Długi czeboli są nadal ogromne, a główny odbiorca koreańskich produktów, Stany Zjednoczone, traci dynamikę gospodarczą. W ostatnim szkicu była mowa o azjatyckich "tygrysach", które wpadły w kryzys. Dziś skoncentruję się na jednym z nich - Korei Południowej.
W latach 1994-1997 południowokoreański PKB rósł przeciętnie o 8 proc. rocznie, bezrobocie niewiele przekraczało 2 proc., inflacja wynosiła 5 proc., dług publiczny nie przekraczał 11 proc. PKB. Były to imponujące wyniki.
W latach 1994-1997 południowokoreański PKB rósł przeciętnie o 8 proc. rocznie, bezrobocie niewiele przekraczało 2 proc., inflacja wynosiła 5 proc., dług publiczny nie przekraczał 11 proc. PKB. Były to imponujące wyniki.
I nagle jesienią 1997 r. wybuchł kryzys: ucieczka zagranicznego kapitału, wymuszona dewaluacja, krach finansowy krajowych banków i korporacji. Imponującym wskaźnikom towarzyszyło bowiem szybkie narastanie zagrożenia w postaci krótkoterminowego zadłużenia zagranicznego koreańskich banków i innych instytucji finansowych oraz wielkich konglomeratów (czeboli). Dług zaciągnięty za granicą wynosił w 1994 r. 15 mld USD, a pod koniec 1996 r. już 108 mld USD, z czego dwie trzecie przypadało na zadłużenie krótkoterminowe. Jednocześnie spadały rezerwy dewizowe: w 1996 r. stanowiły one równowartość dwóch miesięcy importu, a w 1997 r. - tylko 0,6 miesiąca (dla porównania w Polsce pod koniec 2000 r. rezerwy oficjalne pokrywały 7,5 miesiąca importu).
Do gwałtownego wzrostu krótkoterminowego zadłużenia zagranicznego przyczyniła się wadliwa interwencja państwa. Władze Korei Południowej pozostawiły bowiem restrykcje wobec napływu zagranicznych inwestycji bezpośrednich, obecności międzynarodowych banków w tym kraju oraz zaciągania pożyczek długoterminowych, a zliberalizowały przepisy dotyczące zadłużenia krótkoterminowego. Towarzyszył temu słaby nadzór nad bankami i innymi instytucjami finansowymi. Równocześnie nieformalne powiązania w "trójkącie bermudzkim": rząd - instytucje finansowe - konglomeraty (czebole) napędzały ekspansję inwestycji. W tych warunkach presja inwestycyjna musiała zachęcać do zwiększania krótkookresowych długów za granicą.
Świadomość chwiejnej sytuacji finansowej Korei Południowej rozpowszechniła się nagle wśród inwestorów zagranicznych. Bodźcem był tu wcześniejszy kryzys w Tajlandii w sierpniu 1997 r. Od tego momentu koreańskie banki i korporacje zaczęły natrafiać na rosnące problemy z "rolowaniem" krótkoterminowych długów zagranicznych, rozpoczął się odpływ kapitału, co oznaczało narastającą presję na sztywny kurs wona. W ostatnich dniach listopada 1997 r. południowokoreański bank centralny sprzedawał 1-2 mld USD dziennie. Była to sytuacja nie do utrzymania - rezerwy dewizowe kurczyły się w gwałtownym tempie. W rezultacie nastąpiła deprecjacja wona o 50 proc., a to z kolei ujawniło ogromne problemy w bankach i wielkich korporacjach.
Rozkręcaniu się kryzysu towarzyszyły negocjacje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, zakończone trzyletnim porozumieniem w grudniu 1997 r. Jego główne elementy to:
w pakiet kredytów mających na celu szybkie ustabilizowanie sytuacji - przerwanie kryzysu zaufania i ucieczki kapitału; w uzgodnienia dotyczące polityki makroekonomicznej; w pakiet reform strukturalnych, które miały wyeliminować instytucjonalne przyczyny kryzysu.
Pakiet finansowy o ogromnej skali (58 mld USD) zdołał z pewnym opóźnieniem osiągnąć swój cel. Pomogło tu również porozumienie z międzynarodowymi bankami na początku 1998 r., wydłużające terminy spłaty długów. Polityka makroekonomiczna, zwłaszcza monetarna, została w pierwszej fazie zaostrzona, aby przeciwdziałać nie kontrolowanemu spadkowi kursu wona. Po osiągnięciu stabilizacji złagodzono politykę makroekonomiczną.
Szczególnie wielkie znaczenie przypisywano - i słusznie - reformom strukturalnym. Wynikało to z dużego znaczenia strukturalnych przyczyn kryzysu - wspomnianego "bermudzkiego trójkąta" decyzyjnego i jednocześnie słabego nadzoru nad systemem finansowym. Jednym z punktów ciężkości było uzdrowienie systemu finansowego. Duża część banków i innych instytucji okazała się - wobec ogromnego zadłużenia zagranicznego i radykalnej dewaluacji wona - niewypłacalna. Rozpoczęto więc z pomocą międzynarodowych firm audytorskich przegląd instytucji finansowych. Każda z nich miała przedstawić plan naprawy. Jego odrzucenie przez specjalny komitet prowadziło do likwidacji instytucji (m.in. poprzez połączenie z inną), akceptacja umożliwiała zaś uzyskanie warunkowego dokapitalizowania ze środków publicznych. W wyniku przeglądu sporo mniejszych instytucji finansowych zlikwidowano, a dokapitalizowanie kosztowało do połowy 1999 r. równowartość 13 proc. PKB! Wzmocniono także niezależność banku centralnego i nadzór nad instytucjami finansowymi.
Drugim punktem ciężkości reform strukturalnych była finansowa, organizacyjna i własnościowa restrukturyzacja wielkich konglomeratów (czeboli). To one właśnie były szczególnie zadłużone i silnie powiązane z instytucjami finansowymi oraz państwowymi. Ta reforma była jeszcze trudniejsza niż uzdrowienie systemu finansowego, bo też ogromne okazały się problemy. Na przykład Dae-woo ze swoimi 80 mld USD długów stało się przykładem największego korporacyjnego bankruta na świecie.
Sam prezydent Kim uznał publicznie w 1999 r., że powodzenie gospodarcze kraju będzie zależeć od restrukturyzacji największych czeboli, do których oprócz Daewoo zalicza się Hyundai, Samsung, LG i SK. Początek był zdecydowany: w lipcu 2000 r. ogłoszono upadłość 29 dużych przedsiębiorstw. Sądy w Korei rozpatrzyły 78 proc. wniosków o upadłość przedsiębiorstw, podczas gdy w Malezji - 22 proc., w Tajlandii - 14 proc., a w Indonezji - tylko 1 proc. Potem jednak determinacja władz i państwowych banków wyraźnie osłabła, a na dodatek jakość decyzji sądów budzi poważne wątpliwości - za dużo w nich postanowień o przekładaniu spłaty długów ciążących na korporacyjnych dłużnikach, a za mało prawdziwej restrukturyzacji (zmniejszania kosztów, sprzedaży cząstek konglomeratów zewnętrznym inwestorom itp.).
W końcu 2000 r. władze postanowiły - poprzez Państwowy Koreański Bank Rozwoju - wykupić 20 mld USD obligacji od Hyundai Electronic and Construction. W podobny sposób na powierzchni utrzymuje się 250 innych dużych przedsiębiorstw, które - zdaniem wielu obserwatorów - nie mają szans na naprawę. Liczba korporacyjnych pacjentów będzie zapewne rosnąć, bo ich długi są nadal ogromne, a główny odbiorca koreańskich produktów - Stany Zjednoczone - traci dynamikę gospodarczą.
Mimo imponującego odbicia się od dna (10 proc. wzrostu PKB w 1999 r., niewiele mniej w 2000 r.), gospodarcze problemy Korei Południowej się nie skończyły. Podobnie jak gdzie indziej, tak i tu reform strukturalnych nie da się niczym zastąpić.
Do gwałtownego wzrostu krótkoterminowego zadłużenia zagranicznego przyczyniła się wadliwa interwencja państwa. Władze Korei Południowej pozostawiły bowiem restrykcje wobec napływu zagranicznych inwestycji bezpośrednich, obecności międzynarodowych banków w tym kraju oraz zaciągania pożyczek długoterminowych, a zliberalizowały przepisy dotyczące zadłużenia krótkoterminowego. Towarzyszył temu słaby nadzór nad bankami i innymi instytucjami finansowymi. Równocześnie nieformalne powiązania w "trójkącie bermudzkim": rząd - instytucje finansowe - konglomeraty (czebole) napędzały ekspansję inwestycji. W tych warunkach presja inwestycyjna musiała zachęcać do zwiększania krótkookresowych długów za granicą.
Świadomość chwiejnej sytuacji finansowej Korei Południowej rozpowszechniła się nagle wśród inwestorów zagranicznych. Bodźcem był tu wcześniejszy kryzys w Tajlandii w sierpniu 1997 r. Od tego momentu koreańskie banki i korporacje zaczęły natrafiać na rosnące problemy z "rolowaniem" krótkoterminowych długów zagranicznych, rozpoczął się odpływ kapitału, co oznaczało narastającą presję na sztywny kurs wona. W ostatnich dniach listopada 1997 r. południowokoreański bank centralny sprzedawał 1-2 mld USD dziennie. Była to sytuacja nie do utrzymania - rezerwy dewizowe kurczyły się w gwałtownym tempie. W rezultacie nastąpiła deprecjacja wona o 50 proc., a to z kolei ujawniło ogromne problemy w bankach i wielkich korporacjach.
Rozkręcaniu się kryzysu towarzyszyły negocjacje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, zakończone trzyletnim porozumieniem w grudniu 1997 r. Jego główne elementy to:
w pakiet kredytów mających na celu szybkie ustabilizowanie sytuacji - przerwanie kryzysu zaufania i ucieczki kapitału; w uzgodnienia dotyczące polityki makroekonomicznej; w pakiet reform strukturalnych, które miały wyeliminować instytucjonalne przyczyny kryzysu.
Pakiet finansowy o ogromnej skali (58 mld USD) zdołał z pewnym opóźnieniem osiągnąć swój cel. Pomogło tu również porozumienie z międzynarodowymi bankami na początku 1998 r., wydłużające terminy spłaty długów. Polityka makroekonomiczna, zwłaszcza monetarna, została w pierwszej fazie zaostrzona, aby przeciwdziałać nie kontrolowanemu spadkowi kursu wona. Po osiągnięciu stabilizacji złagodzono politykę makroekonomiczną.
Szczególnie wielkie znaczenie przypisywano - i słusznie - reformom strukturalnym. Wynikało to z dużego znaczenia strukturalnych przyczyn kryzysu - wspomnianego "bermudzkiego trójkąta" decyzyjnego i jednocześnie słabego nadzoru nad systemem finansowym. Jednym z punktów ciężkości było uzdrowienie systemu finansowego. Duża część banków i innych instytucji okazała się - wobec ogromnego zadłużenia zagranicznego i radykalnej dewaluacji wona - niewypłacalna. Rozpoczęto więc z pomocą międzynarodowych firm audytorskich przegląd instytucji finansowych. Każda z nich miała przedstawić plan naprawy. Jego odrzucenie przez specjalny komitet prowadziło do likwidacji instytucji (m.in. poprzez połączenie z inną), akceptacja umożliwiała zaś uzyskanie warunkowego dokapitalizowania ze środków publicznych. W wyniku przeglądu sporo mniejszych instytucji finansowych zlikwidowano, a dokapitalizowanie kosztowało do połowy 1999 r. równowartość 13 proc. PKB! Wzmocniono także niezależność banku centralnego i nadzór nad instytucjami finansowymi.
Drugim punktem ciężkości reform strukturalnych była finansowa, organizacyjna i własnościowa restrukturyzacja wielkich konglomeratów (czeboli). To one właśnie były szczególnie zadłużone i silnie powiązane z instytucjami finansowymi oraz państwowymi. Ta reforma była jeszcze trudniejsza niż uzdrowienie systemu finansowego, bo też ogromne okazały się problemy. Na przykład Dae-woo ze swoimi 80 mld USD długów stało się przykładem największego korporacyjnego bankruta na świecie.
Sam prezydent Kim uznał publicznie w 1999 r., że powodzenie gospodarcze kraju będzie zależeć od restrukturyzacji największych czeboli, do których oprócz Daewoo zalicza się Hyundai, Samsung, LG i SK. Początek był zdecydowany: w lipcu 2000 r. ogłoszono upadłość 29 dużych przedsiębiorstw. Sądy w Korei rozpatrzyły 78 proc. wniosków o upadłość przedsiębiorstw, podczas gdy w Malezji - 22 proc., w Tajlandii - 14 proc., a w Indonezji - tylko 1 proc. Potem jednak determinacja władz i państwowych banków wyraźnie osłabła, a na dodatek jakość decyzji sądów budzi poważne wątpliwości - za dużo w nich postanowień o przekładaniu spłaty długów ciążących na korporacyjnych dłużnikach, a za mało prawdziwej restrukturyzacji (zmniejszania kosztów, sprzedaży cząstek konglomeratów zewnętrznym inwestorom itp.).
W końcu 2000 r. władze postanowiły - poprzez Państwowy Koreański Bank Rozwoju - wykupić 20 mld USD obligacji od Hyundai Electronic and Construction. W podobny sposób na powierzchni utrzymuje się 250 innych dużych przedsiębiorstw, które - zdaniem wielu obserwatorów - nie mają szans na naprawę. Liczba korporacyjnych pacjentów będzie zapewne rosnąć, bo ich długi są nadal ogromne, a główny odbiorca koreańskich produktów - Stany Zjednoczone - traci dynamikę gospodarczą.
Mimo imponującego odbicia się od dna (10 proc. wzrostu PKB w 1999 r., niewiele mniej w 2000 r.), gospodarcze problemy Korei Południowej się nie skończyły. Podobnie jak gdzie indziej, tak i tu reform strukturalnych nie da się niczym zastąpić.
Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.