Nagródź się sam!

Nagródź się sam!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polskie Grammy i Oscary, czyli nasze zadęcie. Przedwiośnie jest porą przyznawania nagród branżowych za poprzedni rok w filmie i show-businessie. 21 lutego ogłoszono laureatów Grammy, 25 marca czeka nas rozdanie Oscarów. Także w Polsce przyznano właśnie Fryderyki, a kilka dni temu poznaliśmy nominacje do filmowych Złotych Orłów (rozstrzygnięcie w kwietniu). Trudno jednak porównywać nie tylko rangę wspomnianych nagród, ale także ich miarodajność. Cóż, jaki rynek, takie laury.


Pomysł amerykański produkcji polskiej
Wzory czerpiemy z Zachodu. Niestety, przeważnie kupujemy zaledwie ćwierć pomysłu (na przykład scenariusz gali, choć i z jego realizacją bywa różnie). Fryderyki nazywane są więc "polskimi Grammy", a Złote Orły - "polskimi Oscarami". Rozliczne światowe nagrody w dziedzinie produkcji telewizyjnej oraz reklamowej również mają u nas swoje odpowiedniki. Na podobieństwo amerykańskiej powstała też w naszym kraju Akademia Telewizyjna czy Akademia Fonograficzna - bo to przecież tak poważnie brzmi. Przydawanie sobie autorytetu przez gremia przyznające nagrody jest tym bardziej groteskowe, że nasz rynek jest w sumie ubogi, zarówno pod względem podaży, jak i liczby produkcji wysokiej jakości.

Jak się przyznaje Oscary i Grammy
Wyróżnienia artystyczne można podzielić na dwie kategorie. Jedne to nagrody eksperckie; w dziedzinie filmu przyznawane na festiwalach przez jurorów różnych specjalności (w tym krytyków), w fonografii są to wyróżnienia recenzentów pism specjalistycznych. Drugie to nagrody branżowe, takie jak Oscary, Grammy czy Emmy - cenione przez artystów, gdyż świadczą o uznaniu ze strony kolegów po fachu. Oscary przyznają reprezentanci poszczególnych dziedzin sztuki filmowej: reżyserzy głosują na najlepszego reżysera, aktorzy - na aktorów, producenci - na producentów; tylko najlepszy film wybierają wszyscy. Krytycy w ogóle nie uczestniczą w tych plebiscytach.
Podobnie jest w wypadku Grammy. Amerykańska Akademia Fonograficzna liczy aż 17 tys. osób. Są wśród nich członkowie zrzeszeni (associate members), czyli dziennikarze, krytycy, menedżerowie i przedstawiciele muzycznego biznesu; członkowie stowarzyszeni (affiliate members) - nauczyciele, studenci czy muzykoterapeuci; ale nagrody przyznają - i to wyłącznie w swoich dziedzinach - tylko członkowie głosujący (voting members), czyli muzycy, autorzy piosenek, inżynierowie dźwięku, aranżerzy itp.

Czym Fryderyki różnią się od Grammy
Taka procedura ma oczywiście sens i znamiona uczciwości w warunkach podobnych do amerykańskich - rynek w Stanach Zjednoczonych jest ogromny w porównaniu z naszym. Inaczej jest z Fryderykami. W tym roku, jak podają organizatorzy, o nominacje ubiegało się 125 albumów z muzyką polską, 63 z zagraniczną, 162 single i 105 teledysków (niefrasobliwie nie wymieniono, ile w której kategorii). Kategorii było 28 - dwadzieścia dotyczyło muzyki rozrywkowej, sześć klasycznej i dwie jazzowej. Już samo określenie kategorii i przyporządkowanie do nich płyt - przez organizatorów konkursu Grammy uznane za tak istotne, że powierzane ekspertom - w wypadku Fryderyków puszczono na żywioł. Na przykład w przywróconej w tym roku kategorii "album roku - muzyka tradycji i źródeł" nominowano m.in. drugą płytę Golec uOrkiestry oraz "Ano" Brathanków, które są produktami popowymi z minimalnymi nawiązaniami do folku, nie większymi niż w wypadku pamiętnego albumu Kayah i Bregovicia. Niejasna jest też kategoria "muzyka alternatywna". W obszarze muzyki poważnej do jednego worka pod tytułem "muzyka dawna" wrzucono średniowieczne pieśni hiszpańskie z operami barokowymi, "muzyka solowa" obejmuje zarówno płyty jednego muzyka, jak też zawierające solo z towarzyszeniem orkiestry, a w kategorii "muzyka wokalna" kazano rywalizować solowym gwiazdom z chórami.

Oceniają oceniani?
Organizatorzy konkursu Fryderyki 2000 podkreślali fakt, że nad głosowaniem czuwała profesjonalna firma Ernst&Young, która nadzoruje przyznawanie Złotych Globów. Nie jest to jednak gwarancja uczciwej rywalizacji - warunki takie trzeba zapewnić od samego początku.
Już nazwa nagrody, ustanowionej w 1995 r., wywołała skandal, gdyż inicjatorzy imprezy wykorzystali imię najwybitniejszego polskiego kompozytora, ale na osiemnaście kategorii przyjęli zaledwie jedną dotyczącą muzyki poważnej, a statuetka miała być karykaturą Chopina. Pomysłodawcy sami też stworzyli tak zwane Polskie Zgromadzenie Muzyczne, powołane do przyznawania wyróżnień. Po rozpętaniu się szerokiej dyskusji wycofali się z tej koncepcji, przez kilka lat próbowali zwiększać liczbę kategorii w dziedzinie muzyki poważnej, dołączać jazz oraz zapraszać do współpracy wszystkich czynnych krytyków. W grudniu 1999 r. nastąpiła jednak rewolta: grupa członków Związku Producentów Audio-Video powróciła do idei zgromadzenia muzycznego, powołując tak zwaną Akademię Fonograficzną i zapraszając do niej wyłącznie działaczy związku oraz kilkunastu (przyjaznych) działaczy muzycznych i krytyków (według regulaminu, co roku dołączają do tego grona także laureaci poprzedniej edycji konkursu). Skład gremium ustalili więc ci, którzy sami stanęli do współzawodnictwa! Zdarzyło się nawet, że osoba, która zgłosiła w pewnej kategorii najwięcej płyt, zadecydowała, kto miałby je oceniać. Nawet jeśli krążki te rzeczywiście były najlepsze, trudno tu mówić o uczciwej rywalizacji.
Niewielkie jest zresztą do tej rywalizacji pole. Polski rynek fonograficzny wciąż jest w powijakach, kino przeżywa kryzys, a poziom programów telewizyjnych czy produktów reklamowych przypomina głęboką prowincję. Nagrody branżowe służą więc w naszym kraju przede wszystkim dowartościowywaniu się środowisk.

Więcej możesz przeczytać w 12/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.