Mark Knopfler był mózgiem i liderem słynnej brytyjskiej grupy Dire Straits, nic więc dziwnego, że jego drugi solowy album przypomina brzmieniowo dokonania tego zespołu. Płyta "Sailing To Philadelphia" to ukłon w stronę amerykańskiej muzyki, od bluesa po country, z którą Knopfler flirtuje od dawna. Solówki wyrafinowanej, z reguły stonowanej gitary tego artysty ubarwiają wszystkie utwory (każdy inaczej zaaranżowany), a jego płaski głos nabrał wreszcie trochę głębi.
PŁYTA
Mark Knopfler był mózgiem i liderem słynnej brytyjskiej grupy Dire Straits, nic więc dziwnego, że jego drugi solowy album przypomina brzmieniowo dokonania tego zespołu. Płyta "Sailing To Philadelphia" to ukłon w stronę amerykańskiej muzyki, od bluesa po country, z którą Knopfler flirtuje od dawna. Solówki wyrafinowanej, z reguły stonowanej gitary tego artysty ubarwiają wszystkie utwory (każdy inaczej zaaranżowany), a jego płaski głos nabrał wreszcie trochę głębi. Nieco karaibskie "El Macho", duet z Vanem Morrisonem w "The Last Laugh" czy ostrzejsze "Speedway At Nazareth" to moi faworyci, ale fanom Dire Straits spodobają się wszystkie kompozycje mistrza. Wybitny nudziarz tym razem pokazał naprawdę dużą klasę i udowodnił, że nie potrzebuje już wsparcia dawnego zespołu.
Roman Rogowiecki
Wydarzenia - POLSKA
Festiwal twórczości Gioacchina Rossiniego w Warszawie - tego jeszcze nie było! Piekielnie trudne dzieła mistrza opery buffo wymagają od wykonawców nie tylko znakomitych głosów i nie lada wirtuozerii, ale i ogromnego poczucia humoru połączonego ze zdolnościami aktorskimi. Poza "Cyrulikiem sewilskim" na polskich scenach pojawia się niewiele dzieł Rossiniego. Tę zaległość odrabia dziś Warszawska Opera Kameralna, podobnie jak wcześniej zrobiła to w dziedzinie oper Mozarta i Monteverdiego. Po tych dwóch mistrzach to już trzeci, któremu instytucja ta poświęca cykl monograficzny.
I Festiwal Gioacchina Rossiniego w Warszawie rozpoczął się 25 stycznia od premiery: wystawiono jedno z najpopularniejszych dzieł włoskiego kompozytora - "Srokę złodziejkę", w realizacji Ryszarda Peryta i Andrzeja Sadowskiego, pod kierownictwem muzycznym Rubena Silvy.
W Polsce poza uwerturą nie grano tego utworu od końca XIX wieku. "Sroka" jest komediodramatem - fragmenty satyryczne przeplatają się z historią tragicznego nieporozumienia, którego główna bohaterka, Ninetta (w tej roli znakomita Marzanna Rudnicka), omal nie przypłaca życiem, oskarżona o kradzież. Prawdziwym winowajcą okazuje się oczywiście tytułowa sroka. Na festiwalu usłyszymy też koncert rzadko w Polsce wykonywanych pieśni z cyklów "Wieczory muzyczne" i "Grzechy starości" oraz obejrzymy spektakle, które miały już premiery w poprzednich latach: "Weksel małżeński", "Cyrulika sewilskiego", "Il signor Bruschino", "Kopciuszka", "Włoszkę w Algierze" oraz "Turka w Italii" (wszystkie w wersjach oryginalnych, co jest zasadą w WOK). Festiwal potrwa do 22 lutego.
Dorota Szwarcman
Polska ugrzęzła w beznadziei, z której nie sposób wydobyć się ani wódką, ani gangsterką. Bogusław Linda, dobiegający pięćdziesiątki reżyser i odtwórca roli głównego bohatera "Sezonu na leszcza", podlizuje się tą diagnozą widowni młodszej prawie o dwie generacje. Niestety, bez wdzięku.
Film składa się z dwóch historii. Pierwsza to przewód dydaktyczny z udziałem młodocianych przestępców, a druga - obrazki z alkoholowej wegetacji prowincjonalnego gliny. Taki rozstrzał tematyczny ma przekonać opornych, że w III RP ludziom z aspiracjami i fantazją nic nie może się udać. Oto rodzeństwo nastolatków, Laska i Figlarz, którym los zgotował wegetację w rodzinie z marginesu, a ekspansywne lata 90. wpompowały w nich głód życia na poziomie teksańskich potentatów naftowych rodem z "Dynastii". Biedactwa nie wytrzymują ciśnienia i zabierają się do zdobycia fortuny najprostszą metodą: jadą do banku kradzioną bryką, by zrabować trochę pieniędzy na własne potrzeby. Już w następnej scenie okazuje się jednak, że wpadają w podwójną pułapkę. Tę mniej groźną zastawia rutynowo ochrona banku, która zabija prowodyra rabunku (efektowne podrygi pokrytego keczupem Roberta Gonery). W dużo groźniejszą zasadzkę dzieciaki zostały wpędzone przez scenarzystów filmu, którzy każą im wierzyć - i to samo suflują mło-dej widowni - że gdy człowiek wywodzi się z marginesu, a ma ambicje finansowe, to nie ma dla niego innej drogi niż rabunek.
Do tej fabułki przylega - na długość jednej minuty - historia gliniarza z drogówki, w której Bogusław Linda wykorzystał zaszłości swoich poprzednich policyjnych ról. Podobnie jak w "Psach" zostawiła go żona, najwidoczniej także "zła kobieta", bo związała się z małomiasteczkowym gangsterem o manierach pomocnika fryzjerskiego. Tak jak w "Psach" policjant pije oraz rozpracowuje lokalną mafię. Tyle że bez wdzięku i napięcia. W "Sezonie na leszcza" Linda pokornie drepcze za niewartą go małżonką, której bardziej imponują szemrani dorobkiewicze. Alkohol nie przynosi uwznioślenia i determinacji, tylko bełkot i wymioty. Z przełożonym nie pozwala sobie na cyniczne pogwarki, tylko staje przed nim na baczność, kiedy jest opieprzany. Zresztą bylejakość życia jest tak powszechna, że nawet głupio byłoby od niej odstępować. Policjant, któremu drobny złodziejaszek podprowadził spod komendy firmowy wóz, nie ma na tyle dumy osobistej i zawodowej, by zuchwalcowi dać nauczkę. Wystarczy mu pokazać zdobytą na lewo flaszkę wódki, a już zapomina o śledztwie i klei się do najbliższego baru.
Co gorsza, ta wszechobecna taryfa ulgowa przenosi się także na samą materię filmu. Twórcy poskąpili na postsynchrony i nie słychać połowy dialogów. Poza tym szwankuje zestrojenie czasu: to, co w jednej opowieści rozgrywa się w ciągu godziny, w drugiej - rzekomo równoległej - zajmuje kilka dni.
Linda poskromił swoje gwiazdorstwo i odgrywa dosyć poprawnie rolę - jest zarośnięty, zszarzały, twarz często chowa w cieniu. Od pierwszych kadrów nie zanosi się, by wprost do widza wygłosił bodaj skromną replikę kultowego: "Nie chce mi się z tobą gadać". To jasne.
Wiesław Kot
KSIĄŻKA
W najbliższych dniach pojawi się w księgarniach "Harry Potter i więzień Azbakanu" Joanne K. Rowling - trzeci tom przygód małego czarodzieja. Tym razem Harry musi się zmierzyć z Syriuszem Blakiem, uciekinierem z pilnie strzeżonego więzienia. Trzynastoletni czarnoksiężnik stał się ulubieńcem nie tylko dzieci, do których opowieści Rowling są kierowane, ale również ich rodziców. Harry uświadamia bowiem, w jaki sposób pokonywać głęboko skrywane lęki. Pomaga porządkować świat, w którym można się czuć bezpiecznie pod warunkiem, że włożymy nieco wysiłku w to, by ujarzmić strach. Pomocne okazują się zaklęcia. Działają jednak tylko wtedy, gdy skupimy się na bardzo szczęśliwym wspomnieniu. Wydaje się więc, że sztuka życia polega na tym, by takie wspomnienia mieć w zanadrzu. To, co czyni tę książkę godną polecenia, to przede wszystkim jednak brak napuszonego dydaktyzmu. Zdaniem pedagogów, Joanne K. Rowling jest jedną z niewielu autorek tak doskonale rozumiejących dziecięcy świat. Przeciwstawia mu krainę mugoli, czyli przeciętnych, niemagicznych ludzi. Już na kilka tygodni przed oficjalną polską premierą trzeci tom został sprzedany do hurtowni w nakładzie 200 tys. egzemplarzy. Pierwszy i drugi tom kupiło w Polsce prawie 300 tys. osób. Na świecie sprzedano ponad 300 mln książek o Harrym Potterze. Fenomen potteromanii sprawił, że powstaje film o małym czarnoksiężniku (reżyserem będzie Chris Columbus, który zrealizował wcześniej komedię "Kevin sam w domu"). Premierę zaplanowano na listopad. A już 3 lutego w warszawskiej Stodole odbędzie się zjazd fanów Harry’ego Pottera. (AZ)
Mark Knopfler był mózgiem i liderem słynnej brytyjskiej grupy Dire Straits, nic więc dziwnego, że jego drugi solowy album przypomina brzmieniowo dokonania tego zespołu. Płyta "Sailing To Philadelphia" to ukłon w stronę amerykańskiej muzyki, od bluesa po country, z którą Knopfler flirtuje od dawna. Solówki wyrafinowanej, z reguły stonowanej gitary tego artysty ubarwiają wszystkie utwory (każdy inaczej zaaranżowany), a jego płaski głos nabrał wreszcie trochę głębi. Nieco karaibskie "El Macho", duet z Vanem Morrisonem w "The Last Laugh" czy ostrzejsze "Speedway At Nazareth" to moi faworyci, ale fanom Dire Straits spodobają się wszystkie kompozycje mistrza. Wybitny nudziarz tym razem pokazał naprawdę dużą klasę i udowodnił, że nie potrzebuje już wsparcia dawnego zespołu.
Roman Rogowiecki
Wydarzenia - POLSKA
Festiwal twórczości Gioacchina Rossiniego w Warszawie - tego jeszcze nie było! Piekielnie trudne dzieła mistrza opery buffo wymagają od wykonawców nie tylko znakomitych głosów i nie lada wirtuozerii, ale i ogromnego poczucia humoru połączonego ze zdolnościami aktorskimi. Poza "Cyrulikiem sewilskim" na polskich scenach pojawia się niewiele dzieł Rossiniego. Tę zaległość odrabia dziś Warszawska Opera Kameralna, podobnie jak wcześniej zrobiła to w dziedzinie oper Mozarta i Monteverdiego. Po tych dwóch mistrzach to już trzeci, któremu instytucja ta poświęca cykl monograficzny.
I Festiwal Gioacchina Rossiniego w Warszawie rozpoczął się 25 stycznia od premiery: wystawiono jedno z najpopularniejszych dzieł włoskiego kompozytora - "Srokę złodziejkę", w realizacji Ryszarda Peryta i Andrzeja Sadowskiego, pod kierownictwem muzycznym Rubena Silvy.
W Polsce poza uwerturą nie grano tego utworu od końca XIX wieku. "Sroka" jest komediodramatem - fragmenty satyryczne przeplatają się z historią tragicznego nieporozumienia, którego główna bohaterka, Ninetta (w tej roli znakomita Marzanna Rudnicka), omal nie przypłaca życiem, oskarżona o kradzież. Prawdziwym winowajcą okazuje się oczywiście tytułowa sroka. Na festiwalu usłyszymy też koncert rzadko w Polsce wykonywanych pieśni z cyklów "Wieczory muzyczne" i "Grzechy starości" oraz obejrzymy spektakle, które miały już premiery w poprzednich latach: "Weksel małżeński", "Cyrulika sewilskiego", "Il signor Bruschino", "Kopciuszka", "Włoszkę w Algierze" oraz "Turka w Italii" (wszystkie w wersjach oryginalnych, co jest zasadą w WOK). Festiwal potrwa do 22 lutego.
Dorota Szwarcman
Polska ugrzęzła w beznadziei, z której nie sposób wydobyć się ani wódką, ani gangsterką. Bogusław Linda, dobiegający pięćdziesiątki reżyser i odtwórca roli głównego bohatera "Sezonu na leszcza", podlizuje się tą diagnozą widowni młodszej prawie o dwie generacje. Niestety, bez wdzięku.
Film składa się z dwóch historii. Pierwsza to przewód dydaktyczny z udziałem młodocianych przestępców, a druga - obrazki z alkoholowej wegetacji prowincjonalnego gliny. Taki rozstrzał tematyczny ma przekonać opornych, że w III RP ludziom z aspiracjami i fantazją nic nie może się udać. Oto rodzeństwo nastolatków, Laska i Figlarz, którym los zgotował wegetację w rodzinie z marginesu, a ekspansywne lata 90. wpompowały w nich głód życia na poziomie teksańskich potentatów naftowych rodem z "Dynastii". Biedactwa nie wytrzymują ciśnienia i zabierają się do zdobycia fortuny najprostszą metodą: jadą do banku kradzioną bryką, by zrabować trochę pieniędzy na własne potrzeby. Już w następnej scenie okazuje się jednak, że wpadają w podwójną pułapkę. Tę mniej groźną zastawia rutynowo ochrona banku, która zabija prowodyra rabunku (efektowne podrygi pokrytego keczupem Roberta Gonery). W dużo groźniejszą zasadzkę dzieciaki zostały wpędzone przez scenarzystów filmu, którzy każą im wierzyć - i to samo suflują mło-dej widowni - że gdy człowiek wywodzi się z marginesu, a ma ambicje finansowe, to nie ma dla niego innej drogi niż rabunek.
Do tej fabułki przylega - na długość jednej minuty - historia gliniarza z drogówki, w której Bogusław Linda wykorzystał zaszłości swoich poprzednich policyjnych ról. Podobnie jak w "Psach" zostawiła go żona, najwidoczniej także "zła kobieta", bo związała się z małomiasteczkowym gangsterem o manierach pomocnika fryzjerskiego. Tak jak w "Psach" policjant pije oraz rozpracowuje lokalną mafię. Tyle że bez wdzięku i napięcia. W "Sezonie na leszcza" Linda pokornie drepcze za niewartą go małżonką, której bardziej imponują szemrani dorobkiewicze. Alkohol nie przynosi uwznioślenia i determinacji, tylko bełkot i wymioty. Z przełożonym nie pozwala sobie na cyniczne pogwarki, tylko staje przed nim na baczność, kiedy jest opieprzany. Zresztą bylejakość życia jest tak powszechna, że nawet głupio byłoby od niej odstępować. Policjant, któremu drobny złodziejaszek podprowadził spod komendy firmowy wóz, nie ma na tyle dumy osobistej i zawodowej, by zuchwalcowi dać nauczkę. Wystarczy mu pokazać zdobytą na lewo flaszkę wódki, a już zapomina o śledztwie i klei się do najbliższego baru.
Co gorsza, ta wszechobecna taryfa ulgowa przenosi się także na samą materię filmu. Twórcy poskąpili na postsynchrony i nie słychać połowy dialogów. Poza tym szwankuje zestrojenie czasu: to, co w jednej opowieści rozgrywa się w ciągu godziny, w drugiej - rzekomo równoległej - zajmuje kilka dni.
Linda poskromił swoje gwiazdorstwo i odgrywa dosyć poprawnie rolę - jest zarośnięty, zszarzały, twarz często chowa w cieniu. Od pierwszych kadrów nie zanosi się, by wprost do widza wygłosił bodaj skromną replikę kultowego: "Nie chce mi się z tobą gadać". To jasne.
Wiesław Kot
KSIĄŻKA
W najbliższych dniach pojawi się w księgarniach "Harry Potter i więzień Azbakanu" Joanne K. Rowling - trzeci tom przygód małego czarodzieja. Tym razem Harry musi się zmierzyć z Syriuszem Blakiem, uciekinierem z pilnie strzeżonego więzienia. Trzynastoletni czarnoksiężnik stał się ulubieńcem nie tylko dzieci, do których opowieści Rowling są kierowane, ale również ich rodziców. Harry uświadamia bowiem, w jaki sposób pokonywać głęboko skrywane lęki. Pomaga porządkować świat, w którym można się czuć bezpiecznie pod warunkiem, że włożymy nieco wysiłku w to, by ujarzmić strach. Pomocne okazują się zaklęcia. Działają jednak tylko wtedy, gdy skupimy się na bardzo szczęśliwym wspomnieniu. Wydaje się więc, że sztuka życia polega na tym, by takie wspomnienia mieć w zanadrzu. To, co czyni tę książkę godną polecenia, to przede wszystkim jednak brak napuszonego dydaktyzmu. Zdaniem pedagogów, Joanne K. Rowling jest jedną z niewielu autorek tak doskonale rozumiejących dziecięcy świat. Przeciwstawia mu krainę mugoli, czyli przeciętnych, niemagicznych ludzi. Już na kilka tygodni przed oficjalną polską premierą trzeci tom został sprzedany do hurtowni w nakładzie 200 tys. egzemplarzy. Pierwszy i drugi tom kupiło w Polsce prawie 300 tys. osób. Na świecie sprzedano ponad 300 mln książek o Harrym Potterze. Fenomen potteromanii sprawił, że powstaje film o małym czarnoksiężniku (reżyserem będzie Chris Columbus, który zrealizował wcześniej komedię "Kevin sam w domu"). Premierę zaplanowano na listopad. A już 3 lutego w warszawskiej Stodole odbędzie się zjazd fanów Harry’ego Pottera. (AZ)
Więcej możesz przeczytać w 5/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.