Paul Klee w Muzeum Narodowym w Warszawie. Nieobecność Paula Klee w dziesiątce malarzy pokazywanych w Zachęcie na wystawie "Klasycy XX wieku" świadczyła nie tylko o nawyku polskiej krytyki ostatnich lat (ściślej: tych, co ową dziesiątkę wybrali), skłaniającej się raczej ku artystom, którzy burzyli, niż ku tym, którzy budowali.
Ten nawyk wziął się ze słabej w Polsce znajomości jednego z najważniejszych i najpiękniejszych epizodów w sztuce XX wieku- epoki Bauhausu. Ta wielka szkoła estetyki, z której na Zachodzie wzięto gruntowną lekcję (co można obserwować choćby we wzornictwie), w naszej świadomości praktycznie nie zaistniała. Wystawa "Paul Klee - od szkicownika do obrazu" da nam wreszcie możliwość nadrobienia tej bardzo istotnej zaległości.
Osobowość malarska Klee nie miała sobie podobnych. Ten szwajcarski artysta (osiadły w Niemczech) łączył w sobie harmonijnie cechy - wydawałoby się - sprzeczne: naturę poety ze skłonnością do technicznych eksperymentów i teoretyzowania, mistykę z upodobaniem do burleski, skomplikowaną metaforyczność z dziecięcą prostotą, pęd ku nowoczesności z zainteresowaniem sztuką prymitywną. Przemawiał językiem symboli i mitów, skrótów i niedopowiedzeń, dosłowności i abstrakcji. Przy oglądaniu jego dzieł erudycja jest bardzo przydatna, ale bynajmniej nie konieczna - można tylko radować się kolorem i kształtem. Podobnie jak muzyką Mozarta (ukochanego kompozytora Klee; warto przypomnieć, że malarz ten był także zdolnym skrzypkiem) mogą się cieszyć zarówno ludzie osłuchani, jak i początkujący melomani. Dlatego twórczość tego malarza, choć wyrafinowana, jest jednocześnie jedną z najbardziej lubianych przez bywalców muzeów sztuki współczesnej na całym świecie.
Od impresjonizmu do abstrakcjonizmu
Malarstwo Klee jest wielkim elementarzem, podręcznikiem myślenia o sztuce europejskiej w pierwszej połowie XX wieku, kiedy to wszelkie wartości uległy zachwianiu. W młodości artysta przetrawiał doświadczenia impresjonizmu, choć był wówczas bardziej wprawny w rysunku niż w malarstwie. Przed I wojną światową, w latach 1910-1914, ogromnie owocne stały się dlań kontakty artystyczne i przyjaźnie, najpierw z Alfredem Kubinem, a potem z twórcami słynnego almanachu "Der Blaue Reiter" - Wassilym Kandinskym i Augustem Macke. Zarówno te przyjaźnie, jak i tryb życia samego malarza (prowadził wówczas dom i wychowywał synka, podczas gdy żona zarabiała na życie lekcjami fortepianu) miały wpływ na jego zainteresowanie rysunkami dziecięcymi i sztuką prymitywną. Pisał wtedy: "Istnieją mianowicie jeszcze i prapoczątki sztuki, które można znaleźć raczej w muzeum etnograficznym lub w domu, w pokoju dziecinnym (nie śmiej się, czytelniku). Dzieci to też potrafią i nie jest to w żadnym razie niszczące dla najnowszych zabiegów, lecz w tym fakcie tkwi pozytywna mądrość. Im bardziej nieporadne są te dzieci, tym bardziej pouczającą sztukę oferują, bowiem już tutaj istnieje korupcja: gdy dzieci zaczynają przyswajać sobie dojrzałe dzieła sztuki lub wręcz je naśladować".
Kontakt z Robertem Delaunayem w Paryżu, a potem podróż do Tunezji z przyjaciółmi spowodowały przełom w malarstwie Klee. "Kolor mnie posiadł. (...) Oto sens szczęśliwej godziny: ja i kolor to jedno. Jestem malarzem" - napisał w dzienniku. Jednocześnie artysta coraz bardziej skłaniał się ku abstrakcji, wówczas jeszcze w pogodnych barwach zainspirowanych sztuką Wschodu. Zaraz potem jednak przyszła trauma wojny, śmierć przyjaciół - Augusta Macke i Franza Marca, samobójstwo poety Georga Trakla. Rysunki i malarstwo Klee zmieniły klimat. "Im bardziej przerażający staje się ten świat (tak jak to się dzieje obecnie), tym bardziej abstrakcyjną jest sztuka, podczas gdy szczęśliwy świat tworzy doczesną sztukę" - pisał wtedy.
W roku 1919 zaangażował się w kilkumiesięczny żywot rewolucji monachijskiej. Ledwie jednak zdążył wstąpić do komitetu wykonawczego rewolucyjnych artystów, rząd upadł. To krótkie doświadczenie przywiodło malarza do wizjonerskich wniosków, zawartych w liście do Alfreda Kubina: "...nowa sztuka mogłaby potem przeniknąć do rzemiosła i spowodować jego wielki rozkwit. Bo nie byłoby już akademii, tylko szkoły artystyczne dla rzemieślników". Taką szkołą miał już niedługo stać się Bauhaus w Weimarze (a potem w Dessau).
Klee w Bauhausie
Klee działał w Bauhausie od roku 1921. W tej akademii, łączącej cechy szkoły sztuk pięknych i rzemiosła artystycznego, postulowano zjednoczenie rzeźby, malarstwa i rękodzieła, a w konsekwencji ścisłe współdziałanie sztuki z architekturą i przemysłem. Nauczyciele i uczniowie nazywali się mistrzami, czeladnikami i uczniami. Ci pierwsi dzielili się na mistrzów rzemiosła i formy. Klee był mistrzem formy w introligatorni, kierował też - wspólnie z Kandinskym - warsztatami malarstwa na szkle i malarstwa ściennego. Wytrzymał tam lat dziesięć; zaledwie dwa lata później, w roku 1932, władze miasta Dessau doprowadziły do likwidacji szkoły. Naziści zdławili ten ruch całkowicie. Kilka lat później Klee został przez nich nazwany "galicyjskim Żydem" (choć nim nie był), 17 jego dzieł znalazło się na osławionej wystawie "Entartete Kunst" (sztuka wynaturzona), a 102 obrazy zostały zarekwirowane w niemieckich kolekcjach publicznych (sam artysta w tym czasie wrócił już do rodzinnej Szwajcarii).
Pedagodzy i uczniowie Bauhausu, którzy wyemigrowali, przeszczepiali idee szkoły na grunt innych krajów, nigdy i nigdzie jednak nie udało się już stworzyć podobnej placówki. Mimo to hasło "Bauhaus" wciąż funkcjonuje jako źródło współczesnego myślenia o architekturze i wzornictwie. Klee w ostatnich latach życia (zmarł w 1940 r. w Bernie po długiej chorobie) zajmował się już wyłącznie własnym malarstwem.
Muzeum Klee
Pisma teoretyczne Klee z czasów Bauhausu cenione są na równi z pismami Kandinsky’ego. Na wystawie, którą obejrzymy w Warszawie i Poznaniu, będziemy się mogli zapoznać zarówno z malarstwem, jak i myślą teoretyczną Klee. Przedstawione zostaną 133 dzieła pochodzące m.in. z kolekcji Fundacji Paula Klee w Bernie, galerii w Monachium, Düsseldorfie, Bielefeld i Stuttgarcie, Państwowych Zbiorów Sztuki w Dreźnie, paryskiego Centre Pompidou, Muzeum Sztuki w Łodzi i Muzeum Narodowego w Warszawie. Wystawę przygotowywano niezwykle starannie i długo: trzy lata. Jest ona prawdziwym ewenementem, ponieważ dzieła Klee są bardzo rzadko wypożyczane ze względu na ich kruchość. Dobór również został dokładnie przemyślany: pominięto wiele dzieł znanych z niezliczonych reprodukcji, zobaczymy za to obiekty pokazywane publicznie po raz pierwszy. Wystawa składa się z siedmiu części prezentujących poszczególne problemy twórcze; w każdej z nich znajdą się karty ze spuścizny pedagogicznej, szkice i dzieła barwne.
Prezentacji tej towarzyszy wystawa "Hommage a Paul Klee", pokazująca, jak z teorii artysty korzystali polscy twórcy. Kuratorka wystawy Doro-ta Folga-Januszewska zwróciła się do kilku plastyków (m.in. Jana Berdyszaka, Edwarda Dwurnika, Ryszarda Grzyba, Zygmunta Januszewskiego, Zbigniewa Makowskiego i zmarłego w styczniu Jerzego Panka), którzy wykonali specjalnie na tę ekspozycję dzieła poświęcone Klee. Dołączono też prace twórców nieżyjących - Marii Jaremianki i Henryka Stażewskiego, klasyków polskiej abstrakcji, a także zmarłego pięć lat temu wybitnego malarza i krytyka Jerzego Stajudy, który jako artysta znajdował się pod dużym wpływem twórczości Klee (łącznie z inspiracjami muzycznymi), a jednocześnie jako teoretyk napisał wstęp do niewielkiego albumu wydanego w latach 70. przez Arkady, będącego przez wiele lat jedyną polską pozycją przedstawiającą dorobek tego artysty.
Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.