Jeśli zdziwiona jest Twoja minka,/ z jakiej okazji ten list wysłany,/ przypomnij sobie, że walentynka/ to jest Światowy Dzień Zakochanych.
Taki wierszyk objaśniający, przeznaczony do drukowania na pocztówkach, zamówił u mnie przed laty ich wytwórca, a mój kolega Lesław Porczak, który - nawiasem mówiąc - wymyślił i na własny koszt zrealizował akcję "Pocztówka do świętego Mikołaja".
Taki wierszyk objaśniający, przeznaczony do drukowania na pocztówkach, zamówił u mnie przed laty ich wytwórca, a mój kolega Lesław Porczak, który - nawiasem mówiąc - wymyślił i na własny koszt zrealizował akcję "Pocztówka do świętego Mikołaja".
Wtedy jeszcze objaśnienie walentynek było potrzebne, bo wcześniej nikt tego dnia nie obchodził i wzajemnie - ten dzień nie obchodził nikogo. W dodatku jego historia jest dość zagmatwana i zupełnie niespójna. A jak to było, opowiem.
Żył sobie kiedyś biskup Walenty, który potrafił uzdrawiać. Jak wielu uzdrowicieli, został męczennikiem. Jak wielu męczenników, został świętym. A z czasem każdy święty musi dostać jakiś dzień i zostać czyimś patronem. Świętych przybywa, więc patronat siłą rzeczy staje się coraz bardziej wyspecjalizowany. Świętemu Walentemu jako uzdrowicielowi przydzielono... nie, z początku nie zakochanych, tych bowiem najlepiej uzdrawia małżeństwo. Przydzielono mu chorych na padaczkę, gdyż barbarzyńcom z odległej Germanii jego imię skojarzyło się z lokalną nazwą tej choroby (fallen - padać). Jego dzień - 14 lutego - został w związku z tym uznany za feralny, ponieważ chorych na padaczkę uważano za opętanych przez diabła. Barbarzyńcom ze znacznie odleglejszej Polonii jeszcze bardziej się poplątało, kto opętanie powoduje, a kto uzdrawia, więc zdrobniałe imię świętego - Walek - w średniowieczu stało się nad Wisłą synonimem diabła.
Jakiś czas później nastąpiła inna zacofana epoka - socjalizm, a ten kreował własnych świętych. Na przykład kobietę, którą szowinistyczni mężczyźni wystrzelili w kosmos. Ponieważ wróciła, nie została męczennicą, tylko bohaterką, czyli świecką świętą. Od tej pory walentynka była zdrobniałą nazwą kosmicznego twista.
Gdy jednak wróciliśmy na Zachód, okazało się, że 14 lutego, dzień świętego Walentego, to Dzień Zakochanych. I że trzeba wtedy wysyłać listy, pocztówki, e-maile i SMS-y do obiektów swoich uczuć. Tak staliśmy się świadkami narodzin nowej świeckiej tradycji, firmowanej przez kościelnego świętego męczennika, patrona chorych na padaczkę, którego imię lud polski kojarzył z diabłem lub z twistem, a lud radziecki z kosmonautyką. Tradycja nie wyjaśnia wprawdzie, jak mają tego dnia wyrażać swe uczucia ludzie zakochani na przykład we władzy (SMS-y do stołków?) lub w sobie samych z wzajemnością, ale i tak rzecz, choć angloamerykańska, godna jest poparcia.
Bo przecież, jak nawołuje poeta: "Kochajmy się, do diabła, panie i panowie!" A lud, jak zwykle dosadniej, dodaje własne powiedzenie: Rżnij, Walenty, Bóg się rodzi.
Żył sobie kiedyś biskup Walenty, który potrafił uzdrawiać. Jak wielu uzdrowicieli, został męczennikiem. Jak wielu męczenników, został świętym. A z czasem każdy święty musi dostać jakiś dzień i zostać czyimś patronem. Świętych przybywa, więc patronat siłą rzeczy staje się coraz bardziej wyspecjalizowany. Świętemu Walentemu jako uzdrowicielowi przydzielono... nie, z początku nie zakochanych, tych bowiem najlepiej uzdrawia małżeństwo. Przydzielono mu chorych na padaczkę, gdyż barbarzyńcom z odległej Germanii jego imię skojarzyło się z lokalną nazwą tej choroby (fallen - padać). Jego dzień - 14 lutego - został w związku z tym uznany za feralny, ponieważ chorych na padaczkę uważano za opętanych przez diabła. Barbarzyńcom ze znacznie odleglejszej Polonii jeszcze bardziej się poplątało, kto opętanie powoduje, a kto uzdrawia, więc zdrobniałe imię świętego - Walek - w średniowieczu stało się nad Wisłą synonimem diabła.
Jakiś czas później nastąpiła inna zacofana epoka - socjalizm, a ten kreował własnych świętych. Na przykład kobietę, którą szowinistyczni mężczyźni wystrzelili w kosmos. Ponieważ wróciła, nie została męczennicą, tylko bohaterką, czyli świecką świętą. Od tej pory walentynka była zdrobniałą nazwą kosmicznego twista.
Gdy jednak wróciliśmy na Zachód, okazało się, że 14 lutego, dzień świętego Walentego, to Dzień Zakochanych. I że trzeba wtedy wysyłać listy, pocztówki, e-maile i SMS-y do obiektów swoich uczuć. Tak staliśmy się świadkami narodzin nowej świeckiej tradycji, firmowanej przez kościelnego świętego męczennika, patrona chorych na padaczkę, którego imię lud polski kojarzył z diabłem lub z twistem, a lud radziecki z kosmonautyką. Tradycja nie wyjaśnia wprawdzie, jak mają tego dnia wyrażać swe uczucia ludzie zakochani na przykład we władzy (SMS-y do stołków?) lub w sobie samych z wzajemnością, ale i tak rzecz, choć angloamerykańska, godna jest poparcia.
Bo przecież, jak nawołuje poeta: "Kochajmy się, do diabła, panie i panowie!" A lud, jak zwykle dosadniej, dodaje własne powiedzenie: Rżnij, Walenty, Bóg się rodzi.
Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.