Demokratyzacja Serbii oznacza dla Albańczyków koniec marzeń o niepodległym Kosowie
Nie chcemy u nas ani jednego Serba!" - krzyczy Albanka podczas manifestacji w Kosowskiej Mitrovicy. Zebrani w podzielonym mieście Albańczycy prawie codziennie demonstrują na użytek zagranicznych ekip telewizyjnych. Aby zastraszyć i przepędzić nielicznych już serbskich sąsiadów, którzy zostali w kilku miejscowościach Kosowa, sięgają jednak po radykalniejsze sposoby: strzelają do nich i podkładają bomby. Atakują nawet żołnierzy i policjantów z kontyngentu międzynarodowego, przeszkadzających im w rozprawie. "Pełzająca wojna" przekroczyła już granice Kosowa - do zamachów i strzelanin dochodzi po serbskiej stronie, a nawet w spokojnej dotychczas Macedonii.
Nie chcemy u nas ani jednego Serba!" - krzyczy Albanka podczas manifestacji w Kosowskiej Mitrovicy. Zebrani w podzielonym mieście Albańczycy prawie codziennie demonstrują na użytek zagranicznych ekip telewizyjnych. Aby zastraszyć i przepędzić nielicznych już serbskich sąsiadów, którzy zostali w kilku miejscowościach Kosowa, sięgają jednak po radykalniejsze sposoby: strzelają do nich i podkładają bomby. Atakują nawet żołnierzy i policjantów z kontyngentu międzynarodowego, przeszkadzających im w rozprawie. "Pełzająca wojna" przekroczyła już granice Kosowa - do zamachów i strzelanin dochodzi po serbskiej stronie, a nawet w spokojnej dotychczas Macedonii.
Walcząc z oddziałami serbskimi, Wyzwoleńcza Armia Kosowa (WAK) wsparła interwencję NATO. Początkowo przymykano więc oczy na mniej chwalebne poczynania tej formacji. Z czasem WAK, rozprawiająca się z "kolaborantami reżimu Milosevicia", kontrolująca czarny rynek i powoli przekształcająca się w zorganizowaną strukturę przestępczą, stała się bardzo kłopotliwym sojusznikiem. Partyzanci atakowali Serbów, niszczyli prawosławne cerkwie, klasztory i cmentarze. To WAK najgłośniej doma-ga się oderwania Kosowa od Serbii, a przywódca wojowniczego skrzydła nacjonalistów, Hasim Thaci, mówił o swych marzeniach "zjednoczenia w jednym państwie wszystkich ziem zamieszkanych przez Albańczyków". Podziemna albańska Kosowska Grupa Wywiadowcza stosowała regularny terror. Z obawy przed prześladowaniami po wojnie uciekło z enklawy 350 tys. osób, zresztą nie tylko Serbów. Oddziały WAK dopuszczały się nawet ataków na przewożące ich autobusy ze znakami KFOR.
Siłom KFOR udało się formalnie rozbroić WAK, ale faktycznie, mimo powołania cywilnych władz lokalnych po wyborach w październiku zeszłego roku, jej dowódcy nadal kontrolują życie w Kosowie. Wciąż nie rozwiązana pozostaje najtrudniejsza, zasadnicza kwestia: status prowincji. Kosowscy Albańczycy twierdzą, że enklawa też ma prawo do niepodległości. Nie chcą się jednak łączyć z Albanią. Zawsze traktowali z góry rodaków żyjących pod jurysdykcją Tirany, uważając ich za zacofanych biedaków.
Interweniujący Zachód oraz sąsiedzi Albanii jak ognia unikali poruszania tematu samostanowienia, mówili jedynie o bliżej nieokreślonym statusie Kosowa w ramach Jugosławii. Możliwość powstania państwa kosowskiego powszechnie uznawano za groźbę destabilizacji w regionie. Ambicje Albańczyków grożą na przykład rozbiciem Macedonii, w której stanowią oni 25 proc. mieszkańców. To, czego najbardziej obawiano się w Skopie, w połowie lutego stało się faktem: w macedońskiej wsi Tanusevci pojawił się umundurowany oddział partyzantów albańskich. Zginął macedoński policjant.
Ekstremiści przede wszystkim rozszerzają działania na nazywane Wschodnim Kosowem przygraniczne rejony Serbii, gdzie mieszka około stu tysięcy Albańczyków. Prym wiodą tu lokalne bojówki - Wyzwoleńcze Wojska Preseva, Medvedije i Bujanovaca (UCPMB). W czerwcu 1999 r. utworzona została w tym rejonie sześciokilometrowa strefa buforowa, w której nie mogą działać siły KFOR, a ugrupowania jugosłowiańskie mogą nosić jedynie broń lekką. W odpowiedzi na ataki partyzantów UCPMB prezydent Kostunica zapowiedział zwężenie strefy buforowej do dwóch kilometrów i "podjęcie zdecydowanych działań przeciwko terrorystom". "Obie strony powinny zasiąść do stołu obrad" - próbuje rozładować napięcie lord Robertson, sekretarz generalny NATO. Co stanie się jednak, gdy prowokowani Serbowie naprawdę podejmą akcję zbrojną przeciwko bojówkarzom z UCPMB? Po doświadczeniach ostatniego dziesięciolecia trudno byłoby dać przyzwolenie na otwartą rozprawę Serbów z albańskimi separatystami, nawet jeśli firmowałby ją uznawany za obrońcę demokracji prezydent Kostunica. Tolerowanie terroru albańskich "synów orła" osłabiłoby jednak pozycję popieranych przez Zachód nowych władz w Belgradzie i postawiło pod znakiem zapytania sens interwencji NATO w Kosowie. Albańczycy tymczasem idą va banque, wiedzą, że ich historyczne pięć minut dobiega końca. Paradoksalnie demokratyzacja Serbii, o którą sami walczyli od 1989 r., niesie koniec marzeń o Wielkiej Albanii albo przynajmniej niepodległym Kosowie.
Więcej możesz przeczytać w 9/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.