Jak inspektorzy NIK kontrolowali Fundację Animals
Kierownictwo Najwyższej Izby Kontroli zgodnym chórem odrzuca oskarżenia o polityczne motywy swojego działania. Tymczasem zapewnieniom tym przeczy choćby zamieszanie wokół raportu na temat komputeryzacji ZUS. Przeczy zresztą nie tylko ten raport i nie tylko ta inspekcja. Niedawno NIK zarzuciła Fundacji Animals niegospodarność, marnotrawienie publicznych pieniędzy i finansowanie jednej partii. Wszystko to miało się odbywać kosztem usypianych bez istotnego powodu zwierząt. Z dokumentów fundacji, przebiegu kontroli i sposobu jej prowadzenia można jednak wywnioskować, że to działania NIK były niezgodne z prawem. Co więcej, można sądzić, że to nie Fundacja Animals, ale wysłanie do niej urzędników miało służyć interesom pewnej partii. Chodzi o PSL i związane z nim gospodarcze lobby. Biorąc pod uwagę liczne spięcia między działaczami chłopskiej partii a przedstawicielami fundacji, a także polityczne umocowanie obecnego kierownictwa izby, nietrudno było przewidzieć, jak zakończy się ta kontrola.
Urzędnicy NIK poświęcili aż pięć miesięcy na sprawdzanie fundacji, co jest nieco dziwne, gdyż zatrudnia ona na etacie tylko jednego pracownika. Przedmiotem zainteresowania izby było wykonywanie zlecenia na prowadzenie Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Warszawie. Organizacja zarządza nim na mocy umowy z władzami stolicy od 1997 r. "Umowa powyższa była realizowana w sposób nieprawidłowy, stwierdzono przejawy niegospodarności w dysponowaniu środkami pochodzącymi z budżetu miasta i ze zbiórek publicznych w działalności zarówno fundacji, jak i schroniska" - ogłosił Andrzej Olejnik, dyrektor Departamentu Kontroli Doraźnych NIK. W sobie tylko znany sposób urzędnicy izby wycenili niegospodarność fundacji na 84 763 zł.
Nie wzięli pod uwagę zastrzeżeń, które organizacja zgłaszała wielokrotnie i na wszystkich etapach inspekcji. Zgodnie z przepisami ustawy o NIK, izba może badać inne podmioty niż organy administracji rządowej i samorządowej tylko w zakresie, w jakim wykorzystują one fundusze państwowe lub komunalne. A te Fundacja Animals w całości przeznaczyła na potrzeby schroniska. Co więcej, od stycznia 1999 r. urząd miasta wszystkie środki przesyłał bezpośrednio do schroniska, z pominięciem stowarzyszenia. Podobnie przekazano też pieniądze z publicznych zbiórek. Inspektorzy NIK postawili fundacji zarzut niegospodarności, mimo że podczas kontroli ani razu nie stwierdzono, by fundusze przekazane schronisku przez urząd miasta, gminy czy prywatnych darczyńców były wydatkowane na inne cele. Za przejaw niegospodarności uznano nawet zatrudnienie lekarza zajmującego się wyłącznie sterylizacją zwierząt. Stwierdzono, że wypłacone mu 19 644 zł to kwota za wysoka. Tymczasem za te pieniądze weterynarz wykonał 841 zabiegów (w prywatnych lecznicach trzeba by za nie zapłacić sześć razy więcej).
- Schronisko Na Paluchu nie zostało właściwie przygotowane do wypełniania przez stowarzyszenie działalności statutowej. W konsekwencji dopuszczono do przepełnienia placówki, co skutkowało padnięciami i eutanazją zwierząt - mówi Przemysław Szustakiewicz, rzecznik prasowy NIK. - W trakcie inspekcji stwierdzono nieprawidłowości w prowadzeniu dokumentacji schroniska i fundacji oraz niegospodarność. Nie dotyczyła ona jednak tylko kwestii finansowania przez stowarzyszenie kampanii wyborczej, ale przede wszystkim wiązała się z zawarciem niekorzystnych umów o dzieło i zleceń oraz systematycznego zwiększania liczby osób zatrudnionych w schronisku, co było nieadekwatne do wzrostu świadczonych prac i usług. Łączną wartość niegospodarnych działań oszacowano co najmniej na 84 763 zł. Miało to znaczny wpływ na stosunkowo małą liczbę działań podjętych przez Fundację Animals.
Fundacja Animals zarzuca kontrolerom NIK manipulowanie danymi. Dotyczy to przede wszystkim kwestii eutanazji, która stała się podstawą oskarżeń przeciwko stowarzyszeniu. Zdaniem inspektorów, liczba tych zabiegów była w warszawskim schronisku za duża. Tymczasem z dokumentów fundacji i danych zawartych w wystąpieniu pokontrolnym wynika, że pracownik NIK pomieszał dwie metody liczenia uśpionych zwierząt (a jeden stosowany przez niego sposób nie jest praktykowany nigdzie na świecie). Dzięki temu udało mu się ustalić, że eutanazji poddano ponad 65 proc. zwierząt w schronisku Na Paluchu i był to wyjątkowo wysoki odsetek w porównaniu z innymi tego typu placówkami w Polsce. Kłopot polega na tym, że porównując dane z różnych ośrodków, przyjęto inne kryteria dla schroniska Na Paluchu, inne zaś dla pozostałych. Gdyby posługiwano się jedną metodą liczenia, okazałoby się, że w 1999 r. w warszawskiej placówce uśpiono 37 proc. zwierząt, czyli aż o 21 proc. mniej niż w 1996 r., kiedy prowadził ją urząd miasta.
Zgodnie z prawem takie podmioty jak Fundacja Animals NIK może kontrolować tylko pod kątem legalności działań i gospodarności. Tymczasem inspektorzy izby postanowili zbadać celowość poczynań stowarzyszenia. Właśnie to jest powodem sformułowania zarzutu o "nie mieszczącym się w działalności statutowej" zaangażowaniu w ostatnie wybory samorządowe. Fundacja rzeczywiście zdecydowała się wesprzeć kandydatów na radnych, którzy pisemnie zobowiązali się do działania na rzecz zwierząt. Nie polegało to jednak na wpłaceniu pieniędzy, lecz wydrukowaniu plakatów z napisem "Przyjazny dla zwierząt", przedstawiających te osoby z bezdomnym psem. Trudno zgadnąć, dlaczego taka forma działania stowarzyszenia nie spodobała się kontrolerom.
Rzecznik prasowy NIK posunął się nawet dalej. W wywiadzie dla jednej ze stacji telewizyjnych powiedział, że "ustalenia kontroli w Fundacji Animals są bulwersujące, gdyż dotyczą finansowania ze środków przeznaczonych dla istot najsłabszych - bezdomnych psów i kotów - kampanii wyborczej jednego ugrupowania". W rzeczywistości wśród 43 kandydatów popartych przez stowarzyszenie byli przedstawiciele wszystkich liczących się w Polsce partii. Faktem jest, że nie było wśród nich działaczy PSL. Pominięcie ludowców nie wynikało jednak ze złej woli. Jedynym kryterium wyboru kandydata była jego dotychczasowa działalność na rzecz zwierząt, a wśród aktywistów PSL takich osób po prostu nie było.
Polityków stronnictwa nigdy zresztą nie można było zaliczyć do lobby broniącego praw zwierząt. Wręcz przeciwnie - od czasu, gdy Fundacja Animals złożyła w Sejmie autorski projekt ustawy o ochronie zwierząt, posłowie PSL robili wiele, by nie uchwalono jej w proponowanym kształcie. Na wszystkich etapach legislacji wszelkimi środkami próbowali opóźniać prace. Ze szczególnym zaangażowaniem zwalczali wprowadzenie zakazu tuczu gęsi i kaczek na stłuszczone wątroby. W tej sprawie stowarzyszenie zebrało i przesłało do Sejmu aż 88 tys. podpisów. Mimo zabiegów posłów i senatorów PSL, którzy przyjęcie tego zakazu chcieli maksymalnie odsunąć w czasie, ustawę w końcu udało się uchwalić. Czyżby był to główny i wystarczający powód wysłania kontrolerów do fundacji, swoisty dowód wdzięczności?
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.