Niszcząc posągi z Bamjanu, talibowie wpisali się na listę XX-wiecznych barbarzyńców. Kiedy w 1945 r. sztab prezydenta Trumana zastanawiał się, na które miasta Japonii zrzucić bombę atomową, sekretarz wojny Henry L. Stipson wykreślił z listy potencjalnych celów Kioto. Podobno historycy sztuki przekonali go, że nie wolno zniszczyć skarbów średniowiecznej stolicy kraju. W Afganistanie nikt nie pyta o zdanie historyków sztuki, a dyrektor Muzeum w Kabulu jest na wygnaniu.
Przywódca talibów, mułła Mohammed Omar, który we śnie widział Proroka, uznał, że zniszczyć trzeba wszystko, co obraża prawa Koranu. Nawet najcenniejsze na świecie posągi Buddy wykute w skałach Bamjanu.
P osągi Buddy (pięćdziesięciopięcio- i czterdziestometrowy) pochodzą z V w. i są częścią klasztoru z I w. wykutego w skałach gór Chazaradżat. Mniejszy zniszczono częściowo w czasie ofensywy talibów we wrześniu 1998 r. Ostrzelano wtedy z dział czołgowych i rakiet twarz Buddy. Posągi z Bamjanu są zabytkiem tej samej klasy, co Ściana Płaczu, Akropol i terakotowa armia w Xian. To nie jedyne skazane na zagładę zabytki Afganistanu. W czasie wojny zdemolowano pałace i muzea, teraz brodaci wojownicy niszczą w całym kraju "obrażające Boga" rzeźby.
Talibowie nie są w swym barbarzyństwie odosobnieni. Wiek XX, który miał być stuleciem oświecenia i postępu, okazał się czasem najkrwawszych wojen i niszczenia dóbr kultury w imię obłąkańczych ideologii. Również w Afganistanie zabytki dewastuje ideologiczna policja - Komisja Wspierania Cnót i Walki z Występkiem. Zniszczyła już wszystkie kina, taśmy filmowe, kasety wideo i magnetofonowe, telewizory, szkoły i szpitale (poza koranicznymi) oraz niemal wszystkie książki - poza Koranem. Jest jednak pewna nadzieja. Jak wykazuje doświadczenie, unicestwiające zabytki i dzieła sztuki reżimy łączyły ideologię z rabunkiem. Niewykluczone więc, że i talibowie będą chcieli część zakazanych dzieł sztuki sprzedać, a oferty zakupu już się pojawiły.
W ostatnich latach ofiarą wojny i konfliktów religijnych padły najcenniejsze zabytki byłej Jugosławii (most w Mostarze, Dubrownik), meczet Babura w indyjskiej Ajodhji czy grób patriarchy Józefa w izraelskim Nablusie. Nikt jednak nie zdołał zrealizować obłąkańczych pomysłów lepiej niż tyrani XX w., którzy pragnęli "rządzić całym światem i ustanawiać jeden miernik wartości": Lenin, Stalin, Hitler, Mao Tse-tung, Kim Ir Sen, Pol Pot, Chomeini i wielu pomniejszych, jak Milosević, a teraz Mohammed Omar.
Prekursorami XX-wiecznego barbarzyństwa byli bolszewicy. Niszczyli zabytki, głównie cerkwie i kościoły (w pałacach początkowo urzędowali "wybrańcy ludu"), z powodów ideologicznych, ale główną motywacją był rabunek. Świadczy o tym list Lenina do Biura Politycznego z 19 marca 1922 r.: "W chwili, gdy tyle zagłodzonych istot żywi się ludzkim mięsem, gdy drogi usłane są setkami, tysiącami trupów, teraz i tylko teraz możemy (...) skonfiskować majątek Cerkwi ze straszną, bezlitosną energią. (...) Możemy w ten sposób zdobyć skarb wartości miliardów rubli w złocie". Za rządów Lenina gubernie miały normy rozstrzelań inteligentów. Były też centralnie ustanawiane normy palenia książek, obrazów, rozbijania dzwonów...
Faszyści niszczyli kulturę żydowską, palili Torę, burzyli synagogi. Niszczyli też własną kulturę w imię tworzenia aryjskiego nadczłowieka. Rabowali majątek prywatny i państwowy. Ogromne zniszczenia były też skutkiem rozpętanej przez nich wojny, na przykład zbombardowanie Akropolu.
Największą skalę niszczenia dzieł sztuki i zabytków osiągnęli jednak komuniści chińscy, którzy połączyli je z masowym terrorem. Nazywali inteligencję "dziewiątą śmierdzącą kategorią". Ogromne zniszczenia przyniosła w Chinach "dekada chaosu" (1966-1976, rewolucja kulturalna, strategia trzeciego frontu, zwalczanie Konfucjusza i Lun Biao). Spalono niemal wszystkie książki i dokumenty nie będące dziełami Mao, w tym starożytne druki i manuskrypty. Slogan Mao głosił: "Im więcej czytasz, tym stajesz się głupszy". Nie zburzono wprawdzie Zakazanego Miasta lub Świątyni Niebios, bo były one dumą przewodniczącego, który przyrównywał się do dawnych cesarzy, ale zniszczono tysiące mniejszych budowli, posągów, obrazów na jedwabiu i papierze, bezcennych wyrobów z porcelany. Dokładnie nie wiadomo nawet, co straciliśmy, bo spalono dokumentację zabytków, a większość historyków i kustoszy zamordowano.
Terytorialnie największych zniszczeń dokonano w Tybecie. Na początku okupacji zburzono 6254 klasztory buddyjskie (zostało zaledwie osiem) i rozstrzelano 110 tys. mnichów. Dewastacja odbywała się systematycznie z udziałem ekip "naukowców". W jednej tylko odlewni przetopiono 600 ton tybetańskich wyrobów z metalu. Ze świętych dla Tybetańczyków kamieni mani robiono chodniki i wychodki. Część zrabowanych dzieł sztuki ocalała, bo komuniści sprzedawali je na aukcjach, głównie w Hongkongu.
Podobnej dewastacji wytworów kultury buddyjskiej dopuszczali się komuniści północnokoreańscy i Czerwoni Khmerzy pod wodzą Pol Pota. W Kambodży wymordowano ludność miejską, skazując na śmierć "intelektualistów" na przykład za... posiadanie okularów. Planowano wysadzenie Angkor Wat. Ruiny największej świątyni świata i wielkiego miasta przetrwały dzięki temu, że zabrakło trotylu.
Gdzie są korzenie obłędu? Dr Jolanta Sierakowska-Dyndo tłumaczy, że niszczenie pomników przez talibów jest aktem desperacji, że czują się oni nie zrozumiani i skrzywdzeni przez świat. Hitler w pierwszych dwóch rozdziałach "Mein Kampf" tłumaczy, jak przez spisek inteligentów nie zrobił matury i nie dostał się na studia. Lenin, Stalin i Mao całe życie mścili się na inteligentach, którzy pogardzali nimi w młodości. Sami mieli poważne braki w wykształceniu. Saloth Sar (Pol Pot) został w młodości wyrzucony ze szkoły zawodowej "z powodu tępoty i lenistwa".
Na tle prawdziwej wielkiej historii wizje nowego człowieka i społeczeństwa okazywały się chore i karłowate. Na tle zabytków wielkiej sztuki nowa sztuka i kultura (na przykład socrealizm) jest kiczowata. Talibom przeszkadzają posągi w Bamjanie, bo sami nie potrafią stworzyć nic wartościowego. To motywacja Herostratesa, który chciał być sławny, ale nie umiał budować świątyń.
Jest też nadzieja, że po raz pierwszy świat cywilizowany wyciągnie wnioski z przejawów nowoczesnego barbarzyństwa. Nie wystarczy wyrażać ubolewań i słać listów z protestami. ONZ powinna uznać niszczenie dzieł sztuki i zabytków za zbrodnię przeciw ludzkości, by sprawców takich czynów można było stawiać przed międzynarodowym trybunałem karnym. Taka inicjatywa to pole do popisu dla polityków, zwłaszcza z krajów, które szczególnie ucierpiały w wyniku szaleństwa "naprawiaczy świata".
P osągi Buddy (pięćdziesięciopięcio- i czterdziestometrowy) pochodzą z V w. i są częścią klasztoru z I w. wykutego w skałach gór Chazaradżat. Mniejszy zniszczono częściowo w czasie ofensywy talibów we wrześniu 1998 r. Ostrzelano wtedy z dział czołgowych i rakiet twarz Buddy. Posągi z Bamjanu są zabytkiem tej samej klasy, co Ściana Płaczu, Akropol i terakotowa armia w Xian. To nie jedyne skazane na zagładę zabytki Afganistanu. W czasie wojny zdemolowano pałace i muzea, teraz brodaci wojownicy niszczą w całym kraju "obrażające Boga" rzeźby.
Talibowie nie są w swym barbarzyństwie odosobnieni. Wiek XX, który miał być stuleciem oświecenia i postępu, okazał się czasem najkrwawszych wojen i niszczenia dóbr kultury w imię obłąkańczych ideologii. Również w Afganistanie zabytki dewastuje ideologiczna policja - Komisja Wspierania Cnót i Walki z Występkiem. Zniszczyła już wszystkie kina, taśmy filmowe, kasety wideo i magnetofonowe, telewizory, szkoły i szpitale (poza koranicznymi) oraz niemal wszystkie książki - poza Koranem. Jest jednak pewna nadzieja. Jak wykazuje doświadczenie, unicestwiające zabytki i dzieła sztuki reżimy łączyły ideologię z rabunkiem. Niewykluczone więc, że i talibowie będą chcieli część zakazanych dzieł sztuki sprzedać, a oferty zakupu już się pojawiły.
W ostatnich latach ofiarą wojny i konfliktów religijnych padły najcenniejsze zabytki byłej Jugosławii (most w Mostarze, Dubrownik), meczet Babura w indyjskiej Ajodhji czy grób patriarchy Józefa w izraelskim Nablusie. Nikt jednak nie zdołał zrealizować obłąkańczych pomysłów lepiej niż tyrani XX w., którzy pragnęli "rządzić całym światem i ustanawiać jeden miernik wartości": Lenin, Stalin, Hitler, Mao Tse-tung, Kim Ir Sen, Pol Pot, Chomeini i wielu pomniejszych, jak Milosević, a teraz Mohammed Omar.
Prekursorami XX-wiecznego barbarzyństwa byli bolszewicy. Niszczyli zabytki, głównie cerkwie i kościoły (w pałacach początkowo urzędowali "wybrańcy ludu"), z powodów ideologicznych, ale główną motywacją był rabunek. Świadczy o tym list Lenina do Biura Politycznego z 19 marca 1922 r.: "W chwili, gdy tyle zagłodzonych istot żywi się ludzkim mięsem, gdy drogi usłane są setkami, tysiącami trupów, teraz i tylko teraz możemy (...) skonfiskować majątek Cerkwi ze straszną, bezlitosną energią. (...) Możemy w ten sposób zdobyć skarb wartości miliardów rubli w złocie". Za rządów Lenina gubernie miały normy rozstrzelań inteligentów. Były też centralnie ustanawiane normy palenia książek, obrazów, rozbijania dzwonów...
Faszyści niszczyli kulturę żydowską, palili Torę, burzyli synagogi. Niszczyli też własną kulturę w imię tworzenia aryjskiego nadczłowieka. Rabowali majątek prywatny i państwowy. Ogromne zniszczenia były też skutkiem rozpętanej przez nich wojny, na przykład zbombardowanie Akropolu.
Największą skalę niszczenia dzieł sztuki i zabytków osiągnęli jednak komuniści chińscy, którzy połączyli je z masowym terrorem. Nazywali inteligencję "dziewiątą śmierdzącą kategorią". Ogromne zniszczenia przyniosła w Chinach "dekada chaosu" (1966-1976, rewolucja kulturalna, strategia trzeciego frontu, zwalczanie Konfucjusza i Lun Biao). Spalono niemal wszystkie książki i dokumenty nie będące dziełami Mao, w tym starożytne druki i manuskrypty. Slogan Mao głosił: "Im więcej czytasz, tym stajesz się głupszy". Nie zburzono wprawdzie Zakazanego Miasta lub Świątyni Niebios, bo były one dumą przewodniczącego, który przyrównywał się do dawnych cesarzy, ale zniszczono tysiące mniejszych budowli, posągów, obrazów na jedwabiu i papierze, bezcennych wyrobów z porcelany. Dokładnie nie wiadomo nawet, co straciliśmy, bo spalono dokumentację zabytków, a większość historyków i kustoszy zamordowano.
Terytorialnie największych zniszczeń dokonano w Tybecie. Na początku okupacji zburzono 6254 klasztory buddyjskie (zostało zaledwie osiem) i rozstrzelano 110 tys. mnichów. Dewastacja odbywała się systematycznie z udziałem ekip "naukowców". W jednej tylko odlewni przetopiono 600 ton tybetańskich wyrobów z metalu. Ze świętych dla Tybetańczyków kamieni mani robiono chodniki i wychodki. Część zrabowanych dzieł sztuki ocalała, bo komuniści sprzedawali je na aukcjach, głównie w Hongkongu.
Podobnej dewastacji wytworów kultury buddyjskiej dopuszczali się komuniści północnokoreańscy i Czerwoni Khmerzy pod wodzą Pol Pota. W Kambodży wymordowano ludność miejską, skazując na śmierć "intelektualistów" na przykład za... posiadanie okularów. Planowano wysadzenie Angkor Wat. Ruiny największej świątyni świata i wielkiego miasta przetrwały dzięki temu, że zabrakło trotylu.
Gdzie są korzenie obłędu? Dr Jolanta Sierakowska-Dyndo tłumaczy, że niszczenie pomników przez talibów jest aktem desperacji, że czują się oni nie zrozumiani i skrzywdzeni przez świat. Hitler w pierwszych dwóch rozdziałach "Mein Kampf" tłumaczy, jak przez spisek inteligentów nie zrobił matury i nie dostał się na studia. Lenin, Stalin i Mao całe życie mścili się na inteligentach, którzy pogardzali nimi w młodości. Sami mieli poważne braki w wykształceniu. Saloth Sar (Pol Pot) został w młodości wyrzucony ze szkoły zawodowej "z powodu tępoty i lenistwa".
Na tle prawdziwej wielkiej historii wizje nowego człowieka i społeczeństwa okazywały się chore i karłowate. Na tle zabytków wielkiej sztuki nowa sztuka i kultura (na przykład socrealizm) jest kiczowata. Talibom przeszkadzają posągi w Bamjanie, bo sami nie potrafią stworzyć nic wartościowego. To motywacja Herostratesa, który chciał być sławny, ale nie umiał budować świątyń.
Jest też nadzieja, że po raz pierwszy świat cywilizowany wyciągnie wnioski z przejawów nowoczesnego barbarzyństwa. Nie wystarczy wyrażać ubolewań i słać listów z protestami. ONZ powinna uznać niszczenie dzieł sztuki i zabytków za zbrodnię przeciw ludzkości, by sprawców takich czynów można było stawiać przed międzynarodowym trybunałem karnym. Taka inicjatywa to pole do popisu dla polityków, zwłaszcza z krajów, które szczególnie ucierpiały w wyniku szaleństwa "naprawiaczy świata".
Więcej możesz przeczytać w 10/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.