Nie ma chętnych na usługi satelitarnej telefonii komórkowej. Jeszcze nie przebrzmiały echa kampanii reklamowej obiecującej telefony o światowym zasięgu, a już oferująca je firma Globalstar ogłosiła, że ma poważne kłopoty finansowe. Rysy na przedsięwzięciu powiększają się z każdym dniem. Globalstar nie jest jedynym przedsiębiorstwem telekomunikacyjnym, któremu inwestycje w tego typu usługi się nie udają.
Pierwszą firmą, która zamierzała uruchomić system telefonii satelitarnej dla masowego odbiorcy, było Iridium. Przedsiębiorstwo stworzone przez amerykańską Motorolę już na początku lat 90. miało gotową koncepcję umieszczenia w przestrzeni kosmicznej 77 niewielkich niskoorbitowych satelitów telekomunikacyjnych. Plan zrealizowano w końcu roku 1998. System działał bez zarzutu, choć liczbę satelitów zmniejszono do 66. Szybko okazało się jednak, że przedsięwzięcie nie przynosi zakładanych zysków. Trzy miesiące po jego sfinalizowaniu Iridium było bliskie bankructwa. Zamiast planowanych milionów abonentów doczekało się ich 50 tys. Kiedy dług firmy wzrósł do kilku miliardów dolarów, postanowiono ratować projekt. Obniżono koszty rozmów i aparatów telefonicznych. Nie na wiele się to jednak zdało. Na początku 2000 r. Iridium przestało istnieć jako operator, a satelity miały zostać zniszczone w ciągu dwóch lat. Według ostatnich doniesień, wyrok został odroczony, a nowe konsorcjum - Iridium Satellite - przejęło majątek upadłej firmy i wiosną rozpocznie świadczenie usług telekomunikacyjnych. Kieruje je jednak nie do zwykłych użytkowników, lecz do rządu Stanów Zjednoczonych, który interesuje się systemem ze względów militarnych.
Kiedy wiadomo już było, że Iridium pada, do boju ruszył konkurencyjny Globalstar. W skład tego konsorcjum weszły między innymi France Telecom, Alcatel oraz Qualcomm. Ich propozycja była nieco inna. Zainstalowano 48 satelitów, część zadań przenosząc na 38 naziemnych stacji przekaźnikowych i współpracujących z Globalstarem operatorów. Wprowadzono tańsze, mniejsze i lżejsze aparaty oraz niższe opłaty. Konsorcjum próbowało połączyć telefonię satelitarną z komórkową i wykorzystać atuty obu systemów. Już się wydawało, że wszystko idzie zgodnie z planem, ale w połowie stycznia 2001 r. firma ogłosiła, że nie może uregulować długu, który wynosi 3 mld USD. Bernard Schwartz, prezes Globalstara, zapowiedział, że przedsiębiorstwo skoncentruje się nie na biznesmenach, lecz organizacjach rządowych i wojsku. Poinformował także, że do tej pory udało się pozyskać około 15 tys. użytkowników. Brzmi to zabawnie, jeśli weźmie się pod uwagę, że operatorzy GSM mają przeciętnie kilka milionów abonentów, a na świecie z tego systemu korzysta ponad 300 mln osób.
Coraz więcej wskazuje na to, że koncepcja budowy ogólnoświatowej satelitarnej telefonii przenośnej skazana jest na niepowodzenie. Z prostego powodu: na razie jej nie potrzebujemy. Na co dzień z powodzeniem wystarcza nam telefon komórkowy, a nieliczni, od czasu do czasu wybierający się w Himalaje lub podróżujący po otwartym morzu, zazwyczaj dysponują radiostacjami. Miesięcznik "Forbes" zapytał retorycznie, ile firm musi jeszcze upaść, aby inwestorzy uwierzyli w brak zainteresowania telefonią satelitarną. Najwyżej jeszcze jedna. Wszak do trzech razy sztuka.
Więcej możesz przeczytać w 5/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.