Konstytucję należy pisać, gdy się jest trzeźwym; po to, aby zabraniała robić pewnych rzeczy, gdy się jest pijanym" - stwierdził Friedrich von Hayek. Po lekturze tekstu "Konstytucja fikcji", skąd pochodzi cytat, trudno się oprzeć wrażeniu, że powstała niespełna cztery lata temu nasza ustawa zasadnicza została napisana przez - żeby pozostać w zgodzie z terminologią tak zwanej politycznej poprawności - trzeźwych inaczej.
Konstytucję należy pisać, gdy się jest trzeźwym; po to, aby zabraniała robić pewnych rzeczy, gdy się jest pijanym" - stwierdził Friedrich von Hayek. Po lekturze tekstu "Konstytucja fikcji", skąd pochodzi cytat, trudno się oprzeć wrażeniu, że powstała niespełna cztery lata temu nasza ustawa zasadnicza została napisana przez - żeby pozostać w zgodzie z terminologią tak zwanej politycznej poprawności - trzeźwych inaczej.
Ponieważ ten składający się aż z 243 artykułów stek frazesów i komunałów można traktować równie poważnie jak reklamę piwa bezalkoholowego "Strong", postanowiłem zarekomendować Szanownym Czytelnikom własny projekt nowej konstytucji III RP. Ma on same zalety. Po pierwsze, jak każe Hayek, powstał w warunkach absolutnej abstynencji. Po drugie konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w moim wydaniu jest krótsza nawet niż siedmiopunktowa (nie licząc poprawek) konstytucja amerykańska; składa się bowiem zaledwie z dwóch artykułów i aneksu. Po trzecie, wspomniany projekt jest uniwersalny, godzi nawet socjalistów z liberałami.
"Kobieta to człowiek, który jest w stanie urodzić dziecko. Kobiety mają prawo do pięćdziesięcioprocentowego udziału we władzach ustawodawczych" - tak brzmiałby artykuł pierwszy. Przyznam, że definicję osobnika płci żeńskiej zaczerpnąłem ze słynnej "zielonej książeczki" autorstwa Muammara al-Kaddafiego, przywódcy Libijskiej Arabskiej Dżamahirii Ludowo-Socjalistycznej. Passus ten, mam wrażenie, oddaje należną cześć matce Polce. Drugie zdanie z kolei - w jedynym bodajże państwie na świecie, gdzie mężczyźni całują kobiety w rękę nie tylko w sytuacjach intymnych i gdzie zawsze puszczają je przodem, nie tylko, jak w niektórych krajach ogarniętych wojną, na polu minowym - pozwala wreszcie spełnić polityczne aspiracje przedstawicielek płci pięknej. W szczególności uznaje za pozbawiony podstaw prawnych haniebny, bo dyskryminujący kobiety, wymysł liderów SLD, aby sejmową reprezentację sojuszu zaledwie w jednej trzeciej stanowiły panie. "Równouprawnienie znaczy po połowie, pa pałam, kak gowariat, fifty-fifty!" - jak trafnie zauważa Jan Pietrzak ("Potęga prostych rozwiązań").
Artykuł drugi brzmiałby następująco: "Rzeczpospolita Polska zapewnia zdrowie, szczęście i pomyślność całemu ludowi pracującemu miast i wsi, z naszymi drogimi plantatorami buraka cukrowego na czele". Artykuł w tym brzmieniu ukontentowałby zapewne nie tylko archanioła polskich rolników Gabriela Janowskiego, ale także wszystkich socjalistów z lewej oraz prawej strony sceny politycznej. Wreszcie Rzeczpospolita pochyliłaby się nad tymi, których - jak rzekł w swoim czasie poseł Marek Jurek - "bezduszny, drapieżny kapitalizm skazał na niewyobrażalne wyrzeczenia". "Tak im dopomóż Bóg" - brzmiałoby zakończenie artykułu drugiego (ukłon w stronę katolickiej większości naszego społeczeństwa). Wreszcie aneks: "Bóg pomaga tylko tym, którzy sami sobie pomagają" (ukłon w stronę liberałów). Czyż mój projekt nowej konstytucji RP nie zadowala wszystkich?
Nie - odpowie ktoś - bo faworyzuje plantatorów buraka cukrowego. Dlaczego, pisząc o ludzie pracującym miast i wsi, wymieniam właśnie "drogich plantatorów buraka cukrowego", a pomijam górników, hutników bądź pielęgniarki? - zapyta ten ktoś. Ano dlatego, że plantatorzy buraka cukrowego najskuteczniej bronią polskości naszej ziemi i naszych zakładów pracy. Dlatego właśnie, że są drodzy. Cóż z tego, że na początku marca tona cukru na giełdzie londyńskiej kosztowała 925 zł, a na rodzimych giełdach - 1980 zł? Cóż z tego, że wkrótce - gdy z udziałem plantatorów buraka cukrowego powstanie spółka Polski Cukier - za luksus słodzenia herbaty przyjdzie nam płacić najdrożej w Europie? Wara zachodnim inwestorom od naszych cukrowni! "Nie prywatyzujemy, bo nasze polskie gówno na polu jest droższe od fiołków obcego kapitału" - słusznie puentuje w tym numerze Michał Zieliński.
Ponieważ ten składający się aż z 243 artykułów stek frazesów i komunałów można traktować równie poważnie jak reklamę piwa bezalkoholowego "Strong", postanowiłem zarekomendować Szanownym Czytelnikom własny projekt nowej konstytucji III RP. Ma on same zalety. Po pierwsze, jak każe Hayek, powstał w warunkach absolutnej abstynencji. Po drugie konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w moim wydaniu jest krótsza nawet niż siedmiopunktowa (nie licząc poprawek) konstytucja amerykańska; składa się bowiem zaledwie z dwóch artykułów i aneksu. Po trzecie, wspomniany projekt jest uniwersalny, godzi nawet socjalistów z liberałami.
"Kobieta to człowiek, który jest w stanie urodzić dziecko. Kobiety mają prawo do pięćdziesięcioprocentowego udziału we władzach ustawodawczych" - tak brzmiałby artykuł pierwszy. Przyznam, że definicję osobnika płci żeńskiej zaczerpnąłem ze słynnej "zielonej książeczki" autorstwa Muammara al-Kaddafiego, przywódcy Libijskiej Arabskiej Dżamahirii Ludowo-Socjalistycznej. Passus ten, mam wrażenie, oddaje należną cześć matce Polce. Drugie zdanie z kolei - w jedynym bodajże państwie na świecie, gdzie mężczyźni całują kobiety w rękę nie tylko w sytuacjach intymnych i gdzie zawsze puszczają je przodem, nie tylko, jak w niektórych krajach ogarniętych wojną, na polu minowym - pozwala wreszcie spełnić polityczne aspiracje przedstawicielek płci pięknej. W szczególności uznaje za pozbawiony podstaw prawnych haniebny, bo dyskryminujący kobiety, wymysł liderów SLD, aby sejmową reprezentację sojuszu zaledwie w jednej trzeciej stanowiły panie. "Równouprawnienie znaczy po połowie, pa pałam, kak gowariat, fifty-fifty!" - jak trafnie zauważa Jan Pietrzak ("Potęga prostych rozwiązań").
Artykuł drugi brzmiałby następująco: "Rzeczpospolita Polska zapewnia zdrowie, szczęście i pomyślność całemu ludowi pracującemu miast i wsi, z naszymi drogimi plantatorami buraka cukrowego na czele". Artykuł w tym brzmieniu ukontentowałby zapewne nie tylko archanioła polskich rolników Gabriela Janowskiego, ale także wszystkich socjalistów z lewej oraz prawej strony sceny politycznej. Wreszcie Rzeczpospolita pochyliłaby się nad tymi, których - jak rzekł w swoim czasie poseł Marek Jurek - "bezduszny, drapieżny kapitalizm skazał na niewyobrażalne wyrzeczenia". "Tak im dopomóż Bóg" - brzmiałoby zakończenie artykułu drugiego (ukłon w stronę katolickiej większości naszego społeczeństwa). Wreszcie aneks: "Bóg pomaga tylko tym, którzy sami sobie pomagają" (ukłon w stronę liberałów). Czyż mój projekt nowej konstytucji RP nie zadowala wszystkich?
Nie - odpowie ktoś - bo faworyzuje plantatorów buraka cukrowego. Dlaczego, pisząc o ludzie pracującym miast i wsi, wymieniam właśnie "drogich plantatorów buraka cukrowego", a pomijam górników, hutników bądź pielęgniarki? - zapyta ten ktoś. Ano dlatego, że plantatorzy buraka cukrowego najskuteczniej bronią polskości naszej ziemi i naszych zakładów pracy. Dlatego właśnie, że są drodzy. Cóż z tego, że na początku marca tona cukru na giełdzie londyńskiej kosztowała 925 zł, a na rodzimych giełdach - 1980 zł? Cóż z tego, że wkrótce - gdy z udziałem plantatorów buraka cukrowego powstanie spółka Polski Cukier - za luksus słodzenia herbaty przyjdzie nam płacić najdrożej w Europie? Wara zachodnim inwestorom od naszych cukrowni! "Nie prywatyzujemy, bo nasze polskie gówno na polu jest droższe od fiołków obcego kapitału" - słusznie puentuje w tym numerze Michał Zieliński.
Więcej możesz przeczytać w 11/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.