W Polsce o objęciu stanowisk państwowych faktycznie przesądza polityczne poparcie. Partyjne roszady Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska ożywiły dyskusję na temat zasad obsadzania stanowisk państwowych. Secesjoniści opuścili bowiem dotychczasowe partie i przeszli do nowego obozu nie sami, lecz ze stanowiskami piastowanymi z poprzedniego nadania. Oburzyło to porzuconych kolegów, którzy zażądali od politycznych rozwodników, aby wraz z zerwaniem starego małżeństwa zrezygnowali także z przypisanych do niego profitów.
Partyjne roszady Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska ożywiły dyskusję na temat zasad obsadzania stanowisk państwowych. Secesjoniści opuścili bowiem dotychczasowe partie i przeszli do nowego obozu nie sami, lecz ze stanowiskami piastowanymi z poprzedniego nadania. Oburzyło to porzuconych kolegów, którzy zażądali od politycznych rozwodników, aby wraz z zerwaniem starego małżeństwa zrezygnowali także z przypisanych do niego profitów. Ci stanowczo odmówili, argumentując, że sprawują swoje urzędy dzięki poparciu wyrażonemu w demokratycznych wyborach, a ich wyników nikt nigdy nie kwestionował.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że obie strony mają rację. Nie ulega wątpliwości, że Maciej Płażyński został marszałkiem Sejmu dlatego, iż rekomendował go na to stanowisko największy klub parlamentarny, czyli AWS. Ale jest też nie mniej oczywiste, że został wybrany głosami większości posłów i jest mandatariuszem całej izby, a nie jednego ugrupowania. Podobnie zinterpretować można przypadek wicemarszałka Senatu Donalda Tuska i pozostałych secesjonistów pełniących mniej eksponowane funkcje.
Całe zamieszanie bierze się z podwójnej legitymizacji wielu stanowisk państwowych. Formalnie obejmuje się je w wyniku określonych procedur wyborczych, ale faktycznie przesądza o tym wcześniej udzielone polityczne poparcie. Niejednokrotnie wiąże się ono z zawarciem szerszej umowy. Na przykład skład prezydium Sejmu jest uzgadniany przez wszystkie liczące się kluby poselskie.
Za rekomendacjami nie stoi żaden przepis, lecz wyłącznie obyczaj utrwalony codzienną praktyką ustrojową. Jak to ze zwyczajami bywa, można je naruszyć i nie złamać prawa, nie znaczy to jednak, że robi się to bezkarnie. Ze sprzeniewierzaniem się podobnym regułom jest jak z niepłaceniem długów. Za niewywiązanie się z tych nie potwierdzonych wekslem nie grozi żadna formalna sankcja, ale też nie da się tego uczynić bez skazy na honorze.
Secesjoniści mają więc twardy orzech do zgryzienia. By działać skutecznie, bardzo potrzebują posiadanych z poprzedniego nadania godności. Mogą je jednak utrzymać tylko za cenę splamienia honoru. Partyjni zbójcy mało by się tym przejęli, ale dla pretendentów do tytułu dżentelmena polityki to przeszkoda wysoka jak Himalaje.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że obie strony mają rację. Nie ulega wątpliwości, że Maciej Płażyński został marszałkiem Sejmu dlatego, iż rekomendował go na to stanowisko największy klub parlamentarny, czyli AWS. Ale jest też nie mniej oczywiste, że został wybrany głosami większości posłów i jest mandatariuszem całej izby, a nie jednego ugrupowania. Podobnie zinterpretować można przypadek wicemarszałka Senatu Donalda Tuska i pozostałych secesjonistów pełniących mniej eksponowane funkcje.
Całe zamieszanie bierze się z podwójnej legitymizacji wielu stanowisk państwowych. Formalnie obejmuje się je w wyniku określonych procedur wyborczych, ale faktycznie przesądza o tym wcześniej udzielone polityczne poparcie. Niejednokrotnie wiąże się ono z zawarciem szerszej umowy. Na przykład skład prezydium Sejmu jest uzgadniany przez wszystkie liczące się kluby poselskie.
Za rekomendacjami nie stoi żaden przepis, lecz wyłącznie obyczaj utrwalony codzienną praktyką ustrojową. Jak to ze zwyczajami bywa, można je naruszyć i nie złamać prawa, nie znaczy to jednak, że robi się to bezkarnie. Ze sprzeniewierzaniem się podobnym regułom jest jak z niepłaceniem długów. Za niewywiązanie się z tych nie potwierdzonych wekslem nie grozi żadna formalna sankcja, ale też nie da się tego uczynić bez skazy na honorze.
Secesjoniści mają więc twardy orzech do zgryzienia. By działać skutecznie, bardzo potrzebują posiadanych z poprzedniego nadania godności. Mogą je jednak utrzymać tylko za cenę splamienia honoru. Partyjni zbójcy mało by się tym przejęli, ale dla pretendentów do tytułu dżentelmena polityki to przeszkoda wysoka jak Himalaje.
Więcej możesz przeczytać w 5/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.