Wybitni naukowcy protestują przeciw apokaliptycznym wizjom zmiany klimatu. Scenariusz zapowiadanej katastrofy przewiduje dramatyczne powodzie i sztormy, raptowne topnienie lodowców, podniesienie poziomu mórz. Miliony ludzi z rejonów nadbrzeżnych w takich krajach, jak Chiny, Egipt czy Bangladesz, mają uciekać z zalewanych terenów i szukać gdzie indziej miejsca do życia.
Autorami tych ponurych wizji są członkowie Międzyrządowego Panelu ds. Zmiany Klimatu - w skrócie IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change). Ostatnia przepowiednia z serii przyjęła postać raportu ONZ i została jednomyślnie zaaprobowana podczas niedawnej konferencji polityków, dyplomatów i naukowców w Szanghaju.
Według tego dokumentu, średnia temperatura powietrza może wzrosnąć przez sto lat nawet o 5o C. Byłoby to najszybsze ocieplenie, jakie zdarzyło się od 10 tys. lat - twierdzą z przekonaniem autorzy raportu. Prognozy oparto na najnowszych sy-mulacjach komputerowych. Wykorzystano istniejące re-jestry pogody z ostatnich 150 lat, badania warstw lodowców, raf koralowych i słojów drzew. Łącznie zebrano informacje sięgające tysięcy lat w przeszłość.
Rezultaty komputerowych obliczeń upewniły członków panelu, że Ziemi grozi niebezpieczeństwo. "Widzimy groźne zmiany klimatu i jesteśmy przekonani, że wina leży po naszej stronie" - podsumował przebieg konferencji amerykański naukowiec Robert Watson, przewodniczący IPCC. Raport - tłumaczono zebranym - zawiera wystarczające dowody, aby twierdzić, że ocieplenie obserwowane od 50 lat jest przede wszystkim rezultatem działalności człowieka. Dwutlenek węgla powstający przy spalaniu benzyny, węgla czy ropy naftowej jest jak koł-dra zatrzymująca ciepło. "Naukowa jednomyślność widoczna w naszym raporcie powinna zabrzmieć jak dzwon alarmowy w stolicy każdego kraju i każdej lokalnej społeczności" - przekonywał Klaus Topfler, szef Programu Ochrony Środowiska ONZ, apelując o ratyfikowanie traktatu z Kioto. Zobowiązuje on wszystkie kraje uprzemysłowione do znacznego obniżenia emisji dwutlenku węgla.
Ten alarmistyczny ton nie na wszystkich robi wrażenie. Wizja katastrofalnego ocieplenia budzi coraz gwałtowniejsze protesty. Wybitni specjaliści wskazują, że Ziemia podlegała i nadal podlega niezależnym od człowieka zmianom klimatu. Protestują przeciw manipulacjom, jakich dopuszczają się autorzy raportu. Usunięto z niego bowiem wszelkie ślady odmiennych opinii i sporów. Ponad 17 tys. uczonych podpisało już jakiś czas temu petycję, znaną jako petycja oregońska. Jej autorzy twierdzą, iż "nie ma dowodów naukowych na to, że dwutlenek węgla, metan i inne gazy uwalniane do atmosfery w wyniku działań ludzkich mogą spowodować katastrofalne ogrzanie atmosfery i zmianę klimatu". Wśród sygnatariuszy petycji znalazło się 2100 fizyków, geofizyków, klimatologów i meteorologów oraz 4400 specjalistów w dziedzinie ochrony środowiska i badaczy wpływu dwutlenku węgla na rośliny i zwierzęta.
Według prof. Patricka Michaelsa z Uniwersytetu Virginii, dane ze światowej sieci naziemnych stacji pogodowych wskazują, że od 1880 r. średnia temperatura atmosfery wzrosła zaledwie o pół stopnia Celsjusza i zdarzyło się to przed rokiem 1940. Działalność przemysłowa po tej dacie i zwiększona emisja CO2 do atmosfery nie spowodowały żadnego ocieplenia. Najcieplej było 900 lat temu. Średnia temperatura była wtedy wyższa o 1-2o C niż obecnie i nie spowodowało to żadnych negatywnych konsekwencji.
Prof. Frederick Seitz, rektor Uniwersytetu Rockefellera w Nowym Jorku i były prezes amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, publicznie zarzucił raportowi międzyrządowego panelu nierzetelność. Według jednego z amerykańskich dzienników, powiedział: "Nigdy nie byłem świadkiem bardziej niepokojącej korupcji procesu wyboru złożonych do druku wyników badań niż w wypadku raportu ONZ. Żeby stworzyć wrażenie jednomyślności, usuwa się wszelkie opinie świadczące przeciw ociepleniu klimatu". - Adwokaci katastroficznej teorii od lat manipulują rezultatami badań, używając różnych strategii do zmylenia publiczności i mediów - twierdzi prof. Richard Lindzen, wybitny klimatolog amerykański.
Jak obliczyli ekonomiści amerykańscy, zredukowanie emisji dwutlenku węgla w Stanach Zjednoczonych o 7 proc. poniżej poziomu z 1990 r., jak proponują autorzy traktatu z Kioto, spowodowałoby spadek produkcji energii i równoczesny wzrost cen elektryczności o 50 proc., benzyny o 60 proc., a oleju opałowego o 70 proc. Ponad 2 mln osób straciłoby pracę, wzrosłyby ceny większości produktów spożywczych. Dostosowanie się do zmiany klimatu zniszczyłoby praktycznie gospodarkę.
Według tego dokumentu, średnia temperatura powietrza może wzrosnąć przez sto lat nawet o 5o C. Byłoby to najszybsze ocieplenie, jakie zdarzyło się od 10 tys. lat - twierdzą z przekonaniem autorzy raportu. Prognozy oparto na najnowszych sy-mulacjach komputerowych. Wykorzystano istniejące re-jestry pogody z ostatnich 150 lat, badania warstw lodowców, raf koralowych i słojów drzew. Łącznie zebrano informacje sięgające tysięcy lat w przeszłość.
Rezultaty komputerowych obliczeń upewniły członków panelu, że Ziemi grozi niebezpieczeństwo. "Widzimy groźne zmiany klimatu i jesteśmy przekonani, że wina leży po naszej stronie" - podsumował przebieg konferencji amerykański naukowiec Robert Watson, przewodniczący IPCC. Raport - tłumaczono zebranym - zawiera wystarczające dowody, aby twierdzić, że ocieplenie obserwowane od 50 lat jest przede wszystkim rezultatem działalności człowieka. Dwutlenek węgla powstający przy spalaniu benzyny, węgla czy ropy naftowej jest jak koł-dra zatrzymująca ciepło. "Naukowa jednomyślność widoczna w naszym raporcie powinna zabrzmieć jak dzwon alarmowy w stolicy każdego kraju i każdej lokalnej społeczności" - przekonywał Klaus Topfler, szef Programu Ochrony Środowiska ONZ, apelując o ratyfikowanie traktatu z Kioto. Zobowiązuje on wszystkie kraje uprzemysłowione do znacznego obniżenia emisji dwutlenku węgla.
Ten alarmistyczny ton nie na wszystkich robi wrażenie. Wizja katastrofalnego ocieplenia budzi coraz gwałtowniejsze protesty. Wybitni specjaliści wskazują, że Ziemia podlegała i nadal podlega niezależnym od człowieka zmianom klimatu. Protestują przeciw manipulacjom, jakich dopuszczają się autorzy raportu. Usunięto z niego bowiem wszelkie ślady odmiennych opinii i sporów. Ponad 17 tys. uczonych podpisało już jakiś czas temu petycję, znaną jako petycja oregońska. Jej autorzy twierdzą, iż "nie ma dowodów naukowych na to, że dwutlenek węgla, metan i inne gazy uwalniane do atmosfery w wyniku działań ludzkich mogą spowodować katastrofalne ogrzanie atmosfery i zmianę klimatu". Wśród sygnatariuszy petycji znalazło się 2100 fizyków, geofizyków, klimatologów i meteorologów oraz 4400 specjalistów w dziedzinie ochrony środowiska i badaczy wpływu dwutlenku węgla na rośliny i zwierzęta.
Według prof. Patricka Michaelsa z Uniwersytetu Virginii, dane ze światowej sieci naziemnych stacji pogodowych wskazują, że od 1880 r. średnia temperatura atmosfery wzrosła zaledwie o pół stopnia Celsjusza i zdarzyło się to przed rokiem 1940. Działalność przemysłowa po tej dacie i zwiększona emisja CO2 do atmosfery nie spowodowały żadnego ocieplenia. Najcieplej było 900 lat temu. Średnia temperatura była wtedy wyższa o 1-2o C niż obecnie i nie spowodowało to żadnych negatywnych konsekwencji.
Prof. Frederick Seitz, rektor Uniwersytetu Rockefellera w Nowym Jorku i były prezes amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, publicznie zarzucił raportowi międzyrządowego panelu nierzetelność. Według jednego z amerykańskich dzienników, powiedział: "Nigdy nie byłem świadkiem bardziej niepokojącej korupcji procesu wyboru złożonych do druku wyników badań niż w wypadku raportu ONZ. Żeby stworzyć wrażenie jednomyślności, usuwa się wszelkie opinie świadczące przeciw ociepleniu klimatu". - Adwokaci katastroficznej teorii od lat manipulują rezultatami badań, używając różnych strategii do zmylenia publiczności i mediów - twierdzi prof. Richard Lindzen, wybitny klimatolog amerykański.
Jak obliczyli ekonomiści amerykańscy, zredukowanie emisji dwutlenku węgla w Stanach Zjednoczonych o 7 proc. poniżej poziomu z 1990 r., jak proponują autorzy traktatu z Kioto, spowodowałoby spadek produkcji energii i równoczesny wzrost cen elektryczności o 50 proc., benzyny o 60 proc., a oleju opałowego o 70 proc. Ponad 2 mln osób straciłoby pracę, wzrosłyby ceny większości produktów spożywczych. Dostosowanie się do zmiany klimatu zniszczyłoby praktycznie gospodarkę.
Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.