Gdyby cierpiący na chorobę Alzheimera 90-letni Ronald Reagan mógł zrozumieć coś z tego, co się dzieje wokół niego, miałby wiele powodów do zadowolenia. Dwanaście lat po złożeniu przez niego urzędu jego dokonania i koncepcje zyskują znaczenie i znajdują kontynuatorów. Dlaczego Rosja boi się George’a Busha juniora? W miarę upływu lat widać coraz wyraźniej, że "instynktowny" antykomunizm Reagana miał istotne znaczenie w doprowadzeniu do rozpadu "imperium zła" i zakończeniu dominacji sowieckiej w środkowej i wschodniej Europie.
Ten były aktor był ideowym ojcem konserwatywnej rewolucji republikanów, która w 1994 r. zmusiła lewicowego Clintona do skrętu w prawo.
Reagan był prekursorem nowego amerykańskiego federalizmu, ograniczenia władz centralnych oraz zwiększenia roli władz stanowych i lokalnych. Zapoczątkował zmniejszanie podatków, demonopolizację najważniejszych dla "nowej gospodarki" sektorów, na przykład telekomunikacji, i odchudzenie administracji państwowej. Nic dziwnego, że George W. Bush częściej odwołuje się do poczynań populistycznego Ronalda Reagana niż swego ojca George’a Busha seniora.
Jednym z ulubionych pomysłów Rea-gana, z którego nie zamierza rezygnować rządząca w Białym Domu republikańska ekipa Busha, jest projekt Strategic Defense Initiative (Strategicznej Inicjatywy Obronnej), przedstawiony w 1983 r. Projekt Reagana był dzieckiem epoki, rezultatem wzmożonej rywalizacji militarnej między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Stworzenie kosmicznej tarczy ochraniającej USA przed atakiem miedzykontynentalnych rakiet balistycznych miało być odpowiedzią Waszyngtonu na supremację Moskwy w dziedzinie broni masowej zagłady. Reaganowski projekt "tarczy kosmicznej", który spowodował histeryczne reakcje Moskwy, przewidywał rozmieszczenie w przestrzeni kosmicznej setek laserowych "przechwytywaczy", które byłyby w stanie rozpoznać i zniszczyć nadlatującą rakietę przeciwnika. Przeciwnicy Reagana, głównie przedstawiciele lewicowych elit intelektualnych wschodniego wybrzeża, stwierdzili, że to pomysł z pogranicza fantastyki naukowej, niewykonalny przy istniejącej technologii, i ochrzcili go ironicznym mianem "wojen gwiezdnych". Reagan nie przejmował się krytycznymi opiniami. Podczas jego dwóch kadencji na prace nad systemem SDI wydano ponad 50 mld USD.
Krytycy twierdzą, że były to pieniądze wyrzucone w błoto. Zwolennicy koncepcji Reagana argumentują, że dzięki pracom nad SDI Stany Zjednoczone udoskonaliły system antyrakietowy i rozpoczęły produkcję bardzo szybkich komputerów niezbędnych do symulacji ataków nuklearnych. Politolodzy wskazują, że astronomiczny wzrost nakładów na zbrojenia w czasach Reagana był gwoździem do trumny systemu sowieckiego, który nie mógł sobie pozwolić na kontynuowanie wyścigu zbrojeń. Fascynacja Reagana bronią laserową stała się źródłem poważnych kłopotów jego następcy George’a Busha. Odziedziczył on deficyt sięgający 4 bln USD!
Wraz z rozpadem ZSRR i końcem zimnej wojny prace nad SDI przesunięto na boczny tor. W 1998 r. zmianę stanowiska administracji Clintona w tej sprawie spowodował raport powołanej na polecenie Kongresu komisji do zbadania zagrożeń związanych z rakietami balistycznymi. Zamieszczone w nim wnioski wywołały szok nawet wśród ekspertów militarnych związanych z demokratami. Członkowie komisji ogłosili, że "Stany Zjednoczone są wystawione na zagrożenie ze strony zdumiewająco tanich i skutecznych systemów przenoszenia broni masowej zagłady". Pracują nad nimi "państwa znajdujące się na cenzurowanym": Korea Północna, Irak, Iran, Syria i Libia. Od zakończe-nia zimnej wojny wzrosło niebezpieczeństwo przypadkowego użycia rosyjskiego arsenału nuklearnego przez terrorystów i grupy przestępcze. Rywalizujące na subkontynencie indyjskim Pakistan i Indie przeprowadziły z powodzeniem próby atomowe i pracują nad rakietami balistycznymi. Ponadto w czerwcu 1998 r. próbę rakiety balistycznej przeprowadziła Korea Północna. Była to rakieta zdolna ugodzić w Alaskę czy Hawaje. Analitycy Centralnej Agencji Wywiadowczej są przekonani, że władze w Phenianie, a po nich Iran i Irak, będą w stanie skonstruować międzykontynentalne rakiety balistyczne obejmujące zasięgiem terytorium USA.
"Istnienie takich systemów broni powinno zmienić ton dyskusji w Białym Domu i w Departamencie Stanu, ponieważ ich obecność zmienia nasze zachowanie" - ostrzegał Donald Rumsfeld, minister obrony. W czerwcu 1999 r. inna komisja doszła do wniosku, że Stany Zjednoczone "nie są przygotowane na zagrożenia związane z rozprzestrzenianiem się broni masowej zagłady". Analitycy CIA byli zaskoczeni północnokoreańską próbą rakiety balistycznej, podobnie jak próbami nuklearnymi Indii i Pakistanu.
Clinton zaczął rozważać utworzenie naziemnego systemu antyrakietowego National Missile Defense (NMD). Przedsięwzięcie miało pochłonąć przynajmniej 36 mld USD i zakończyć się do 2005 r. Równocześnie Pentagon przeznaczył 3,5 mld USD na prace nad systemem antyrakietowym pola walki (Theatre High Altitude Area Defense), którego celem ma być ochrona amerykańskich baz i wojsk poza granicami USA. Po kolejnej nieudanej próbie (kosztowała 100 mln USD) w lipcu ubiegłego roku Clinton postanowił jednak pozostawić decyzję następcy.
George Bush Jr., otoczony gronem zimnowojennych "jastrzębi", od początku kampanii uczynił z NMD podstawowe zagadnienie nie tylko polityki zagranicznej, ale także wewnętrznej. Obietnice opracowania systemu mają zjednać Bushowi przede wszystkim prawe skrzyd-ło Partii Republikańskiej, które nie może zapomnieć o wizji Reagana. Repu-blikanie uspokajają krytyków, że NMD ma mało wspólnego z SDI - kosmiczne laserowe "przechwytywacze" mają zostać zastąpione przez sto naziemnych systemów antyrakietowych, zdolnych zniszczyć kilka nadlatujących rakiet międzykontynentalnych. George Bush, aby osłodzić tę koncepcję europejskim sojusznikom, zapowiedział, że system zapewni ochronę także partnerom USA w NATO. Ostatnio zaczyna się nawet używać terminu "Global Missile Defense System" (Światowy System Obrony Rakietowej).
Stany Zjednoczone coraz częściej zastanawiają się, dlaczego Europejczycy zamiast trwonić pieniądze na tworzenie sił szybkiego reagowania, nie przystąpią do tworzenia globalnego systemu obrony antyrakietowej. Jednym z pojawiających się w Waszyngtonie tłumaczeń jest fałszywe poczucie dumy i źle skrywany kompleks niższości wobec partnera zza Atlantyku. Tymczasem informacje o instalacji nowych rosyjskich rakiet typu Topol i o możliwości rozmieszczenia rakiet balistycznych w obwodzie kaliningradzkim świadczą o tym, że arsenał jądrowy wciąż traktowany jest przez Moskwę jako atrybut mocarstwowości. Europejscy sojusznicy USA nie powinni zapominać, że mimo osłabienia i trwającej ponad dekadę politycznej odwilży Rosja nie stała się "papierowym tygrysem".
Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.