Ponad 80 procent Polaków badanych przez Pentor chce podglądać innych, ale na to, by samemu być obiektem podglądania, zgadza się tylko co piąty. Ty widzisz ich, oni nie widzą ciebie" - głosi reklama programu "Big Brother", pierwszego reality show w naszej telewizji. Niestety, to założenie nazbyt optymistyczne. W Polsce bowiem każdy widzi wszystko i wszystkich, widzi nawet to, czego nie widać (Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oceniła "Dwa światy", zanim ukazały się na antenie).
Zastanawiające jest to, że poważna do bólu zębów debata dotyczy programu rozrywkowego, w dodatku sterowanego przez producenta, czyli bezpiecznego. Bezpiecznego tym bardziej, że nad wszystkim czuwa - niczym gospodarz domu w serialu "Alternatywy 4" - KRRiTV. Gdy program zaczyna się nazbyt podobać widzom, rada stwierdza, że to "apoteoza głupoty, prostactwa i prymitywizmu". Jeśli nie uświadomiona publiczność nie zechce zmienić gustów, producenci zostaną zapewne wezwani przez KRRiTV do "pokoju zwierzeń".
Tymczasem ponad cztery piąte badanych przez Pentor nie ma nic przeciwko reality show. Chcą wiedzieć, co Piotr robi teraz w domu Wielkiego Brata, co słychać u "tej pudernicy Alicji" (cytat z czatu) i co się stanie ze zdeterminowaną Moniką, gdy wróci do rodzinnej Suchej Beskidzkiej. Obserwowanie mieszkańców domu Wielkiego Brata odpowiada nam znacznie bardziej niż znalezienie się na ich miejscu: aż 80 proc. badanych przez Pentor chce podglądać innych, ale na to, by samemu być obiektem podglądania, zgadza się tylko co piąty. Lęki KRRiTV dotyczące trwałości zasad moralnych naszego narodu oraz tego, że na casting przyjdzie połowa społeczeństwa, są więc mocno przesadzone. Tym bardziej że nie chodzi tu właściwie o podglądanie, lecz o rodzaj rozgrywającego się na oczach widzów sitcomu.
Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.