Jak pies ze świnią

Jak pies ze świnią

Dodano:   /  Zmieniono: 
Negatywne stereotypy Polski pomagają nam przezwyciężyć słabości

Wanda nie chciała Niemca. I choć jej prawnuczki pozbyły się uprzedzeń, wiele negatywnych stereotypów hodowanych przez wieki w obu tradycjach ludowych przetrwało do dziś. Niektóre z nich odegrały pozytywną rolę.
 
Język niemiecki od prawieków kojarzył się Polakom ze szczekaniem. W ludowych przysłowiach znajdujemy pełno stwierdzeń w rodzaju "co Niemiec to pies" czy "zdechły Niemiec, zdechły pies, mała to różnica jest". Przedstawienia Niemców jako czworonogów pojawiają się choćby u Jana Kochanowskiego i Adama Mickiewicza, u Bolesława Prusa i Marii Konopnickiej, u Stefana Żeromskiego i Melchiora Wańkowicza. Nawet świątobliwy arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka nie nazywał Niemców inaczej jak "psie głowy". Być może była to pozostałość po zwycięskiej dla nas bitwie Bolesława Krzywoustego z Henrykiem V w 1109 r. pod Wrocławiem, kiedy ciała poległych Niemców rozwlekły po polu stada psów i dlatego miejsce bitwy nazwano Psim Polem. Jest jednak i wersja powiadająca, że nazwa "Psie Pole" wzięła się właśnie od wielu zabitych tam Niemców - w ludowej tradycji "psów". Naszych zachodnich sąsiadów nazywano też "diabłami". W zeznaniach kobiet oskarżonych o czary w XVII i XVIII wieku pojawiał się motyw szatana-Niemca, w niemieckim stroju, który zwodzi proste mieszczki, wożąc je karetą i częstując winem z eleganckich kubków. Z kolei w Rosji istniały analogiczne wyobrażenia diabła-Polaka.

Europejskie zoo
Niemcy nie pozostawali nam dłużni. Landrat Thein i Joseph Zeboni di Sposetti wspominali w 1814 r., że Niemcy powszechnie używają słowa "świnia" na określenie Polaków. Już w 1693 r. Jakub Kazimierz Haur napisał: "Kiedy Niemiec pijanego Polaka widzi, wtedy mówi polska świnia". Rycina niemiecka z początków XVIII stulecia przedstawia jako świnię polskiego szlachcica, ale nie w kontekście jego opilstwa, lecz nieludzkiego stosunku do poddanych. Ostatnio Witold Molik przypomniał obiegową opinię o mieszanych małżeństwach: skoro Polacy nazywają Niemców psami, a Niemcy Polaków świniami, to z takiego związku może się narodzić jedynie świniopies. Nie panowała więc w sąsiedzkich stosunkach atmosfera "unijna". Przypominała ona raczej zoo. Pruski radca Peter August Trebenfeld pisał o odwiecznej wrogości między Polakami a Brandenburczykami, a pewien saski oficer zauważył, że samo słowo "Prusak" wywołuje w Polakach nienawiść.
I vice versa. Kiedy pruski urzędnik Juliusz Schwartz w 1794 r. wyjeżdżał z rodzinnego Halberstadt, by objąć urzędniczą posadę w Bydgoszczy, wyobrażał sobie Polskę jako kraj dziki, pokryty puszczami i opanowany przez wilki. Jak wynika z relacji niemieckiego oficera z 1806 r., był zawiedziony, gdy okazało się, że w Wielkopolsce lasy są przetrzebione, a wilków niewiele. Alzatka Henrietta d’Oberkirch, znająca Polskę tylko ze słyszenia, pisała o niej "dziki kraj". Ze zrozumieniem wspominała o angielskiej pannie, która nie chciała wyjść za mąż za Polaka, bo "nie mogła zdecydować się na życie z dala od sztuki, bez konwersacji, wśród lasów, między Sarmatami odzianymi w zwierzęce skóry".
Dawanie wyrazu niechęci do sąsiadów przez nieprzyjazne porównania nie jest specjalnością naszego regionu. Jan Stanisław Bystroń twierdził, że karaluchy przybyć miały do nas z Rosji w XVII wieku i zwano je wówczas u nas "moskalami". W Niemczech znajdujemy je już w wieku XVI. We wschodnich obszarach tego kraju występowały pod nazwą "rosjanie", w północnych - "duńczyki". We Włoszech w Sienie zwano je "florentyńczykami", a we Florencji - dla rewanżu - "sieneńczykami". W Polsce do dzisiaj mówi się na nie "prusaki". Syfilis określa się w poszczególnych krajach chorobą francuską, hiszpańską czy włoską, przy czym nazwa zawsze piętnuje sąsiada. W Niemczech ta przypadłość znana była jako Warschauer Übel. Podobnie kołtun zwano "warkoczem znad Wisły" (być może na pamiątkę Wandy, która nie chciała).

Gospodarka, głupku
Od XVIII wieku dawne uprzedzenia etniczne zaczęły ustępować nowym, opartym na ocenie gospodarki i poziomu cywilizacyjnego krajów sąsiednich. Wtedy właśnie powstało i upowszechniło się wyrażenie polnische Wirtschaft - "polska gospodarka" - oznaczające niegospodarność, bałagan, nieporządek, brud. Jego polskim odpowiednikiem byłoby chyba porównanie "jak u Cyganów".
Określenie polnische Wirtschaft odnotowano w wypowiedziach Johanna Georga Forstera z 1784 r., jednak już wówczas było popularne w przygranicznych rejonach Niemiec. Polnische Wege oznaczało fatalne drogi. Polnischer Reichstag - sejm skorumpowany, bezwładny, wiecznie skłócony. Niemcy nigdy nie podziękowali nam za ten wkład w ich język. Ciekawe, że w XIX wieku taką samą gębę jak Polakom przyprawiano Irlandczykom. Pojawiły się niemieckie opisy Zielonej Wyspy doszukujące się podobieństw między irlandzkim i polskim sposobem gospodarowania.
Król pruski Fryderyk Wilhelm II, grabarz Rzeczypospolitej, miał powiedzieć, że "za pieniądze można wszystko w Polsce zdziałać". Krytykował też traktowanie przez szlachtę chłopów jak niewolników. Jego syn, przyszły Fryderyk Wilhelm III, pisał w liście do żony Luizy z Poznania 17 maja 1794 r., że kto Polski nigdy nie widział, nie jest w stanie wyrobić sobie pojęcia o tym kraju i jego mieszkańcach; że panuje tam niewyobrażalna nędza, a mimo to słyszy się, iż Wielkopolska stanowi najlepszą część Polski. Chłopi, jak donosił, przypominają bardziej dzikie zwierzęta niż ludzi i jak one żyją, a ich wsie i domostwa są brudne i panuje w nich nieporządek. Domy są bardzo małe, niskie i nadają się do mieszkania bardziej dla świń niż dla ludzi. Nawet autorzy Polakom przyjaźni, uważający rozbiory za hańbę, o kondycji polskiego społeczeństwa wyrażali się z mieszanymi uczuciami. "Polacy są bardzo niepewnym i chwiejnym ludem. Mówią wprawdzie o wolności i miłości ojczyzny, nie rozumieją jednak prawdziwego znaczenia tych cennych pojęć. Szaleją w dzikiej anarchii, jak leśne zwierzęta, i nazywają to wolnością" - napisał przyjaciel Polaków Christian Friedrich Daniel Schubart, który stawiał Niemcom za wzór majową konstytucję, a ostatniego króla Rzeczypospolitej miał za najświatlejszego monarchę Europy.

Nie ma tego złego...
Na przełomie XVIII i XIX wieku niemieccy obserwatorzy zauważali ze zdziwieniem, że Polska nie ma klasy średniej (Mittelstande). Pisali, że w Warszawie obok pałaców magnatów stały rudery nędzarzy, a prawdziwego miasta w tym mieście było niewiele. Spostrzegali, że w Berlinie przeciętnie domy są wyższe, a życie prostych ludzi lepsze. Rolę ersatzu klasy średniej mieli odgrywać Żydzi zajmujący się z wielkim talentem bankierstwem, handlem i wszelkimi interesami.
Negatywny stereotyp Polski w pruskich oczach paradoksalnie odegrał pozytywną rolę - pomógł nam przezwyciężyć słabości. Zdrowe pierwiastki wyłuskiwali zeń odbrązawiacze i burzyciele mitów, hamując zapędy megalomanii narodowej. Także w codziennym życiu naszych przodków, obok wrogości wobec barbarzyńskiej zaborczości i agresywności Prus, znajdziemy świadectwa szacunku dla pruskich osiągnięć gospodarczych i organizacyjnych. Można było brać z nich przykład, a najlepszym tego dowodem stała się Wielkopolska.

Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.