Bale pomocy

Dodano:   /  Zmieniono: 
W towarzystwie znanych osób zamożnym łatwiej otwierają się portfele

Zbieranie pieniędzy dla chorych, potrzebujących i ubogich stało się dziś prawdziwą profesją. Nadszedł czas menedżerów od zmiękczania serc. Czas technik marketingowych, biznesplanów i fundacji pozyskujących fundusze w sposób przemyślany i skuteczny.


Organizowanie balu to strategia układania listy gości, zabiegania o sponsorów, fanty na loterię i przedmioty na aukcję. Cały rok trzeba pracować, żeby ten jeden wieczór wypadł idealnie - tłumaczy Bożenna Ulatowska z Fundacji Synapsis, pomagającej dzieciom autystycznym. Pierwszy bal charytatywny fundacja zorganizowała w 1995 r. Kiedy Ulatowska rozpoczynała pracę, wysłała do wielu instytucji listy z prośbą o pomoc. Odpowiedział tylko jeden bank. - Napisali, że nie pomagają dzieciom chorym na raka. Zrozumiałam, że wyciąganie ręki po pomoc nie przyniesie efektów. Trzeba ofiarodawcom coś zaproponować. My dajemy dobrą zabawę i możliwość otarcia się o znane osobowości - mówi Ulatowska.
W towarzystwie znanych osób zamożnym łatwiej otwierają się portfele. Rozpoznawalne twarze podnoszą prestiż imprezy, działają jak magnes. Aktor lub polityk nie musi występować ani przemawiać. Wystarczy, że będzie. Jego obecność przekonuje gości, że tego wieczoru znaleźli się we właściwym miejscu i towarzystwie. - Wśród fundacji rośnie konkurencja. Gwiazdy mogą przyciągnąć potencjalnego darczyńcę i pomóc w zebraniu pieniędzy - mówi Magda Pawlak z Fundacji Wspólna Droga. Znane nazwiska uwiarygodniają działalność organizacji oraz umacniają pozycję na rynku instytucji charytatywnych. Tradycyjnie na imprezy zapraszany jest prezydent Warszawy Paweł Piskorski. Niektórzy aktorzy należą do komitetów fundacji, na przykład Krystyna Janda jest członkiem Honorowego Komitetu Budowy Ośrodka dla Dzieci z Autyzmem.
Imprezy charytatywne przynoszą korzyści nie tylko fundacjom. Amerykańscy socjologowie twierdzą, że ich uczestnikom zależy raczej na dobrej sławie niż na dobrym sercu. Potwierdza to Jacek Kuśmierczyk, kanclerz Polskiego Bractwa Kawalerów Gutenberga. Według niego, panuje moda na popieranie szlachetnych celów.
- Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że bale charytatywne nie mają sensu. Aby uniknąć zarzutu przejadania pieniędzy, najlepiej prowadzić jawną działalność. Nasza fundacja powołała komisję darczyńców decydującą o przeznaczeniu funduszy na konkretny cel - mówi Magda Pawlak. - Organizacja imprezy musi kosztować. Nie można znanych polityków i sponsorów przyjąć garnkiem bigosu czy pajdą chleba z masłem - tłumaczy Agata Pietkiewicz, prezes agencji SWOT PR, organizującej Charytatywny Bal Dziennikarzy. Rok temu podczas tej imprezy zebrano 540 tys. zł. Przekazano je Szpitalowi Klinicznemu nr 4 im. Marii Konopnickiej w Łodzi, śląskiemu Centrum Chorób Serca w Zabrzu oraz fundacji prof. Andrzeja Kukwy Postępy w Otolaryngologii i Leczeniu Głuchoty. W tym roku dochód z balu zostanie przekazany rodzinnym domom dziecka.
Równie popularna jak warszawski bal dziennikarzy jest impreza w krakowskim magistracie. Co roku wybiera się inny motyw przewodni zabawy; w tym roku będzie nim twórczość Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Imprezę urozmaicą występy studentów. Bilety na krakowski bal należą do najdroższych - kosztują od 1,5 tys. zł do 5 tys. zł. Z pieniędzy zebranych podczas tegorocznego balu sfinansowana zostanie budowa rodzinnego domu dziecka. W krakowskim magistracie bawi się zwykle około 1600 osób.
Nie wszystkim organizatorom zależy na dużej liczbie uczestników. - Nasze imprezy mają raczej charakter spotkania towarzyskiego niż wielkiego balu karnawałowego. Chcemy, żeby nasi goście czuli się dobrze w gronie znanych im osób. - mówi Elżbieta Ćwiklińska-
Kożuchowska, prezydent Lions Club Arka. Imprezę organizuje 25 pań; każda z nich zaprasza swoich gości. Na przyjęcie nie można kupić biletów.
- Wypracowaliśmy sobie renomę. Sponsorzy przekonali się, że rzeczywiście wydajemy pieniądze na cele statutowe, czyli na pomoc dla dzieci i kobiet - dodaje Elżbieta Ćwiklińska-Kożuchowska. Lionsi co roku odkładają część funduszy na mammobus. Aby zachęcić do ofiarności, klub przyznaje Certyfikat Szczodrego Dobroczyńcy.
Z badań wynika, że co dziewiąty Polak uważa, iż potrzebującym powinni pomagać najzamożniejsi. - Nasz pierwszy bal nie był sukcesem finansowym, chodziło raczej o zaistnienie. Odnieśliśmy za to sukces towarzyski - mówi Bożenna Ulatowska. Podczas ostatniego balu Fundacja Synapsis zebrała 120 tys. zł. - Przyjęcie to tylko początek. W czasie imprezy zależy nam na przekazaniu credo fundacji - tłumaczy Jacek Kuśmierczyk. - W ubiegłym roku najwięcej pieniędzy wpłynęło na nasze konto tuż po balu. Kupiliśmy za nie książki o wartości 3 mln zł.

Więcej możesz przeczytać w 9/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.