Smutne to nasze polskie zero tolerancji. Nie pytaj, przeciwko komu jest skierowane, bo dotyczy właśnie ciebie
Próba przeniesienia na polski grunt słynnej akcji nowojorskiej policji przeciw przestępcom ze wszech miar zasługuje na poparcie, ale może to być trudniejsze, niż nam się wydaje. Nie tylko dlatego, że nie mamy odpowiedniej liczby funkcjonariuszy i dość pieniędzy.
Próba przeniesienia na polski grunt słynnej akcji nowojorskiej policji przeciw przestępcom ze wszech miar zasługuje na poparcie, ale może to być trudniejsze, niż nam się wydaje. Nie tylko dlatego, że nie mamy odpowiedniej liczby funkcjonariuszy i dość pieniędzy.
Jak wiadomo, hasło "Zero tolerancji" oznacza niezwykle rygorystyczne reakcje policji na najdrobniejsze naruszenia prawa w miejscach publicznych, takie jak hałasy, picie alkoholu, przeklinanie, załatwianie potrzeb fizjologicznych i inne przejawy bezczelności lub swawoli. Eksperyment nowojorski dowiódł, że tolerowanie drobnych naruszeń prawa jest przyczyną wielu poważnych przestępstw i drastycznie wpływa na obniżenie poczucia bezpieczeństwa obywateli. Ponieważ przeciętni ludzie boją się łobuzom zwracać uwagę, musi ich w sposób stanowczy i zdecydowany wyręczać policja.
A jak jest z tolerancją w Warszawie, doniósł ostatnio "Super Express" z 30 mar-ca w tekście zatytułowanym "Pułkownik strzelił nielegalnie": "Siedzieliśmy w ośmiu na murku pod bankiem przy ul. Wąwozowej - opowiada 24-letni Hubert M., student z Warszawy. "Nasz kolega sikał na trawnik. Nagle przechodzący mężczyzna zaczął nas wyzywać" (...). Hubert ruszył w stronę pułkownika, a ten wyciągnął niewielki, kieszonkowy pistolet i strzelił mu pod nogi. Kula niegroźnie drasnęła Huberta. Pułkownik rzucił się do ucieczki. Ale na szczęście na ratunek studentom ruszył ojciec jednego z nich, który wyszedł z psem na spacer. "Ojciec dogonił pułkownika. Powalił go na ziemię" - opowiada 21-letni Tomasz W. "Studenci zawiadomili policję. Wtedy okazało się, że napastnik z pistoletem to wysoki rangą oficer. (...) Policjanci nie zbadali pułkownika alkomatem, nie wiadomo, czy w szpitalu, do którego go odwieziono, pobrano mu krew."
W podtytule tej kuriozalnej notatki gazeta wyjaśnia, w czym rzecz: "Pułkownik Sławomir G., do niedawna zastępca dowódcy Gromu i kandydat na attaché w USA, z nielegalnie posiadanej broni ranił młodego mężczyznę".
Widać gołym okiem, że "Super Express" lansuje stare i dobrze, niestety, u nas znane hasło: zero tolerancji dla tych, którzy ośmielają się zwrócić łobuzom uwagę lub w inny sposób ich zaczepiają. Oto Bogu ducha winni studenci w liczbie ośmiu siedzą sobie nocną porą na murku, piją piwo i czasami sikają, gdzie się da, bo gdzieś przecież muszą. Na grzeczną młodzież napada nagle i bez powodu człowiek z bronią. Dzielni młodzieńcy dają mu odpór i ten ucieka. I wtedy na ratunek goniącym rusza ojciec jednego z nich. Napastnik ostatecznie ląduje w szpitalu. Po co zaczepiał niewinnych żaków? Całe życie pracuję ze studentami i nie wiedziałem, że tak dużo młodzieży dzisiaj studiuje. Nie wiedziałem na przykład, że to studenci okupują po zmroku nasz pobliski ogródek jordanowski, wrzeszcząc, chlając i klnąc. Myślałem, że policja po prostu boi się tam zaglądać, ale skoro to są studenci, to bardzo przepraszam. Być może w ogóle jestem w błędzie, sądząc, że potrafię na oko, po wyglądzie, ocenić niektórych młodych ludzi jako mniej lub bardziej doświadczonych przestępców. Nasza policja natomiast wie dobrze, że generalnie są to studenci, i dlatego nie chce ich nękać, bo może im z jakichś błahych powodów przerwać naukę i narazić ich na stres, ku oburzeniu troskliwych rodziców.
Z bełkotu "Super Expressu" wynika, że prokuratura zarzuca pułkownikowi narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia osób cywilnych, a także nielegalne posiadanie broni. Pułkownik wykazał bowiem całkowite niezrozumienie i brak tolerancji dla uświęconych tradycją obyczajów uczącej się młodzieży oraz dopuścił się zbrojnej napaści na ośmiu przedstawicieli środowiska studenckiego. Całe szczęście, że młodzież bawiła się pod nadzorem ojca z psem, bo dzięki temu mogła napastnika pobić dokładniej. Dodatkowo jeszcze wojskowy nielegalnie posiadał broń, której chyba nawet nie potrafił użyć, bo ani studentom, ani ojcu, ani psu nic się nie stało. Agresywny wojskowy, gdy tylko wydobrzeje, poniesie surową karę za zuchwałe zaczepianie oraz narażanie na niebezpieczeństwo spokojnych młodych ludzi.
A z tą bronią to trochę tak, jakby mistrza Formuły 1 stawiać przed kolegium za kierowanie małym fiatem bez prawa jazdy. Smutne to nasze polskie zero tolerancji. Nie pytaj, przeciwko komu jest skierowane, bo dotyczy właśnie ciebie.
Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.