System podatków osobistych sprzyja tylko tym, którzy potrafią wykorzystać luki w prawodawstwie. Polacy znów mierzą się z zagadkami PIT. Każdy obywatel, który korzystał z ulg i odpisów, niech się na zapas zaopatrzy w relanium i walerianę. Zostanie potraktowany jak oszust i poddany drobiazgowej kontroli. A wyczekując w korytarzach urzędów skarbowych, niech pamięta, że przedsiębiorcy zawsze są tak traktowani.
Po co system podatkowy ma być prosty i dobry, skoro może być skomplikowany i nie spełniać żadnej ze swych funkcji, czyli nadawać się wyłącznie na śmietnik?
Minister Bauc i złodzieje
Propozycję wprowadzenia podatku liniowego i zniesienia wszystkich ulg (przy równoczesnym powiększeniu kwoty wolnej od opodatkowania, czyli stworzeniu preferencji dla mniej zarabiających) ogłosił Leszek Balcerowicz 31 czerwca 1999 r. Dalsze losy tego projektu są znane. Został utopiony wspólnymi siłami posłów SLD, AWS i PSL. Zbyt dobry i zbyt prosty system podatkowy może bowiem być zły w opinii dwóch grup osób: polityków, którzy chcą mieć duże możliwości manipulowania procesami i podmiotami gospodarczymi (jednym można dać ulgi, innym można...), oraz ludzi umiejących wykorzystywać luki w istniejącym prawodawstwie. Jak łatwo zauważyć, co w zegarku źle działa, najlepiej wiedzą ci, którzy go popsuli.
Mniej ważne, która z podanych przyczyn miała większe znaczenie. Istotne jest to, że stary system opodatkowania progresywnego z rozbudowanymi ulgami pozostał. Istniejące ulgi, co oczywiste, były wykorzystywane i nadużywane. To zapoczątkowało zabawę w policjantów i złodziei. Ministerstwo Finansów co roku próbuje zaostrzyć warunki korzystania z odpisów. Aby to osiągnąć, komplikuje jeszcze bardziej i tak skomplikowane przepisy. Wpędza to porządnych obywateli w silny stres. Nie mają oni bowiem żadnej pewności, czy mimowolnie nie stają się przestępcami (albo frajerami, dobrowolnie rezygnującymi z prawnie należnych im ulg). Ci natomiast, którzy wyspecjalizowali się w wynajdywaniu dziur, i tak potrafią je znaleźć.
W tej walce - co potwierdza co roku rosnąca wartość zwrotów podatkowych - Ministerstwo Finansów stoi na straconej pozycji. Dlatego sięga po broń ostateczną i bardzo drogą - zaostrza kontrolę. W tym roku absurd szukania złodziei wszędzie (z wyjątkiem miejsc, gdzie niewątpliwie są) sięgnął szczytu. Pan minister nakazał drobiazgową kontrolę zeznań podatkowych wszystkich obywateli, którzy domagają się zwrotu nadpłaconej zaliczki w kwocie przekraczającej 500 zł.
Paragraf 22
Szefowie urzędów skarbowych na ten idiotyzm najpierw psioczyli po cichu. Ostatnio jednak zaczynają go także obśmiewać publicznie. I chociaż jako państwowiec i legalista na ogół potępiam urzędników krytykujących władze zwierz-chnie, w tym wypadku domagam się, aby krytykantom wręczyć ordery.
Szefowie urzędów mają do czynienia z istnym paragrafem 22. Jeżeli w ustawowym terminie nie zwrócą nadpłaconych zaliczek, urzędy będą płacić karne odsetki, co odbije się na wynagrodzeniach pracowników. A jest oczywiste, że jeśli zaczną sprawdzać zeznania (w skali kraju będzie ich kilka milionów), z wypłatami na pewno nie zdążą. Mają zatem przed sobą niezbyt przyjemną alternatywę: podjąć próbę wykonania niewykonalnego polecenia i narazić się pracownikom albo zignorować polecenie i narazić się ministrowi. Oczywiście jako ludzie rozsądni wybiorą wariant trzeci. Stworzą pozór. Będą sprawdzać, ale niespiesznie, oczekując, aż czas wymusi rezygnację z akcji.
Akcja "Czyste gacie"
Na niektórych podatników traf jednak padnie. A wtedy trafi ich szlag. Bardzo sympatyczna pani będzie przeglądać rachunki: "Farba - 11,50 zł, pędzel - 1,75 zł. O nie, pędzla panu nie uznam, tu nie ma VAT". I tak dzięki odważnej akcji wykryte zostanie nadużycie na kwotę jednego złotego siedemdziesięciu pięciu groszy. Koszt śledztwa wynosić zaś będzie pięć (powiedzmy) milionów zeznań razy dwie godziny potrzebne do skontrolowania jednego oświadczenia. W sumie jeden milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy roboczodniówek, czyli sześćset dwadzieścia pięć etatów przeliczeniowych.
Sprawdzanie czystości gaci (podczas pożaru) mieć będzie jeszcze jeden skutek. Rozanielony uprzejmym potraktowaniem obywatel brzydkim słowem obdarzy cały rząd. Sprawi to, że poparcie dla AWS spadnie poniżej pięciu procent.
A przecież można by tak prosto. Liniowo. Bez ulg i z podwyższoną kwotą wolną od opodatkowania. Jasne, uczciwe i tak proste, że nawet minister Bauc nie potrafiłby nic tutaj zepsuć.
Minister Bauc i złodzieje
Propozycję wprowadzenia podatku liniowego i zniesienia wszystkich ulg (przy równoczesnym powiększeniu kwoty wolnej od opodatkowania, czyli stworzeniu preferencji dla mniej zarabiających) ogłosił Leszek Balcerowicz 31 czerwca 1999 r. Dalsze losy tego projektu są znane. Został utopiony wspólnymi siłami posłów SLD, AWS i PSL. Zbyt dobry i zbyt prosty system podatkowy może bowiem być zły w opinii dwóch grup osób: polityków, którzy chcą mieć duże możliwości manipulowania procesami i podmiotami gospodarczymi (jednym można dać ulgi, innym można...), oraz ludzi umiejących wykorzystywać luki w istniejącym prawodawstwie. Jak łatwo zauważyć, co w zegarku źle działa, najlepiej wiedzą ci, którzy go popsuli.
Mniej ważne, która z podanych przyczyn miała większe znaczenie. Istotne jest to, że stary system opodatkowania progresywnego z rozbudowanymi ulgami pozostał. Istniejące ulgi, co oczywiste, były wykorzystywane i nadużywane. To zapoczątkowało zabawę w policjantów i złodziei. Ministerstwo Finansów co roku próbuje zaostrzyć warunki korzystania z odpisów. Aby to osiągnąć, komplikuje jeszcze bardziej i tak skomplikowane przepisy. Wpędza to porządnych obywateli w silny stres. Nie mają oni bowiem żadnej pewności, czy mimowolnie nie stają się przestępcami (albo frajerami, dobrowolnie rezygnującymi z prawnie należnych im ulg). Ci natomiast, którzy wyspecjalizowali się w wynajdywaniu dziur, i tak potrafią je znaleźć.
W tej walce - co potwierdza co roku rosnąca wartość zwrotów podatkowych - Ministerstwo Finansów stoi na straconej pozycji. Dlatego sięga po broń ostateczną i bardzo drogą - zaostrza kontrolę. W tym roku absurd szukania złodziei wszędzie (z wyjątkiem miejsc, gdzie niewątpliwie są) sięgnął szczytu. Pan minister nakazał drobiazgową kontrolę zeznań podatkowych wszystkich obywateli, którzy domagają się zwrotu nadpłaconej zaliczki w kwocie przekraczającej 500 zł.
Paragraf 22
Szefowie urzędów skarbowych na ten idiotyzm najpierw psioczyli po cichu. Ostatnio jednak zaczynają go także obśmiewać publicznie. I chociaż jako państwowiec i legalista na ogół potępiam urzędników krytykujących władze zwierz-chnie, w tym wypadku domagam się, aby krytykantom wręczyć ordery.
Szefowie urzędów mają do czynienia z istnym paragrafem 22. Jeżeli w ustawowym terminie nie zwrócą nadpłaconych zaliczek, urzędy będą płacić karne odsetki, co odbije się na wynagrodzeniach pracowników. A jest oczywiste, że jeśli zaczną sprawdzać zeznania (w skali kraju będzie ich kilka milionów), z wypłatami na pewno nie zdążą. Mają zatem przed sobą niezbyt przyjemną alternatywę: podjąć próbę wykonania niewykonalnego polecenia i narazić się pracownikom albo zignorować polecenie i narazić się ministrowi. Oczywiście jako ludzie rozsądni wybiorą wariant trzeci. Stworzą pozór. Będą sprawdzać, ale niespiesznie, oczekując, aż czas wymusi rezygnację z akcji.
Akcja "Czyste gacie"
Na niektórych podatników traf jednak padnie. A wtedy trafi ich szlag. Bardzo sympatyczna pani będzie przeglądać rachunki: "Farba - 11,50 zł, pędzel - 1,75 zł. O nie, pędzla panu nie uznam, tu nie ma VAT". I tak dzięki odważnej akcji wykryte zostanie nadużycie na kwotę jednego złotego siedemdziesięciu pięciu groszy. Koszt śledztwa wynosić zaś będzie pięć (powiedzmy) milionów zeznań razy dwie godziny potrzebne do skontrolowania jednego oświadczenia. W sumie jeden milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy roboczodniówek, czyli sześćset dwadzieścia pięć etatów przeliczeniowych.
Sprawdzanie czystości gaci (podczas pożaru) mieć będzie jeszcze jeden skutek. Rozanielony uprzejmym potraktowaniem obywatel brzydkim słowem obdarzy cały rząd. Sprawi to, że poparcie dla AWS spadnie poniżej pięciu procent.
A przecież można by tak prosto. Liniowo. Bez ulg i z podwyższoną kwotą wolną od opodatkowania. Jasne, uczciwe i tak proste, że nawet minister Bauc nie potrafiłby nic tutaj zepsuć.
Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.