Wara od instytucji ułaskawienia, wszystko ma zostać po staremu - powiadają zgodnie prezydent i całkiem spora rzesza znanych prawników ("Fabryka ułaskawień"). Po staremu, czyli głowa państwa, a właściwie urzędnicy prezydenccy (bo przecież głowa państwa nie ma głowy do rozpatrywania co roku ponad siedmiuset próśb o wydanie aktu łaski) według bliżej nie określonych kryteriów i w tajemnicy przed opinią publiczną okazywać mają miłosierdzie skazańcom.
Pełna lista ułaskawionych nie trafia nawet (sic!) do Ministerstwa Sprawiedliwości. Skoro ma pozostać jak jest, niech będzie z tego procederu jakiś pożytek.
Proponuję utworzenie Fundacji Ofiar Ułaskawionych. Niech prezydent dalej podpisuje, co mu urzędnicy podsuną, niech obdarowani wolnością pozostają anonimowi, ale niech pieniądze, jakie przynajmniej niektórzy z nich starają się przekazać pod stołem, będą wypłacane w sposób jawny. Należałoby stworzyć taryfikator. I tak na przykład gangster płaciłby za ułaskawienie 500 tys. zł, zabójca - 400 tys. zł, a gwałciciel - 300 tys. zł. Zebrane sumy trafiałyby następnie do rodzin ofiar mafijnych porachunków, bliskich pomordowanych bądź ofiar gwałtów. Czyż nie byłoby to rozwiązanie społecznie sprawiedliwe?
Prezydent Kwaśniewski poinformował ostatnio w radiowych "Sygnałach dnia", że w jego kancelarii znaleziono dokumenty dotyczące dwóch groźnych przestępców, które obciążają konto byłego prezydenta Wałęsy. Tymczasem - jak udało się nam ustalić - tylko w czasie swej pierwszej kadencji Aleksander Kwaśniewski ułaskawił co najmniej 26 zabójców, 12 gwałcicieli, 179 sprawców rozbojów i 698 złodziei. Obecnej głowie państwa, darzonej zaufaniem przez ponad 70 proc. obywateli kraju, którego 80 proc. mieszkańców deklaruje się jako wierzący, pozwolę sobie zadedykować fragment Ewangelii św. Mateusza: "A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?". Wszelkie skojarzenia z osobą prof. Belki są oczywiście w tym wypadku całkowicie nie na miejscu.
Sojusz Lewicy Demokratycznej zaproponował niedawno "wdrożenie aktywnych form zwalczania bezrobocia", do których w pierwszej kolejności zaliczył organizowanie robót publicznych. Polegają one z grubsza na tym - jak słusznie zauważa nasz publicysta Michał Zieliński - że jedna grupa bezrobotnych przesypuje do piętnastej pryzmę piachu z lewa na prawo, zaś po piętnastej druga grupa przesypuje ją na lewo. Skąd wziąć pieniądze na finansowanie tych syzyfowych prac (pardon: "aktywnych form zwalczania bezrobocia")? Znalazł je, i to całkiem sporo, szef OPZZ Maciej Manicki. Podczas konferencji prasowej skierował on do mediów żądanie, by przeznaczono miliard dolarów na "stworzenie miejsc pracy w Polsce". Skąd miałyby pochodzić te pieniądze? Ano... z niedoszłego kontraktu pomiędzy PKN Orlen SA a koncernem Elf ("Nafta i władza"). Mowa o miliardzie dolarów k r e d y t u (kredytu!!! - panie Manicki), jakiego banki niemieckie miały udzielić polskiej firmie na określonych warunkach na konkretną inwestycję. Swego czasu Leszek Miller nazwał rządzących "nieukami". Ciekaw jestem, jakim mianem określiłby swego partyjnego kolegę, obdarowującego bezrobotnych Inflantami.
Proponuję utworzenie Fundacji Ofiar Ułaskawionych. Niech prezydent dalej podpisuje, co mu urzędnicy podsuną, niech obdarowani wolnością pozostają anonimowi, ale niech pieniądze, jakie przynajmniej niektórzy z nich starają się przekazać pod stołem, będą wypłacane w sposób jawny. Należałoby stworzyć taryfikator. I tak na przykład gangster płaciłby za ułaskawienie 500 tys. zł, zabójca - 400 tys. zł, a gwałciciel - 300 tys. zł. Zebrane sumy trafiałyby następnie do rodzin ofiar mafijnych porachunków, bliskich pomordowanych bądź ofiar gwałtów. Czyż nie byłoby to rozwiązanie społecznie sprawiedliwe?
Prezydent Kwaśniewski poinformował ostatnio w radiowych "Sygnałach dnia", że w jego kancelarii znaleziono dokumenty dotyczące dwóch groźnych przestępców, które obciążają konto byłego prezydenta Wałęsy. Tymczasem - jak udało się nam ustalić - tylko w czasie swej pierwszej kadencji Aleksander Kwaśniewski ułaskawił co najmniej 26 zabójców, 12 gwałcicieli, 179 sprawców rozbojów i 698 złodziei. Obecnej głowie państwa, darzonej zaufaniem przez ponad 70 proc. obywateli kraju, którego 80 proc. mieszkańców deklaruje się jako wierzący, pozwolę sobie zadedykować fragment Ewangelii św. Mateusza: "A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?". Wszelkie skojarzenia z osobą prof. Belki są oczywiście w tym wypadku całkowicie nie na miejscu.
Sojusz Lewicy Demokratycznej zaproponował niedawno "wdrożenie aktywnych form zwalczania bezrobocia", do których w pierwszej kolejności zaliczył organizowanie robót publicznych. Polegają one z grubsza na tym - jak słusznie zauważa nasz publicysta Michał Zieliński - że jedna grupa bezrobotnych przesypuje do piętnastej pryzmę piachu z lewa na prawo, zaś po piętnastej druga grupa przesypuje ją na lewo. Skąd wziąć pieniądze na finansowanie tych syzyfowych prac (pardon: "aktywnych form zwalczania bezrobocia")? Znalazł je, i to całkiem sporo, szef OPZZ Maciej Manicki. Podczas konferencji prasowej skierował on do mediów żądanie, by przeznaczono miliard dolarów na "stworzenie miejsc pracy w Polsce". Skąd miałyby pochodzić te pieniądze? Ano... z niedoszłego kontraktu pomiędzy PKN Orlen SA a koncernem Elf ("Nafta i władza"). Mowa o miliardzie dolarów k r e d y t u (kredytu!!! - panie Manicki), jakiego banki niemieckie miały udzielić polskiej firmie na określonych warunkach na konkretną inwestycję. Swego czasu Leszek Miller nazwał rządzących "nieukami". Ciekaw jestem, jakim mianem określiłby swego partyjnego kolegę, obdarowującego bezrobotnych Inflantami.
Więcej możesz przeczytać w 9/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.