Stanisław Tym "znikomo szkodliwy społecznie". Nikt - ze Stanisławem Tymem na czele - nie mógł bardziej ośmieszyć prokuratora Gorzkiewicza niż on sam. Czy może być coś śmieszniejszego niż proces, w którym prominentny funkcjonariusz państwa występuje przeciwko popularnemu satyrykowi? Przytoczona w sądzie przez obrońcę Tyma, mecenasa Jerzego Naumanna, dewiza, że "prawdziwa cnota krytyk się nie boi", będzie zapewne stała ością w prokuratorskim gardle po kres jego dni.
Jest rzeczą bezsporną, że w swoim felietonie zamieszczonym na łamach "Wprost" Stanisław Tym obszedł się z prokuratorem Gorzkiewiczem bez specjalnej delikatności. Sformułowania o nieskomplikowanej, prostolinijnej i czystej osobowości pułkownika, jego "umysłowej zezowatości" czy wreszcie nazwanie go "prokuratorem z Bożej łaski" nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Gorzkiewicz wziął to wszystko śmiertelnie serio. Prokurator i jego adwokat nie zwrócili jednak uwagi na to, że pisarstwo Stanisława Tyma nie jest referatem Biura Politycznego, lecz satyrą. Satyra zaś to gatunek literacki, który posługuje się groteską, przejaskrawieniem i karykaturą - po to, by w dobitny sposób odmalować naszą skrzeczącą pospolitość.
Spróbujmy jednak rozumować metodą prokuratora Gorzkiewicza i potraktować tekst Tyma z powagą godną nekrologu. Krytyka dotyczyła poczynań Pana Prokuratora w ramach śledztwa w sprawie domniemanego szpiegostwa Józefa Oleksego, ostatecznie umorzonej w kwietniu 1996 r. Prokuraturze Wojskowej stawiano wówczas zarzut, że nie ujęła rosyjskiego szpiega, samemu Gorzkiewiczowi zaś - że udostępnił Oleksemu tajne materiały ze śledztwa.
Wolność słowa w demokratycznym państwie polega właśnie na tym, że każdy może powiedzieć, co myśli. Gdy mamy do czynienia z wydarzeniami bulwersującymi, myśli te nabierają ostrości, a słowa stają się cięższe. Granicą tej wolności są prawa innych osób, co w praktyce oznacza, że nie można bezkarnie nikogo obrażać. Gdyby Tym w ten sam sposób napisał o zwykłym obywatelu, sam byłbym zwolennikiem wsadzenia go do pudła. Prokurator Gorzkiewicz nie jest jednak owym "Polakiem szarakiem", którego rzecznikiem mianował się Stanisław Tym. Jest osobą piastującą wysoką i odpowiedzialną funkcję publiczną, dlatego mamy prawo wnikliwie przyglądać się jego pracy. W tym właśnie duchu wypowiada się od lat Europejski Trybunał Praw Człowieka. O tym, jak daleko można pójść w tej krytyce, niech świadczy opisywana wielokrotnie sprawa austriackiego dziennikarza Oberschlicka, który w programie telewizyjnym nazwał prawicowego polityka Haidera idiotą. Była to reakcja na wystąpienie Haidera, który wszystkich żołnierzy biorących udział w II wojnie światowej, w tym niemieckich, nazwał obrońcami wolności i demokracji. Po serii nieudanych procesów przed sądami austriackimi sprawa trafiła do Strasburga. Trybunał Europejski przyznał rację dziennikarzowi.
Determinacja, z jaką prokurator Gorzkiewicz wystą-pił przeciwko tekstowi Tyma wzięła się zapewne stąd, że polskie prawo w sposób nie spotykany w nowoczesnych demokracjach chroni dobre imię urzędników państwowych. Przepisy te uznać należy - w świetle współczesnych standardów - za anomalię. Zakaz znieważania najwyższych organów wykorzystywany był w poprzednim systemie do ograniczania swobody wypowiedzi. Minister czy poseł - nie dość, że lepiej chroniony przez prawo niż zwykły obywatel - swoje sprawy może załatwić z oskarżenia publicznego, a więc bez adwokata i pozwu.
W Polsce (zgodnie z art.135 par. 3 kodeksu karnego) pod ochroną znajdują się Senat, Sejm, rząd, trybunały, rzecznik praw obywatelskich, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a nawet sądy wszystkich instancji. Zatem gazetowy rysunek Mleczki czy Czeczota, na którym szary obywatel pokazuje pani Grześkowiak lub panu Płażyńskiemu "gest Kozakiewicza", może się okazać przestępstwem ściganym z całą powagą z oskarżenia publicznego.
Wyrok w sprawie Tyma można przyjąć z ulgą. Aby jednak radość nie była nadmierna, warto zwrócić uwagę, że sąd nie uniewinnił podsądnego. Powiedział jedynie, że nie będzie go karać ze względu na "znikomą szkodliwość społeczną czynu". Można przez to rozumieć, że Tym w rzeczy samej zgrzeszył, tylko nie za bardzo. Dla mądrego błazna jest to oczywisty afront.
Spróbujmy jednak rozumować metodą prokuratora Gorzkiewicza i potraktować tekst Tyma z powagą godną nekrologu. Krytyka dotyczyła poczynań Pana Prokuratora w ramach śledztwa w sprawie domniemanego szpiegostwa Józefa Oleksego, ostatecznie umorzonej w kwietniu 1996 r. Prokuraturze Wojskowej stawiano wówczas zarzut, że nie ujęła rosyjskiego szpiega, samemu Gorzkiewiczowi zaś - że udostępnił Oleksemu tajne materiały ze śledztwa.
Wolność słowa w demokratycznym państwie polega właśnie na tym, że każdy może powiedzieć, co myśli. Gdy mamy do czynienia z wydarzeniami bulwersującymi, myśli te nabierają ostrości, a słowa stają się cięższe. Granicą tej wolności są prawa innych osób, co w praktyce oznacza, że nie można bezkarnie nikogo obrażać. Gdyby Tym w ten sam sposób napisał o zwykłym obywatelu, sam byłbym zwolennikiem wsadzenia go do pudła. Prokurator Gorzkiewicz nie jest jednak owym "Polakiem szarakiem", którego rzecznikiem mianował się Stanisław Tym. Jest osobą piastującą wysoką i odpowiedzialną funkcję publiczną, dlatego mamy prawo wnikliwie przyglądać się jego pracy. W tym właśnie duchu wypowiada się od lat Europejski Trybunał Praw Człowieka. O tym, jak daleko można pójść w tej krytyce, niech świadczy opisywana wielokrotnie sprawa austriackiego dziennikarza Oberschlicka, który w programie telewizyjnym nazwał prawicowego polityka Haidera idiotą. Była to reakcja na wystąpienie Haidera, który wszystkich żołnierzy biorących udział w II wojnie światowej, w tym niemieckich, nazwał obrońcami wolności i demokracji. Po serii nieudanych procesów przed sądami austriackimi sprawa trafiła do Strasburga. Trybunał Europejski przyznał rację dziennikarzowi.
Determinacja, z jaką prokurator Gorzkiewicz wystą-pił przeciwko tekstowi Tyma wzięła się zapewne stąd, że polskie prawo w sposób nie spotykany w nowoczesnych demokracjach chroni dobre imię urzędników państwowych. Przepisy te uznać należy - w świetle współczesnych standardów - za anomalię. Zakaz znieważania najwyższych organów wykorzystywany był w poprzednim systemie do ograniczania swobody wypowiedzi. Minister czy poseł - nie dość, że lepiej chroniony przez prawo niż zwykły obywatel - swoje sprawy może załatwić z oskarżenia publicznego, a więc bez adwokata i pozwu.
W Polsce (zgodnie z art.135 par. 3 kodeksu karnego) pod ochroną znajdują się Senat, Sejm, rząd, trybunały, rzecznik praw obywatelskich, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a nawet sądy wszystkich instancji. Zatem gazetowy rysunek Mleczki czy Czeczota, na którym szary obywatel pokazuje pani Grześkowiak lub panu Płażyńskiemu "gest Kozakiewicza", może się okazać przestępstwem ściganym z całą powagą z oskarżenia publicznego.
Wyrok w sprawie Tyma można przyjąć z ulgą. Aby jednak radość nie była nadmierna, warto zwrócić uwagę, że sąd nie uniewinnił podsądnego. Powiedział jedynie, że nie będzie go karać ze względu na "znikomą szkodliwość społeczną czynu". Można przez to rozumieć, że Tym w rzeczy samej zgrzeszył, tylko nie za bardzo. Dla mądrego błazna jest to oczywisty afront.
Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.