Nawet byli funkcjonariusze KPZR szukają dokumentów świadczących o szlacheckim pochodzeniu przodków. Jest taka scena w słynnym filmie Nikity Michałkowa "Cyrulik syberyjski", kiedy car Aleksander III ze łzami w oczach spogląda na rotę młodych kadetów, przyszłych oficerów. Rozlega się hymn "Boże, Cara chrani" i po twarzy imperatora spływa łza - mówiąc to, Siergiej Sapuleckij, sekretarz Stowarzyszenia Ziemian, ma wilgotne oczy. "Cyrulik syberyjski" to dla niego jego historia. Przez wiele lat był skromnym geodetą, pracował na państwowej posadzie i "w chwili słabości" został członkiem partii komunistycznej.
Dziś jest "strażnikiem świętego ognia". Piewcą świetlanej rosyjskiej przeszłości. Przeszłość z jego opowieści jest podobna do tej z filmu Michałkowa, w którym niedźwiedzie piją wódkę z miski, a język angielski znają nie tylko kadeci i mieszkańcy Moskwy, ale także… strażnik więzienia na Butyrkach. To czasy, w których honor kobiety liczył się bardziej niż cokolwiek innego na świecie. Problem w tym, że takiej Rosji nigdy nie było.
- To naturalne, że po latach przedstawiania carskiej Rosji jako kraju nędzy i wyzysku teraz część mediów pokazuje ją jako kraj mlekiem i miodem płynący. To zwykłe odreagowanie - uważa Aleksiej Muchin, politolog. Nagle wielu Rosjan przypomniało sobie o szlacheckich czy wręcz arystokratycznych korzeniach. Stowarzyszenia szlacheckie wyrastają jak grzyby po deszczu. Odzywają się głosy, że państwo powinno zwrócić dawnym właścicielom to, co zabrali komuniści. "Dworianskie sobrania" - jak to, w którym działa Sapuleckij - co jakiś czas próbują przedstawiać projekty reprywatyzacyjne.
Muchin twierdzi jednak, że w Rosji nie może być mowy o zwrocie dawnych majątków. Po tylu latach jest to niemożliwe technicznie. Odradzający się sentyment do "białej Rosji" nie przekłada się na wpływy polityczne. Dawni właściciele nie mają reprezentacji w radach miast czy guberni, nie mówiąc o Dumie. Nieliczne i kanapowe partie monarchistów praktycznie się nie liczą. Zresztą w Rosji nie przygotowano nawet ustawy o obrocie ziemią.
Na biuro osobistego sekretarza imperatorskiej rodziny Romanowów Aleksandra Zakatowa składają się dwa maleńkie pokoiki na szóstym piętrze rozpadającej się moskiewskiej kamienicy. Na ścianach portrety carów, fotografie imperatorskiej familii z Hiszpanii, antyczne meble i mnóstwo starych książek. - Pomysły o ustawie reprywatyzacyjnej są skierowane przeciwko Romanowom - obrusza się Zakatow. - Mówię to jako osobisty sekretarz familii i jej przedstawiciel w Rosji - podkreśla. Oficjalnie imperatorska rodzina Romanowów zrzekła się pretensji do swego majątku w Rosji. Złożyła jednak propozycję, aby państwo przekazało jej dwie rezydencje - letnią i zimową - oraz wypłacało jakąś sumę na utrzymanie. To jeden z warunków jej powrotu do Rosji.
Mówiąc o "rodzinie imperatorskiej", Aleksander Zakatow myśli o mieszkających w Madrycie potomkach wielkiego księcia Kiryła Władimirowicza, który był wnukiem cara Aleksandra II. Głową rodu jest jego wnuczka, wielka księżna Maria, a jej następcą - siedemnastoletni książę Gieorgij. To ich dzisiejsze władze Rosji uznają za pretendentów do tronu, choć Romanowowie mieszkający w Paryżu czy Londynie wcale nie są tego pewni. Podczas uroczystości wyniesienia na ołtarze ostatniego cara Mikołaja II i jego rodziny, zamordowanych przez bolszewików w Jekaterynburgu, wielka księżna Maria i Gieorgij reprezentowali carską familię.
Sam sekretarz twierdzi, że nikt poważny nie myśli o oddaniu władzy Romanowom. - Chodzi tylko o to, aby imperatorska rodzina powróciła do Rosji, a to będzie możliwe po podpisaniu układu z państwem. Zakatow chciałby, aby w umowie określono prawa rodu do pełnienia funkcji reprezentacyjnych i pewnych stałych dochodów. Ostatnio pojawiła się propozycja, aby książę Gieorgij rozpoczął studia w Petersburskiej Akademii Marynarki Wojennej. - Jest tradycją Rosji, że następca tronu zostaje oficerem - mówi Zakatow. - Chodzi o to, aby zapełnić ideową pustkę po rozpadzie ZSRR.
Zdaniem Muchina, Rosja przeżywa "okres anarchii i łączenia sprzecznych tradycji historycznych". Prezydent Putin, wprowadzając nowe symbole państwowe, wybrał drogę konwergencji. Godłem państwa jest znów dwugłowy orzeł Romanowów, ale hymnem pozostała muzyka Aleksandrowa, pisana jako hymn bolszewików. - Można zrozumieć intencje prezydenta pragnącego zbudować nową tożsamość narodową, ale mało prawdopodobne, aby jego wysiłki były skuteczne - zauważa Muchin.
Najbardziej znanym krytykiem przywrócenia radzieckiego hymnu i zwolennikiem "powrotu do korzeni" jest Aleksander Sołżenicyn. Odnowienia Rosji sławny pisarz dopatruje się we wskrzeszeniu monarchii, "odrodzeniu prawosławia i duchowości". Chce Rosji mocarstwowej, przewodzącej Słowiańszczyźnie. Taka Rosja jest wrogo nastawiona do Zachodu. Tego rodzaju poglądy są typowe dla wszelkiej maści słowianofilów, monarchistów czy - jak sami siebie nazywają - patriotów.
Tęsknota za dawnymi czasami nie przekłada się na poparcie polityczne dla monarchistów. Co najwyżej jest to rodzaj nostalgii. - Może 10 proc. Rosjan pragnęłoby powrotu Romanowów, ale pewnie 90 proc. chciałoby się pochwalić przodkiem, który służył na dworze carskim, pochodził z ziemiaństwa lub przynajmniej z porządnego kupieckiego rodu - mówi Muchin. Nawet byli funkcjonariusze KPZR szukają dokumentów świadczących o szlacheckim pochodzeniu antenatów.
- Wielu rosyjskich biznesmenów chciałoby mieć order przyznany przez głowę familii Romanowów. Oferują za to nawet wysokie sumy, ale zapewniam, że wdzięczność imperatorskiej rodziny nie jest na sprzedaż - podkreśla Zakatow. Pojawiły się fałszywe związki i stowarzyszenia ziemian, które sprzedają dawne odznaczenia, chociaż nie mają do tego prawa. W Petersburgu właściciel firmy budowlanej założył fundację, która przyznawała carski Order Świętego Stanisława i inne odznaczenia. Najpierw dekorowano ludzi z kręgów władzy - za darmo. Później majętni dostawali propozycję kupna odznaczeń za kilka tysięcy dolarów. Chętnych nie brakowało, lecz po awanturze wszczętej przez gazety proceder trzeba było zakończyć.
Na sentymencie próbują zarobić także inni. Na rynku pojawiają się firmy czy produkty istniejące w czasach przedrewolucyjnych. Borys Smirnow założył w Moskwie dom handlowy. Wódkę "Smirnow" wytwarzano i w ZSRR, ale według właścicieli Domu Handlowego Smirnow, tylko ich trunek o nazwie "Borys Smirnow" miał właściwości alkoholu produkowanego przez znaną rodzinę jeszcze w czasach carskich. Smirnow pokłócił się jednak z pozostałymi akcjonariuszami firmy, w tym cypryjską spółką ACU Trading Ltd. Efekt jest taki, że teraz dwóch producentów oferuje wódkę "Borys Smirnow".
Aleksander Zakatow wszystkie próby zarobienia na nostalgii nazywa "szalbierstwem". Zapewnia, że jemu chodzi jedynie o powrót do ojczyzny rodziny imperatorskiej. Według niego, arcyksiężna Maria jest w stałym kontakcie z Władimirem Putinem. Ponoć znają się jeszcze z czasów, kiedy obecny prezydent był zastępcą burmistrza Petersburga Anatolija Sobczaka. Kiedy może nastąpić przyjazd rodziny? - Może za rok, może za pięć lat, nie ode mnie to zależy - mówi. - I wówczas będzie jak w filmie Michałkowa: łaskawy pan i szczęśliwi poddani? - próbuję go sprowokować. - Nie, bo "Cyrulik syberyjski" to bajka, a życie wygląda trochę inaczej - słyszę w odpowiedzi. - Poza tym, gdyby było tak dobrze, jak to przedstawia Michałkow, nie doszłoby do rewolucji. Ale może przynajmniej Rosja odzyska stabilność i powrócą dawne wartości.
Więcej możesz przeczytać w 6/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.