Najznamienitsze przedstawicielki amerykańskiego show-bussinesu z zapałem przystąpiły do publicznego wygłaszania, przepraszam za wyrażenie, monologów vaginy. Już ogłosiły 10 lutego V-Day . Po pierwsze, należy się ubrać na czerwono, po drugie, nie należy się liczyć z konserwatywną opinią publiczną, a po trzecie, w konsekwencji należy wygłosić na scenie jeden z "Monologów vaginy". Autorką bezpruderyjnych tekstów, które od pięciu lat rozpalają kobiece nadzieje na lepsze, godne życie, a ortodoksyjne przyzwoitki doprowadzają do spazmów, jest Eve Ensler, bohaterka jednego z najgłośniejszych w tej chwili obyczajowych one woman show.
Jego zdjęcia z teatralnego afisza już raz zażądał Rudy Giuliani, burmistrz Nowego Jorku. Show było, jego zdaniem, zbyt bliskie pornografii i tego okropnego feminizmu.
Najznamienitsze przedstawicielki amerykańskiego show-bussinesu już nie miały takich obiekcji i z zapałem przystąpiły do publicznego wygłaszania, przepraszam za wyrażenie, monologów vaginy. Dlaczego przepraszam? Otóż jedna z tamtejszych stacji telewizyjnych chciała zarejestrować przedstawienie Ensler, pod warunkiem że nie padnie w nim ani razu to okropne słowo "vagina". Wszystko na nic. Amerykanki już ogłosiły 10 lutego V-Day, którego obchody odbywają się w Madison Square Garden. W tym roku w czerwieni wystąpiły: Calista Flockhart, Brooke Shields, Isabella Rossellini, Marisa Tomei, Winona Ryder, Glenn Close i Susan Sarandon. Najsłynniejsza w tej chwili prawniczka świata, serialowa Ally McBeal, wygłosiła specjalnie dla niej napisany monolog o młodej dziewczynie, która odkrywa tajemnice własnej seksualności. "Żadna dziewczyna nie powinna się wstydzić swojej płci, tak jak żaden chłopak nie powinien jej źle traktować tylko dlatego, że na dole jest inna" - mówi Flockhart. "Czy nie dlatego postrzega się ją później jako kogoś gorszego, kim można pomiatać i kogo można seksualnie wykorzystywać?" - dodaje. Jane Fonda, także w czerwieni, po rozstaniu z Tedem Turnerem poszła tak daleko w zgłębianiu różnic między kobietą a mężczyzną, że przekazała ponad 12 mln USD na konto Center of Gender and Education na Uniwersytecie Harvarda. Pieniądze będą przeznaczone na badania dotyczące tego, jak szkoła już od najwcześniejszych lat zmienia osobowość dzieci. Wystarczy wbić im do głowy, że chłopiec to chłopiec, a dziewczynka to dziewczynka.
I znów okazuje się, że nic tak dobrze nie weryfikuje najsłuszniejszych nawet teorii jak praktyka. Wystarczy sięgnąć po tekst "Kobiety i głupstwo" zamieszczony w jednym z ostatnich numerów "Życia". Publicyści dziennika, tym razem Ryszard Legutko, konsekwentnie objaśniają nam, nie uświadomionym, świat. To, jak powinien wyglądać, jakie miejsce mamy w nim zajmować i na co z pokorą się zgadzać. Na szczęście dla nas, teoretycznie.
Oto znowu na łamy prasy powrócił za sprawą SLD i UW temat parytetu dla kobiet, które - jak ironicznie zauważa pan Legutko - jeszcze przed nadejściem feminizmu można było nazywać płcią piękną. Teraz też można. To tylko gwoli wyjaśnienia i bez ironii. Przez moment pomyślałam, że oto mam przed sobą kolejny tekst, który wywołuje jedynie uśmiech zażenowania, a za chwilę frasunek nie na żarty. "W Ameryce próbuje się uzasadnić system kwotowy przez wskazanie na historyczną dyskryminację Murzynów i kobiet - pisze Legutko. - Ale argument ten pozbawiony jest sensu. Nawet jeśli taka dyskryminacja kiedyś istniała, to nie sposób wykazać, że ta właśnie osoba - ten czarnoskóry, ta kobieta - powinna otrzymać dodatkowe punkty, ponieważ komuś w przeszłości o tym samym kolorze skóry czy tej samej płci działa się krzywda". No cóż, nie kiedyś i nie komuś, lecz setkom tysięcy kobiet na całym świecie. Wczoraj i dzisiaj.
Chyba że mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem antycypowania świata kobiet poprzez nie sprzyjającą im teorię. Pewnie dlatego publicysta będzie spoglądał na przyszłe członkinie partii z przykrą myślą, że ma oto do czynienia z nieudaczniczkami, które "powinny siedzieć w domu i zajmować się sprzątaniem, a nie pchać się do polityki". Zaskakuje mnie brak męskiej logiki u cytowanego publicysty, według którego feministyczna propaganda jest prymitywna, lecz mimo to "wielkie instytucje, media, politycy, intelektualiści" poddali się jej moralnemu szantażowi. Albo oni nie tacy intelektualiści, albo te feministki nie takie prymitywne. I nawet taka blondynka jak ja zorientuje się, że jedna teza wyklucza drugą. Dalej czytam, że sukcesy propagandowe feminizmu doprowadziły do degradacji umysłowej wyżej wymienionych. Sic! Nie rozumiem także, co "jest głupiego i to pod każdym względem" w zdaniu sprokurowanym dla ONZ przez Unię Europejską, że "bez reprodukcyjnych i seksualnych praw kobiet nie można prowadzić walki z rozprzestrzenianiem się AIDS". Ja nie rozumiem, a pan Legutko się nie dziwi, że polska delegacja nie podpisała się pod tym stwierdzeniem. A może publicyście chodzi o to, że w Polsce nie ma ani chorób wenerycznych, ani podziemia aborcyjnego, ani AIDS, ani przemocy w małżeńskiej sypialni... Jest za to raj na ziemi, w którym kobiecie najlepiej jest być płcią piękną.
Panie Ryszardzie, przepraszam, jeśli w tym momencie zbyt się do pana zbliżyłam, ale jedno jest pewne: znowu teoria przerosła praktykę.
Najznamienitsze przedstawicielki amerykańskiego show-bussinesu już nie miały takich obiekcji i z zapałem przystąpiły do publicznego wygłaszania, przepraszam za wyrażenie, monologów vaginy. Dlaczego przepraszam? Otóż jedna z tamtejszych stacji telewizyjnych chciała zarejestrować przedstawienie Ensler, pod warunkiem że nie padnie w nim ani razu to okropne słowo "vagina". Wszystko na nic. Amerykanki już ogłosiły 10 lutego V-Day, którego obchody odbywają się w Madison Square Garden. W tym roku w czerwieni wystąpiły: Calista Flockhart, Brooke Shields, Isabella Rossellini, Marisa Tomei, Winona Ryder, Glenn Close i Susan Sarandon. Najsłynniejsza w tej chwili prawniczka świata, serialowa Ally McBeal, wygłosiła specjalnie dla niej napisany monolog o młodej dziewczynie, która odkrywa tajemnice własnej seksualności. "Żadna dziewczyna nie powinna się wstydzić swojej płci, tak jak żaden chłopak nie powinien jej źle traktować tylko dlatego, że na dole jest inna" - mówi Flockhart. "Czy nie dlatego postrzega się ją później jako kogoś gorszego, kim można pomiatać i kogo można seksualnie wykorzystywać?" - dodaje. Jane Fonda, także w czerwieni, po rozstaniu z Tedem Turnerem poszła tak daleko w zgłębianiu różnic między kobietą a mężczyzną, że przekazała ponad 12 mln USD na konto Center of Gender and Education na Uniwersytecie Harvarda. Pieniądze będą przeznaczone na badania dotyczące tego, jak szkoła już od najwcześniejszych lat zmienia osobowość dzieci. Wystarczy wbić im do głowy, że chłopiec to chłopiec, a dziewczynka to dziewczynka.
I znów okazuje się, że nic tak dobrze nie weryfikuje najsłuszniejszych nawet teorii jak praktyka. Wystarczy sięgnąć po tekst "Kobiety i głupstwo" zamieszczony w jednym z ostatnich numerów "Życia". Publicyści dziennika, tym razem Ryszard Legutko, konsekwentnie objaśniają nam, nie uświadomionym, świat. To, jak powinien wyglądać, jakie miejsce mamy w nim zajmować i na co z pokorą się zgadzać. Na szczęście dla nas, teoretycznie.
Oto znowu na łamy prasy powrócił za sprawą SLD i UW temat parytetu dla kobiet, które - jak ironicznie zauważa pan Legutko - jeszcze przed nadejściem feminizmu można było nazywać płcią piękną. Teraz też można. To tylko gwoli wyjaśnienia i bez ironii. Przez moment pomyślałam, że oto mam przed sobą kolejny tekst, który wywołuje jedynie uśmiech zażenowania, a za chwilę frasunek nie na żarty. "W Ameryce próbuje się uzasadnić system kwotowy przez wskazanie na historyczną dyskryminację Murzynów i kobiet - pisze Legutko. - Ale argument ten pozbawiony jest sensu. Nawet jeśli taka dyskryminacja kiedyś istniała, to nie sposób wykazać, że ta właśnie osoba - ten czarnoskóry, ta kobieta - powinna otrzymać dodatkowe punkty, ponieważ komuś w przeszłości o tym samym kolorze skóry czy tej samej płci działa się krzywda". No cóż, nie kiedyś i nie komuś, lecz setkom tysięcy kobiet na całym świecie. Wczoraj i dzisiaj.
Chyba że mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem antycypowania świata kobiet poprzez nie sprzyjającą im teorię. Pewnie dlatego publicysta będzie spoglądał na przyszłe członkinie partii z przykrą myślą, że ma oto do czynienia z nieudaczniczkami, które "powinny siedzieć w domu i zajmować się sprzątaniem, a nie pchać się do polityki". Zaskakuje mnie brak męskiej logiki u cytowanego publicysty, według którego feministyczna propaganda jest prymitywna, lecz mimo to "wielkie instytucje, media, politycy, intelektualiści" poddali się jej moralnemu szantażowi. Albo oni nie tacy intelektualiści, albo te feministki nie takie prymitywne. I nawet taka blondynka jak ja zorientuje się, że jedna teza wyklucza drugą. Dalej czytam, że sukcesy propagandowe feminizmu doprowadziły do degradacji umysłowej wyżej wymienionych. Sic! Nie rozumiem także, co "jest głupiego i to pod każdym względem" w zdaniu sprokurowanym dla ONZ przez Unię Europejską, że "bez reprodukcyjnych i seksualnych praw kobiet nie można prowadzić walki z rozprzestrzenianiem się AIDS". Ja nie rozumiem, a pan Legutko się nie dziwi, że polska delegacja nie podpisała się pod tym stwierdzeniem. A może publicyście chodzi o to, że w Polsce nie ma ani chorób wenerycznych, ani podziemia aborcyjnego, ani AIDS, ani przemocy w małżeńskiej sypialni... Jest za to raj na ziemi, w którym kobiecie najlepiej jest być płcią piękną.
Panie Ryszardzie, przepraszam, jeśli w tym momencie zbyt się do pana zbliżyłam, ale jedno jest pewne: znowu teoria przerosła praktykę.
Więcej możesz przeczytać w 13/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.