupowano również na przetargach. Korzystając ze znajomości w urzędzie miasta, zainteresowani uczestniczyli w przetargu, o którym tylko oni wiedzieli. Czasem w przetargu brały też udział podstawieni przez nich konkurenci. W taki sposób cenne nieruchomości kupił na przykład Edward Śmigielski (ps. Tato), szef toruńskiej grupy przestępczej (opisywany w "Rzeczpospolitej"). Zapłacił za nie dziesięć razy mniej niż wynosiła cena rynkowa.
Stowarzyszenie wzajemnych usług
Mechanizm oszustw, w których wykorzystywano fikcyjne testamenty, opracował najprawdopodobniej radca prawny Mirosław Z. - dowodzą dotychczasowe wyniki śledztwa prowadzonego przez poznańską delegaturę UOP. Pomysł udoskonalili Marian L., pośrednik w handlu nieruchomościami, oraz Kazimierz K., były komendant wojewódzki policji w Poznaniu. Wszyscy oni zostali aresztowani (wcześniej zatrzymano Jacka J., ich wspólnika). W podręcznikowy sposób swój patent wykorzystali przede wszystkim w stolicy Wielkopolski. Wyniki śledztwa dowodzą jednak, że grupa miała powiązania z osobami wyłudzającymi kamienice w innych miastach, szczególnie w Krakowie. Cześć kamienic przejęli ludzie wynajęci do jednej bądź kilku transakcji przez gang pruszkowski. Odsprzedawanie tych budynków następnym osobom umożliwiało pranie brudnych pieniędzy.
W Poznaniu przestępczy proceder nie byłby możliwy bez przyzwolenia i wiedzy sędzi Lucyny Z. (jest ona żoną aresztowanego w tej sprawie radcy prawnego Mirosława Z.), przewodniczącej Wydziału III Cywilnego Sądu Rejonowego, gdzie prowadzono postępowania spadkowe, oraz sędzi Marii J.-W. z tego wydziału. Obie zawieszono. Obecnie przebywają na zwolnieniu lekarskim. Zastanawia też zaskakująca opieszałość Prokuratury Rejonowej Poznań-Jeżyce, która nie znajdowała "podstaw do podjęcia czynności śledczych" (w piśmie z września 1999 r.) w sprawie przejęcia sześciu kamienic w najlepszych punktach miasta. Budynki przejął Jacek J. na podstawie testamentu Melanii Rozmarynowicz, cudownie odnalezionego po 24 latach od jej śmierci. Testamentu nie zweryfikowali biegli, a wkrótce po przejęciu majątku zniknął on bez śladu. Oficerowie UOP przypuszczają, że mógł nigdy nie istnieć. Nieprawidłowości w tej sprawie nie dopatrzył się prezes Sądu Rejonowego w Poznaniu (w piśmie z września 1999 r.).
Także władze miasta przez przeszło rok nie widziały niczego niepokojącego w tym, że traciły kolejne nieruchomości, a reprezentujący miasto prawnicy zapominali się powołać na prawomocne stwierdzenie nabycia spadku przez skarb państwa, nie składali apelacji. Równocześnie w Kancelarii Ogólnej Urzędu Miasta ginęły ważne dokumenty, na przykład istotne dla sprawy zawiadomienie sadowe. Powołana w tej sprawie komisja doraźna stwierdziła, że "nie można ustalić osoby odpowiedzialnej za ten fakt". Ponadto jest co najmniej zaskakujące, że Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej oddawało kamienice natychmiast po orzeczeniu sądu, jakby z góry nie brało pod uwagę odwołania od niekorzystnej dla miasta decyzji.
Mechanizm przestępstwa był prosty: wyszukiwano nieruchomości, których prawowici właściciele zmarli wiele lat temu i nie przekazali majątku najbliższej rodzinie lub rodzina ta nie żyła.
- Fikcyjnych testamentów, spisanych rzekomo wiele lat temu, nie badali grafolodzy. Spadkobiercami byli ludzie obcy dla spadkodawców, ale nie budziło to wątpliwości sądu. Testamenty napisane zostały w podobnym stylu: właś-ciciel nieruchomości przekazywał swój majątek komuś spoza rodziny "w zamian za pomoc udzieloną podczas wojny" - mówi Magdalena Oleńska-Frąckowiak, rzecznik prasowy poznańskiej delegatury UOP. Wyszukiwano też kamienice prawomocnie przejęte przez skarb państwa po osobach, które podpisały volkslistę. Następnie odzyskiwali je spadkobiercy właścicieli i po nis-kiej cenie odsprzedawali organizatorom procederu. Znajdowano również osoby, które same zrzekły się budynków na rzecz miasta (nie mogąc pokryć kosztów remontów), a potem namawiano je do występowania o zwrot tego mienia.
Cudowne zmartwychwstania
W Krakowie prowadzonych jest kilkanaście śledztw związanych z bezprawnym przejęciem nieruchomości. Funkcjonariusze UOP podejrzewają, że za wyłudzeniem ośmiu kamienic w centrum miasta kryje się trzech znanych warszawskich przedsiębiorców, działających w imieniu pruszkowskiej mafii. W innej krakowskiej sprawie prokuratura zarzuciła niedopełnienie obowiązków notariusz Sylwii M. Władze miasta powołały w krakowskim magistracie zespół zajmujący się odzyskiwaniem przejętych nielegalnie kamienic. Obecnie badanych jest ponad tysiąc spraw.
Jedna z nich dotyczy kamienicy przy ul. Wenecja, należącej przed wojną do Anny Pomeranz, zastrzelonej podczas wojny przez Niemców w Przemyślu. Zginęli również jej mąż i dalsza rodzina. Tymczasem przed notariusz Elżbietą R. z Koszalina stawiła się Elżbieta Ł. i wylegitymowała paszportem wystawionym na nazwisko Anna Pomeranz (prawdziwa Anna Pomeranz miałaby ponad 120 lat). Przybył także Marcin W. posiadający notarialnie potwierdzone pełnomocnictwo do sprzedaży kamienicy. Kilka tygodni później sprzedał budynek Markowi S. z Kielc (za 300 tys. zł, podczas gdy cena rynkowa była co najmniej trzykrotnie wyższa).
W podobny sposób przejęto kamienicę przy ul. Czystej. Elżbieta Ł., 67-letnia rencistka z Bielska-Białej, wraz z Marcinem W. (tym samym, który występował w sprawie Anny Pomeranz) stawiła się w kancelarii notarialnej w Trzebiatowie. Kobieta legitymowała się sfałszowanym paszportem na nazwisko Leokadii Kuklińskiej, właścicielki kamienicy przy ul. Czystej 11. Marcin W. ponownie sprzedał kamienicę Markowi S. Proces w sprawie wyłudzenia kamienic przy ulicy Wenecja i Czystej toczy się w krakowskim sądzie. Elżbieta Ł. przyznała się, że za udział w oszustwie dostała 5 tys. zł od swego znajomego Grzegorza D. To właśnie Grzegorz D., trzydziestokilkuletni bezrobotny, stał za operacją przejmowania kamienic. Marcina W. poznał w więzieniu.
Metoda "na bliźniaka"
- Naszym zdaniem, te same osoby wyłudziły co najmniej osiem kamienic - mówi prowadząca sprawę Barbara Jasińska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Policja uważa jednak, że niewykształceni byli więźniowie nie byli pomysłodawcami przejmowania budynków. Zostali tylko wynajęci przez wspomnianych już warszawskich biznesmenów reprezentujących "Pruszków", którym patent najprawdopodobniej sprzedali poznaniacy.
- Kamienicę można także wyłudzić, podstawiając osobę noszącą takie samo imię i nazwisko jak zmarły właściciel - mówi prokurator Barbara Jasińska. Tak postąpiono przy przejmowaniu budynku przy ul. Lelewela Borelowskiego w Krakowie. Dwa lata temu do emeryta Jana K. z Nowej Huty zgłosił się Jerzy Sz., który oświadczył staruszkowi, że ten jest właścicielem nieruchomości w centrum Krakowa. Emeryt o niczym takim nie wiedział, lecz w końcu zgodził się sprzedać swe rzekome udziały za 100 tys. zł. Prawdziwy Jan K., doktor medycyny, kupił kamienicę w 1933 r. Nikogo w sądzie nie zdziwiło, że osoba podająca się za właściciela musiałaby kupić kamienicę jako niemowlę, a doktorat obronić w wieku przedszkolnym. Odnaleziony niespodziewanie Samuel P., dawny właściciel kamienicy przy ul. Dietla, powinien mieć ponad 120 lat. Fałszywy Samuel P. posługiwał się skradzionym, belgijskim paszportem.
Nieruchomości kupowano również na przetargach. Korzystając ze znajomości w urzędzie miasta, zainteresowani uczestniczyli w przetargu, o którym tylko oni wiedzieli. Czasem w przetargu brały też udział podstawieni przez nich konkurenci. W taki sposób cenne nieruchomości kupił na przykład Edward Śmigielski (ps. Tato), szef toruńskiej grupy przestępczej (opisywany w "Rzeczpospolitej"). Zapłacił za nie dziesięć razy mniej niż wynosiła cena rynkowa.
Więcej możesz przeczytać w 5/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.