Niemieckie prostytutki zyskają wkrótce pełnię praw pracowniczych. Pół miliona niemieckich prostytutek będzie niedługo świadczyć usługi na podstawie kodeksu pracy. Politycy koalicji rządzącej spełniają swą przedwyborczą obietnicę: zarabianie ciałem ma zostać wpisane do katalogu oficjalnych zawodów jako zatrudnienie dorywcze, kontraktowe lub stałe, z wszelkimi konsekwencjami formalnoprawnymi - obowiązkowym ubezpieczeniem zdrowotnym, emerytalnym i na wypadek bezrobocia oraz możliwością skarżenia pracodawców i klientów za nieopłacenie usługi.
Każdego dnia z płatnego seksu korzysta w Niemczech milion osób - dowodzą statystyki Federalnego Biura Kryminalnego (BKA). Największym "zagłębiem seksualnym" Niemiec są tereny przy granicy z Czechami. Droga E55 z Berlina do Pragi nazywana jest "najdłuższym burdelem świata". W rejestrach policji federalnej figuruje 400 tys. prostytutek, ale w rzeczywistości jest ich znacznie więcej. Co prawda mają one własne stowarzyszenie, które usiłuje chronić je przed stręczycielstwem i dyskryminacją (również ze strony policjantów i urzędników), ale dotychczas nie udało się wywalczyć tego, by ubezpieczalnie traktowały je na równi z innymi grupami zawodowymi. "Dziewczyny" nie mają więc polis na wypadek choroby czy okaleczenia, nikt też nie chce przyjmować od nich składek emerytalnych, bo w świetle prawa najstarszy zawód świata nie jest zawodem.
Przypadek Liliane von Rönn
Liliane von Rönn jest pierwszą niemiecką prostytutką, która już przed trzema laty próbowała przekonać ubezpieczalnie, że jej praca nie powinna być przeszkodą w zawarciu umowy. Najpierw udała się do AOK (Powszechnej Kasy Chorych), gdzie usłyszała, że jej zajęcie nie gwarantuje regularnego opłacania składek. Po daremnych próbach w innych miejscach poprosiła o pomoc agenta Carstena Möllera. On także nie znalazł firmy skłonnej podpisać umowę. Polisę udało się zdobyć dopiero po wpisaniu w rubryce o zatrudnieniu fałszywych danych. Liliane von Rönn ryzykowała jednak, że po wykryciu oszustwa nie otrzyma żadnych świadczeń. Historia hamburskiej prostytutki stała się głośna w całych Niemczech. Przed wyborami w 1998 r. opozycyjni socjaldemokraci i zieloni zapowiedzieli, że zlikwidują ten anachronizm. Po dwóch latach kadencji ich rządu koleżanki Liliane po fachu postanowiły wyegzekwować obietnicę.
Przypadek Felicity Weigmann
W przypomnieniu przyrzeczenia pomógł im przypadek nieustępliwej Felicity Weigmann, właścicielki "Cafe Pssst" w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf. Co prawda przed kawiarnią nic zdrożnego się nie dzieje, ale wiadomo, że jest ona miłosnym "pośredniakiem" z odpowiednią kadrą, zapleczem i męską klientelą. Mieszkanki Wilmersdorf zwołały więc zebranie, spisały petycję i wysłały ją do magistratu. Urzędnicy rozpatrzyli ich skargę pozytywnie i cofnęli Felicity koncesję na działalność gastronomiczną. Szefowa "Cafe Pssst" nie dała jednak za wygraną i odwołała się do stołecznego Sądu Administracyjnego. Sędzia Percy MacLean unieważnił decyzję magistratu. Jego bezprecedensowe orzeczenie brzmiało: należy raz na zawsze skończyć z podwójną moralnością i bigoterią, gdyż "traktowanie prostytucji w kategoriach zachowań nieobyczajnych nie odpowiada duchowi naszych czasów". Felicity Weigmann odzyskała koncesję.
W uzasadnieniu wyroku sędzia MacLean odwołał się do historii. Płatną miłość uznano w Niemczech za "nieobyczajną" w 1901 r. Od tego czasu podejście do seksu zmieniło się diametralnie. Jeszcze w latach 50., gdy pełnoletnia córka spała ze swym narzeczonym w domu matki, obie kobiety mogły zostać ukarane: córka za nierząd, matka za stręczycielstwo. - Dziś takie wyroki budzą wesołość, nadal jednak istnieje dyskryminacja kobiet - podkreślił sędzia występujący w obronie praw człowieka i godności prostytutek. - Swym orzeczeniem - podsumował MacLean - chcę sprowokować wyższe instancje do weryfikacji kodeksu prawnego.
Prostytucja, czyli praca jak każda inna
Wyrok zdopingował prostytutki do zorganizowania demonstracji przed Bundestagiem. Przed Bożym Narodzeniem 2000 r. w przebraniu anielic rozdawały ulotki z apelem o zmianę statusu i całkowitą legalizację ich zawodu. Deputowani SPD, Zielonych i postkomunistycznej PDS zapewnili "anielski orszak", że istnieje już projekt stosownej ustawy, który za kilka tygodni trafi pod obrady parlamentu. Biorąc pod uwagę podział sił w Bundestagu, posłanka Irmingard Schewe-Gerigk nie przewiduje, by pojawiły się trudności z jej uchwaleniem. Zgodnie z projektem, miłość za pieniądze nie będzie uznawana za zachowanie niemoralne (paragraf 180a niemieckiego kodeksu karnego o karze trzech lat więzienia za wspieranie prostytucji zostanie wykreślony), a kobietom świadczącym usługi cielesne mają być "zapewnione normalne warunki pracy i bezpieczeństwo socjalne". Utrzymany zostanie jedynie zakaz uprawiania prostytucji w niektórych rejonach aglomeracji miejskich.
Więcej możesz przeczytać w 10/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.